OJCIEC I MATKA CHRZESTNI
W czwartek przeglądam zawsze nowy program telewizyjny, by zaznaczyć to, co warto obejrzeć. W tym tygodniu nie miałem kłopotu, gdyż gros czasu zajmie mi oglądanie tenisa, ponieważ właśnie zaczął się turniej w Wimbledonie. Ale gdzieś tam zauważyłem wznowienie klasycznego kryminału "Ojciec chrzestny". A że ostatnio mówi się u nas o mafii dość dużo, postanowiłem na rodzimej ziemi poszukać ojca i matki chrzestnych. Dlaczego matki? Bo tak się składa, że istnieje też matka chrzestna. I nie jest to grupa trzymająca władzę, a organizacja o wiele mocniejsza, jeszcze niedawno tak potężna, że wydawała się nie do pokonania. Tak jak 16 lat temu niemożliwe wydawało się obalenie socjalizmu. A jednak rządząca grupa "obaliła się" sama, rozdrabniając się na "naście" kawałków. Doszło do tego, że nikt nie chce na lewicy rządzić. Nawet zgodnie wybrany przywódca.
Al Capone - pierwszy szerzej znany mafioso - został oskarżony i zamknięty za niepłacenie podatków. A gdyby tak podliczyć sumy, którymi obracali nasi rodzimi mafiosi i kazać im zapłacić podatek? W końcu też można by ich posadzić za nieujawnienie kwot korupcyjnych i niezapłacenie od nich podatków. I wszystko się zgadza?
O ojca chrzestnego jeszcze łatwiej. Wystarczy przypomnieć sobie opiekuńczy charakter "Ojca" z filmu. Obojętnie co nabroił członek rodziny, ile skłamał, jakie chciał zająć stanowisko albo jeszcze coś innego - "ojciec chrzestny" mu to załatwiał. Nie jestem pewny - bo dokładnie filmu sobie nie przypominam - ale gdyby ktoś z "rodziny" chciał zostać premierem - "ojciec" by mu to zapewnił, a potem bronił go jak rodzonego syna. Bo w rodzinie obowiązywała prawdziwa miłość. Jak to w podstawowej komórce społecznej. Cóż z tego, że mafijnej.
Nie jestem gołosłowny. Przeczytałem oto w prasie, ile to "nakapało" niektórym podopiecznym "matki chrzestnej". Ile lekarstw można kupić za 2 mln zł? Nie wiem, ale tyle kasy dostali urzędnicy NFZ za 2004 rok. A dyrektorzy sami sobie dofinansowali wakacje: po 8 tys. na łebka. Rząd nie chciał być gorszy: przyznał sobie za 2004 rok nagrody w wysokości 20 mln zł. Z tego Hausner wziął 23 500 zł, Izabela Jaruga-Nowacka 19 600. Premier sam sobie przydzielił 15 tys. Ile dostali inni - nie wiem. Za to wiem, że Oleksy wzbogacił się w ostatnich latach o 270 tys. zł, a Leszek Miller o 145 tys. zł. Na czym wzbogacił się o 50 tys. minister zdrowia Balicki - nie wiadomo.
Nawet lubiłem tego polityka. Należał do Solidarności i w stanie wojennym zorganizował kilka spektakularnych wystąpień. Potem, nie wiem, jakie dokonały się w nim przemiany, gdyż okazało się, że należy do SLD, a nawet uchodzi za czołowego teoretyka, który opracowywał statut tej lewicowej partii. Przestałem mu wierzyć, ale sympatii mojej nie utracił. Uważałem, że mimo wszystko nie jest głupcem ani świnią.
Ale wielkimi krokami nadeszły czasy współczesne, w których ześwinili się prawie wszyscy. Przynajmniej na lewej stronie. I oto słyszę wypowiedź mojego "idola" w telewizji na temat ustąpienia premiera. I co mówi? Mówi o jednym z dokumentów. Tym pierwszym. Jakby nie było drugiego, trzeciego oraz dalszych, w tym pokwitowania na wzięcie kasy, o których wiedzieli jego rozmówcy, dziennikarze oraz spora część telewidzów. A on nic. Dalej deliberuje na temat tego pierwszego. Z przerażeniem przypomniałem sobie rzecznika prasowego ostatniego komunistycznego rządu - Urbana. Tylko jego było stać na taki tupet. Kiedy już naświetliłem czytelnikom samą postać, wyjawię na koniec jej nazwisko - nazywa się - jak się zapewne wielu domyśla - Andrzej Celiński.
Nie wiem, czy dożyję tych czasów, ale już niewiele brakuje - a feministki, a ściślej: organizacje feministyczne - same siebie wykończą.
O co chodzi? A no o to, że narzekania, liczne pisma, wiece, manifestacje są, owszem, nie pozbawione podstaw, ale bez przesady. Okazuje się bowiem, że prawa kobiet wcale tak nadmiernie nie są naruszane. Kobiety w innych krajach wcale nie mają lepiej, a w niektórych zdecydowanie gorzej. Mam na to odpowiednią dokumentację, ale w tym felietonie nie ma miejsca, by ją czytelnikom przedstawić. O co więc kobietom chodzi? O to, że działaczki muszą z czegoś żyć. Na odpowiednim poziomie.
Obym w zdrowiu doczekał czasów, gdy zbiurokratyzowanych urzędasów zastąpią autentyczni, społecznie działający entuzjaści.
Marek Teschke
2005.06.29