PRZED ŚWIĘTAMI I... PO
Czwartek, 8 kwietnia
To ostatni dzień, kiedy jeszcze nie jest za późno, aby zabrać się do świątecznego warzenia potraw. Więc do roboty.
Ustawiamy na cegłach największy z posiadanych garnków. Najlepiej kocioł do bielizny, albo duży, żeliwny, służący do smażenia powideł. Podpalamy ogień pod kotłem używając do tego raportów sejmowej Komisji Specjalnej badającej tzw. "aferę Rywina": przewodniczącego Nałęcza, posłanki "Błochowiak od pedałów i pionowych korytarzy" oraz wszelkich innych. Jest ich wystarczająco dużo, by ogień palił się długo i dawał wesoły płomień. Do kotła wrzucamy wszystkie oświadczenia i zaprzeczenia z ostatniego miesiąca: o rezygnacji premiera Millera z funkcji w dniu 2 maja, o powstaniu nowej lewicowej partii SDPL, program partii "Samoobrona", plany kontraktu i sam kontrakt (nie ma różnicy) dostaw ropy od Sowietów poprzez spółki na Cyprze, wyniki badania opinii publicznej - aktualne i trochę starsze, plany uzdrowienia gospodarki za pomocą "Planu Hausnera", wykaz leków za złotówkę, winiety na samochody i tak dalej, i tak dalej. Nie należy też zapominać, aby do kotła wrzucać wymienione przeze mnie składniki wraz z ich autorami. Całość należy posolić niektórymi przedstawicielami wymiaru tzw. sprawiedliwości wszelkich służb i agencji. I jeżeli na koniec dorzucimy na wierzch dwanaście twardych dysków wyprowadzonych z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, to możemy być pewni, że za chwilę pojawi się przy kotle diabeł i zacznie w nim mieszać ogonem.
I to jest moment, by od kotła uciekać jak najdalej. Każdy bowiem może się sparzyć, a nawet zostać do niego wepchnięty.
Przyznam się, że próbowano to zrobić ze mną proponując mi posadę (administracyjną) przy senacie na początku lat dziewięćdziesiątych. Bóg mnie strzegł! Nie dałem się wepchnąć do kotła.
Miałem inne zamiary o zupełnie innym kierunku. Recytowałem wówczas sobie w duchu mało znany wiersz Tuwima:
Rzuciłbym to wszystko, rzuciłbym od razu,
Osiadłbym jesienią w Kutnie lub Sieradzu.
W Kutnie lub Sieradzu, Rawie lub Łęczycy,
W parterowym domku, przy cichej ulicy.
Byłoby tam ciepło, ciasno, ale miło,
Dużo by się spało, często by się piło.
Tam koguty rankiem na opłotkach pieją,
Tam sąsiedzi dobrzy tyją i głupieją.
Poszedłbym do karczmy, usiadłbym w kąciku,
Po tym co nie wróci, popłakał po cichu.
Pogadałbym z Tobą przy ampułce wina:
"No i cóż, kochana? Cóż moja jedyna?
Żal ci zabaw, gwaru, tęskno do stolicy?
Nudzisz się tu pewno w Kutnie lub Łęczycy?"
Nic byś nie odrzekła, nic moja kochana,
Słuchałabyś wichru w kominie od rana...
I dumała długo w lęku i tęsknicy
- Czego on tu szuka w Kutnie lub w Łęczycy?
To ten wiersz zaprowadził mnie do mojego "Kutna lub Łęczycy" w lasy pod Szczytnem. Nie żałuję tego. A nawet się cieszę. Jestem z dala od kotła! Nawet Lepper, dorwawszy się do władzy i przywróciwszy porządki z czasów PRL-u, niewiele może mi zrobić. Chociaż dmucham na zimne. A kysz!
Wtorek, 13 kwietnia
Uspokojony świątecznym nastrojem, nastrojony ugodowo wobec świata, głęboko przekonany o tym, że każdy człowiek może wrócić na dobrą drogę po żalu za popełnione grzechy, obietnicy poprawy i próbie naprawienia dokonanych krzywd - z niejakim optymizmem patrzę w przyszłość. Bez tej odrobiny nadziei na to, że w końcu prawda obudzi ludzkie sumienia i sięgną oni po rozum do głowy, trudno żyć. Beznadzieja bowiem zabija najlepszych. A przecież nie po to dwadzieścia wieków temu prosty człowiek oddał swoje życie na krzyżu, by teraz pozwolić diabłu mieszać w kotle ogonem. Bo dla tych w kotle też jest jeszcze ratunek. Czy chcą w to wierzyć, czy nie chcą. Sensu naszego życia nikt nie jest w stanie zmienić.
Obyśmy więc w zdrowiu dożyli czasów, kiedy ludzie choć trochę zmądrzeją i zaczną odróżniać prawdę od kłamstwa.
Marek Teschke
2004.04.14