INNY KLIMAT?
Zjawiwszy się nieprzypadkowo w Szczycionku zdumiałem się wielce wyglądem jeziora. Był to już czwartek 25 marca, a akwen pozostawał cały skuty lodem - fot. 1.
- Co jest u licha - pomyślałem sobie - jeziorko małe, a przecież nasze miejskie, dużo większe, co najmniej od tygodnia są całkowicie rozmarznięte.
Już chciałem złożyć to na karb tutejszego mikroklimatu, że znacznie zimniejszy, że nieomal syberyjski, gdy niespodziewanie wyjaśnienie zagadki uzyskałem od przypadkiem napotkanego mieszkańca wsi.
Okazuje się, iż nie jest to żadna nadzwyczajność i tak dzieje się w Szczycionku co roku. Tutejsze jezioro bowiem, w odróżnieniu od naszych miejskich jest dosyć głębokie. Płytkie akweny, gdy tylko aura się ociepli, zaraz odtajają. Głębokie, ze znacznie zimniejszą wodą, potrzebują na to dużo więcej czasu.
BEZ LITOŚCI
Na zdjęciu 1. mamy przedstawiony widok ogólny wsi, ale jej starej zabudowy. Gdybyśmy pokusili się o podróż w głąb fotografii, to zaraz za domem sołtysa (biały otok) czekałaby na nas uliczka prowadząca mocno pod górę. Wzdłuż niej rozlokowały się nowe zabudowania. Składają się na nie piękne, kolorowe domki, w tym uroczo położona pośród zalesionego terenu nielicha willa - fot. 2.
Na zdjęciu widzimy strzałkę wkazującą na coś, co wisi u bramy, ale z powodu niewielkich rozmiarów przedmiotu, nie wiadomo co to jest. No i dlatego kolejne ujęcie.
Ale uprzedzam, iż fotografię mogą oglądać tylko oczy osób niestrachliwych i o silnych nerwach - zatem uwaga, oto ono: - fot. 3.
Czy nie jest to jednak lekka przesada?
CZERWONY AUTOBUS
"Czerwony autobus ulicami mego miasta mknie" - owa strofa jest cytatem ze znanej przed laty piosenki. Dawniej, ale nie aż tak dawno temu, istniał bowiem ciekawy podział autobusów na czerwone i niebieskie. Te pierwsze jeździły tylko po ulicach miejskich, drugie zaś po szosach i drogach między miastami. Łatwe do odróżnienia, pod warunkiem, iż nie było się daltonistą, miały ułatwiać życie ówczesnej socjalistycznej społeczności. Teraz napacykowane rozmaitymi reklamami, pstrokate aż do bólu oczu są nie do odróżnienia. Gdy stoimy na przystanku lokalnej komunikacji i niecierpliwie wypatrujemy wybawienia, nie wiemy, czy zbliżający się akurat pojazd to autobus miejski, czy rejsowy. Dowiedzieć możemy się zaś wiele innych, ale mało związanych z podróżą rzeczy - kto produkuje najlepsze okna, gdzie kupić tanio komputer itp., itd.
Ale dosyć tego przydługawego wstępu, bo oto na stanowisko nr 2 dworca autobusowego wjechał czerwony pojazd - chodzi o ten z lewej strony fotografii (proszę wierzyć na słowo, że takiego akurat koloru) - fot. 4.
A jak zajechał, no to zajechał. I ludziska nie patrząc na jego dziwną bryłę już jeden przez drugiego pchają się do wejścia - fot. 5.
A ono coś wysoko i wnętrze jakby nie takie.
- Toż to szoferka samochodu ciężarowego - odkrył nareszcie ów fakt jeden z niedoszłych podróżnych i wszyscy się zaraz wycofali, a miny mieli przy tym zabawne. Potem jednak nikt już na ów "czerwony autobus" się nie nabrał. Stał i stał na stanowisku 2 i mimo iż zbliżała się godz. 14.30, co wedle tabliczki z rozkładem oznaczało, że powinien ruszyć do Ciechanowa (przez Przasnysz), nikt nie szturmował jego drzwi - fot. 6.
Potencjalni klienci linii autobusowych stali na dworcu nieporuszenie, cierpliwie czekając na bardziej komfortowy środek lokomocji. Wszystko to sfotografowałem w środę 24 marca, między godz. 14.15 a 14.35!
HISTORIA PEWNEJ LAMPY
Pan Mariusz Studniak z ulicy Barcza mieszkający w bloku położonym tuż za nową siedzibą PZU toczył swego czasu ostre boje najpierw ze spółdzielnią mieszkaniową, potem z lokalnym samorządem m.in. o to, by postawiono przed blokiem latarnię. Dotąd wieczorem i w nocy panowały tu egipskie ciemności, a że w pobliżu rozlokowały się dwa nocne sklepy, tutaj właśnie (pod blokiem) spotykał się i dokazywał podejrzany element. W końcu po niemałych perypetiach udało się! Zjawiła się ekipa fachowców, postawiła rzecz, podłączyła do prądu i wszystko działało o'key. Zapanowała jasność, a niepożądany element znikł (zapewne przeniósł się w inne, dogodniejsze miejsce). Stało się to jesienią ubiegłego roku. Wówczas, aby dostarczyć do lampy prąd, fachmani wykopali umyślny rowek, w którym położyli energetyczny kabel, uprzednio oczywiście zrywając trylinkę. Obecnie mamy wiosnę roku 2004, a rowek nie został nawet zasypany, nie mówiąc już o płytkach, które leżą obok, całkiem zapomniane - fot. 7.
Wiosenna odwilż spowodowała, iż rowek wypełniła woda i pułapka gotowa. Wądołek głęboki na ok. 25 cm stał się niewidoczny. Do czasu, aż nie ugrzęźnie w nim koło samochodu usiłującego zaparkować w tym miejscu. Bo co ciekawe, choć wjazdu broni znak zakazu, to jest on kompletnie ignorowany przez licznych klientów PZU. Tutaj właśnie na podwórzu bloku nr 2-4 urządzili oni sobie nielegalny parking.
Do sprawy powrócimy w następnym numerze "Kurka", bo to co opisane powyżej, to jakby tylko wierzchołek góry lodowej tego wszystkiego, co wyrabia się w tym miejscu i najbliższej okolicy.
2004.03.31