JAK SZYBKO MIJA CZAS

Sobota, 16 kwietnia

Nie pamiętam, który to był miesiąc, ale z pewnością była to Wielkanoc, kiedy ukazał się pierwszy numer "Kurka Mazurskiego". Jak wszystko, co wiązało się ze świeżo odzyskaną wolnością, także "Kurek Mazurski" ma swój rodowód Solidarnościowy; przez jakiś czas "KM" był gazetą samorządową, a więc od burmistrza i zarządu. To była już pewna zależność i rodziła się obawa, że rolę Urzędu z ulicy Mysiej w Warszawie przejmie na siebie miejscowy urząd cenzorski... Takie niebezpieczeństwo istniało, ale redakcja w porę się tego ustrzegła, prywatyzując się całkowicie, czyli przechodząc na garnuszek jedynie słusznego właściciela tygodnika - mianowicie społeczeństwa powiatu szczycieńskiego. To mieszkańcy Szczytna i okolic, kupując gazetę i zamieszczając w niej ogłoszenia, finansują pismo. Już niewiele zostało takich pism w Polsce. Jedni poszli na garnuszek samorządów, inni zostali wykupieni (najczęściej) przez niemieckie konsorcja prasowe - czyli tak czy inaczej uzależniając się od nowych właścicieli.

A "Kurek" nie! Dalej jest zależny tylko od swoich Czytelników, którzy sięgają do kieszeni i wysupłują z niej 2,50 zł.

... Z pieca spadło

Od pierwszego numeru minęło 15 lat. 15 lat to nie w kij dmuchał! Tydzień w tydzień bez względu na pogodę, humor redaktora naczelnego, złość krytykowanych władz, zadowolenie Czytelników, którym "KM" pomógł i żal redaktorów, że nie wszystkim udało się pomóc. A przede wszystkim radość, że niektórych udało się rozweselić, a przynajmniej nie nudzić. Przez te 15 lat szło dobrze, a nawet bardzo dobrze, o czym świadczy ostatnia, bardzo prestiżowa ogólnopolska nagroda "ekologiczna". To chyba najważniejsze wyróżnienie "KM" w ciągu tych pracowitych 15 lat.

Niedziela, 17 kwietnia

Przy okazji takiej rocznicy wypada zerknąć do któregoś numeru ze stosów "Kurka Mazurskiego", piętrzących się na półkach mojej domowej biblioteki.

Od razu rzuca mi się w oczy okładka z października 2003 r. i podstawowy artykuł tego numeru pt. "Chory szpital". Artykuł jest obszerny, a jego nadtytuł brzmi: "W szpitalu rządzą związki zawodowe. To one zmieniają kolejnych dyrektorów". Jestem ciekaw, co się od tego czasu w szpitalu zmieniło?

I zaraz drugi numer, poprzedni, z artykułem "Radosny zwierzyniec" - relacja z imprezy na stadionie przy ul. Śląskiej, będącej pokazem zwierząt domowych. To świetna impreza i bardzo potrzebna. Tak jak potrzebne jest schronisko dla zwierząt. Zdarzają się w końcu zupełnie nieprzewidziane przypadki. Sam przeżyłem szok, kiedy grudniowego ranka na moim podwórku znalazłem małą piszczącą kulkę, która niewątpliwie wyrosła (bo było to przecież jakiś czas temu) na średniej wielkości psa o pewnym podobieństwie do owczarka niemieckiego. Mamy już jednego psa, który z pewnością szczeniaka by zaakceptował. Pies tak, ale kot nie. Nie było sposobu, aby ta dwójka mogła żyć pod jednym dachem. Po trzech dniach prób trzeba było zwrócić się do schroniska. Rzadko zdarza mi się spotkać z tak miłą i grzeczną obsługą. Przyjęli szczeniaczka, a że i on był miły i grzeczny na pewno znalazł "swojego" pana, który go pokochał, i któremu odwdzięcza się przysłowiową psią przyjaźnią.

Miałem ochotę dalej przeglądać roczniki "Kurka" i snuć na ten temat swoje refleksje, ale miejsca na nie brak, więc zachęcam tylko stałych Czytelników - sięgajcie po stare numery "Kurka", czytajcie artykuły, śledźcie, co się w danej sprawie zmieniło - wyrobicie sobie opinię o działaczach samorządowych i politykach. Warto - bo wybory blisko.

Poniedziałek, 18 kwietnia

Współpracuję z "Kurkiem" od 1999 roku. To nie tak dużo, ale zawsze. Nie będę się tu przechwalał - ale to też coś - co tydzień 100 linijek tekstu, regularnie tydzień w tydzień. Zebrałoby się tego spory tom.

A nie wszyscy wytrzymali. Jedni odeszli skuszeni... czym?... mamoną? Inni w poczuciu powinności i obowiązku społecznego awansowali z "Kurka Mazurskiego" na najwyższe stanowiska w mieście.

Co mnie najbardziej cieszy w żmudnej pracy felietonisty? Listy Czytelników, oczywiście. Także te do "Poczty Literackiej", a może przede wszystkim te do "Poczty Literackiej". Cieszą też pochwały kolegów dziennikarzy spoza naszego miasta - w tym wypadku - warszawskich, znajomych z poprzedniej pracy dziennikarskiej, czasami autorytetów i największych tuzów dziennikarstwa. Słysząc opinię honorowego prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich - Stefana Bratkowskiego - "Dobrze robicie tego Kurka" dumnie wypinałem pierś do przodu, chociaż zasługa moja żadna. Także pochlebne opinie innych: Osęki, Wieczorkowskiego. Słysząc pochwały dla "Kurka", macham czasami lekceważąco ręką: - Co tam, dobry numer tygodnika to dla nas "małe piwo". Chociaż "małym piwem" z pewnością nie jest. Terminy gonią, pieniędzy brak, a przynajmniej się od nich nie przelewa. Do tego tysiąc innych kłopotów.

Czego życzyć redakcji na 15-lecie? Dałoby się tego napisać ładnych parę stron. Ale po co. Przecież wszyscy o tym wiedzą: aby było lepiej. Skoro naszym Czytelnikom będzie lepiej - i redakcji się polepszy. Marzymy więc wszyscy - aby w Polsce znormalniało. Nie ma obawy, że zabraknie "Kurkowi" tematów. Wierzcie bowiem Czytelnicy, że nie ma większej frajdy dla redaktora, jak napisać artykuł o czymś dobrym, o czymś, co się udało, co przyniosło radość i korzyść.

Obyśmy więc w zdrowiu doczekali kolejnych jubileuszów "Kurka Mazurskiego" - dwudziestego... trzydziestego...

Marek Teschke

2005.04.20