DŁUGI WEEKEND

Piątek, 5 listopada

Nie tylko wspominkom i refleksji oddawali się Polacy w listopadowe Dni Zmarłych. Sądząc po ilości dokonanych przestępstw samochodowych, nieźle i obficie biesiadowali po domach, by potem zasiąść za kierownicą własnych samochodów i udać się na cmentarze, bądź w odwiedziny do znajomych. Pijani. Nie rozumiem tego. Przecież nad grobami zmarłych krewnych nie tylko wspominamy ich doczesne życie, ale także zastanawiamy się nad własnym. Kiepska to musi być refleksja, skoro pociąga za sobą tak katastrofalne skutki. A przecież staropolski zwyczaj częstowania dusz zmarłych na ich grobach zaginął bezpowrotnie i tylko niektóre romskie rodziny go kultywują. Skąd więc taki alkoholizm rodaków? Trudno zrozumieć. Czy my nigdy nie zmądrzejemy, czy nigdy nie zaniechamy ruskiego permanentnego pijaństwa?

... Z pieca spadło

Czy nie lepiej usiąść gdzieś w kącie cmentarza, przy opuszczonym grobie i powspominać tych, co odeszli? W moim przypadku wspominałem nie tylko tych wielkich, powszechnie znanych: Czesława Miłosza i Zygmunta Kubiaka - autora wspaniałej mitologii, ale i tych mniej znanych. Jak Dorota Terakowska, początkowo dziennikarka, a potem pisarka książek dla dzieci. Miesiąc po niej zmarł jej mąż Maciej Szumowski, dziennikarz, autor reportaży telewizyjnych, który odsunięty od pracy w redakcji "Gazety Krakowskiej" w stanie wojennym pracował jako stróż nocny i palacz. Powspominałem też aktorkę Darię Trafankowską powszechnie znaną z serialu "Na dobre i na złe", która długo zmagała się z chorobą nowotworową. Przypomniałem sobie też sporą grupę profesorów: Tomasza Strzembosza i Irenę Sławińską z KUL-u, Witolda Trzeciakowskiego - jednego z najwybitniejszych polskich ekonomistów. Nie zapomniałem też o Ronaldzie Reaganie - prezydencie Stanów Zjednoczonych, któremu tak wiele zawdzięcza Polska i cała Europa. Odmówiłem "Wieczny odpoczynek" za polskich żołnierzy poległych w Iraku: Grzegorza Rusinka, Sylwestra Kutrzyka, Marcina Rutkowskiego, Gerarda Wasielewskiego i Sławomira Stróżaka oraz innych, których nazwisk nie pamiętam.

Nekropolie się rozrastają, zmarłym ciasno na istniejących cmentarzach. Także w Szczytnie planuje się rozbudowę. Ludzie umierają, to zwyczajna kolej rzeczy. Ale się też rodzą. Chociaż w krajach wysokocywilizowanych przyrost naturalny jest minimalny, to jednak ilość ludzi na świecie co 40 lat się podwaja. Niedługo będzie nam na ziemi za ciasno. Była taka teoria, bodajże Malthusa, który twierdził, że do regulacji ilości ludzi konieczne są wojny. A nasze babki i prababki żyjące przed drugą wojną światową twierdziły, że jeżeli na świat przychodzi więcej chłopaków niż dziewcząt - zanosi się na wojnę. Akurat mamy w Polsce taką sytuację - rodzi się więcej potomków rodzaju męskiego. A mimo wszystko na wojnę się nie zanosi: NATO gwarantuje nam bezpieczeństwo. Zresztą wojny się także zmieniły. Musimy się obawiać ataków terrorystycznych. Jak każde państwo na świecie. Mam wątpliwości, czy na taki atak jesteśmy przygotowani. Ufam naszym żołnierzom, ale nie ufam rządowi i politykom. Stąd moje obawy. Już niejedną dziedzinę naszego życia rozłożyli przecież na łopatki.

Sobota, 6 listopada

Ostatnio strasznie dużo mówi się o prezydentach. Cimoszewicz zarzuca Wałęsie, że niepotrzebnie wybrał się do Stanów Zjednoczonych, by załatwić coś w sprawie wiz dla Polaków, a właściwie nic nie załatwił. To ostatnie nie do końca jest prawdą, ale nawet gdyby tak było, to znaczy, że nikt z Polski nie jest w stanie ruchu bezwizowego załatwić. Ministrowi Cimoszewiczowi brak samokrytycyzmu - trudno mu zrozumieć, że za oceanem jest postrzegany jako postkomunista (tak samo zresztą, jak i cały rząd), a z takimi raczej interesów się nie załatwia. Mylą się nie tylko pojedynczy politycy, mylą się też całe grupy społeczne, szczególnie w krajach, w których demokracja ledwie raczkuje. Dziwią mnie też ataki, nie tylko lewicy, na Lecha Wałęsę. To fakt, że w pewnym momencie swojego życia osiągnął "poziom niekompetencji" - po prostu nie mógł wszystkiego sam dla naszego narodu załatwić, choć mu się zdawało, że będzie musiał. Nie miał racji, ale to nie znaczy, by byle kto wycierał sobie nim gębę. Nie zapominajmy, że Polska, że Europa, że świat bardzo wiele Wałęsie zawdzięcza i powinniśmy go docenić. Tak jak Czesi swojego prezydenta Vaclava Havla, któremu z okazji 68 rocznicy urodzin sprezentowali zabytkową gotycką budowlę (kiedyś kościół św. Anny, a jeszcze niedawno - za komuny - magazyn jakichś materiałów). Czesi są swojemu prezydentowi wdzięczni za to, co zrobił. Pewnie są też wdzięczni Wałęsie, że całą rzecz zainicjował. Tylko my nie potrafimy oddać sprawiedliwości człowiekowi, który tak wiele dla nas zrobił.

Wielu jest jeszcze w Polsce ludzi, którzy woleliby prezydenta takiego jak Putin. Albo Kuczma. Właśnie trwają na Ukrainie wybory prezydenckie. Nie wiadomo, kto ostatecznie zwycięży. Także nasi politycy nie są pewni, jakie zająć stanowisko wobec tego drugiego co do wielkości państwa europejskiego. Wymieniane między prezydentami Kwaśniewskim i Kuczmą komunistyczne uściski "na misia" nie bardzo mi w smak. Szczególnie, że ostatnio odchodzący prezydent Ukrainy wypiął w kierunku naszego Kwaśniewskiego zupełnie inną część ciała. I chociaż wybory u naszego wschodniego sąsiada żywo mnie obchodzą, to nie jestem zwolennikiem ani jednego, ani drugiego kandydata. Juszczenko jest podobno większym demokratą (co znaczy większym? Od kogo?) i jest prozachodni, ale zyskuje także głosy podsycając nacjonalistyczne ciągoty części społeczeństwa, a to jak widać po ciągle trwających polsko-ukraińskich sporach - nie wróży naszym przyszłym stosunkom niczego dobrego. Czyli: tak bardzo źle, a tak też niedobrze. Ale przecież w końcu nie musimy się z Ukraińcami kochać. Wystarczy, że sobie przebaczymy.

Obyśmy więc w zdrowiu doczekali wzajemnego przebaczenia.

Marek Teschke

2004.11.10