Terenem działania BOA były okolice miejscowości Jałówka, Mścibów i Świsłocz. Grupa ochraniała Polaków wykonując wyroki śmierci na enkawudzistach, zdrajcach i donosicielach. Jedną z najgłośniejszych akcji był zamach na Szukajłę.

Zapomniany bohater (2)

POLOWANIE NA LISA

Terenem działania BOA była strefa przygraniczna. Władze komunistyczne postanowiły ostatecznie rozprawić się z walczącymi tu i ówdzie oddziałami partyzanckimi, w tym także z BOA. Użyto do tego celu regularnych oddziałów wojskowych powracających na rosyjskie tereny po zakończeniu działań wojennych na zachodzie. Taka sytuacja wymusiła na Pabisiu ryzykowną decyzję. Postanowił on bowiem przesunąć swój oddział dalej na wschód. W ten sposób oddział rozpoczął rajd w kierunku Międzyrzecza i Słonimia. Po drodze eliminowano licznych agentów NKWD wskazanych przez miejscowe siatki AKO. Zastrzelonych zostało między innymi dwóch milicjantów w Międzyrzeczu, którzy znęcali się nad Polakami. W okolicach Zalewy „Stefan” zastrzelił szefa miejscowego NKWD Szukajłę. Był to bardzo groźny enkawudzista, który miał na sumieniu wielu Polaków. Wielokrotnie próbowało go wyeliminować miejscowe AKO jednak bez powodzenia. Był on bardzo ostrożny i sprytny. Miejscowi nazywali go szczwanym lisem. Gdy na swej drodze spotykał kogoś kto wydawał mu się podejrzany, strzelał do niego bez ostrzeżenia. Pewnego razu Pabiś otrzymał wiadomość, że Szukajło na koniu wjechał do wsi Krzesta. Żołnierze BOA w przebraniu białoruskich chłopów obstawili wszystkie drogi wychodzące ze wsi. Tak całą akcję wspomina jeden z żołnierzy BOA:

Stefan już był przygotowany i tak od pepeszki odjął kolbę, tylko z lufą zamkiem no i pełnym bębnem do tego. Wziął ze sobą takiego młodziaka, który był u nas w oddziale, ponieważ jego rodziców wywieźli na Syberię. Miał piętnaście lat. Miał pseudonim „Kos” a nazywał się Bołtryk. Tego chłopaczka ubrał w taką marynarkę z dorosłego chłopa taką, że jak wziął pistolet w dłoń to nie było widać. No i „Stefan” z „Kosem” zasiedli przy drodze, na której odbywał się największy ruch ludności. Miało to miejsce w biały dzień. Stefan tak komicznie wyglądał. Czapkę miał taką, że jego włosy mu było widać, kurtkę taką jakby go sfora psów potargała. Kiedy Stefan dostrzegł, że jedzie ów cwany lis, to wyszedł z pobocza dziadek z wnuczkiem i idą w stronę Szukajły. Kiedy się zbliżali do siebie, to szczwany lis pilnie im się przypatrywał. Kiedy się zrównali wówczas błyskawicznie spod potarganego płaszcza wyskoczyła lufa pepeszki Stefana i wysadziła z siodła bohatera Związku Radzieckiego Szukajłę. Biedny „Kos” z litości z rękawa mu sypnął, aby się upewnić, że nie wstanie.

Przy ciele Szukajły znaleziono dokumenty wraz ze spisem agentów NKWD oraz wykazy Polaków przewidzianych do aresztowania. Dzięki tym danym udało się rozpracować miejscową siatkę NKWD.

SZEF SZPICLI

Przekradająca się dalej na wschód grupa wielokrotnie wymykała się z obław NKWD. Kilkukrotnie jej członkowie stosowali sprytne wybiegi mylące pogoń. Jako że kilku żołnierzy BOA bardzo dobrze mówiło po rosyjsku, przebierali się oni w mundury sowieckie, udając lotne oddziały enkawudzistów ścigające ukrywających się Polaków. Pozwalało to kilkukrotnie na rozpracowanie siatek agenturalnych sowieckiego aparatu bezpieczeństwa i skuteczną eliminację jej najniebezpieczniejszych ogniw. Pewnego razu oddział natknął się na jadącego furmanką człowieka. Paweł Lachowski „Żuraw” tak to wspomina:

To miało miejsce w okolicach Międzyrzecza w lipcu 1945 roku. Pewnej nocy spotkaliśmy się na drodze z pewnym facetem, więc go zatrzymaliśmy. A że ja do tego wtedy perfekt rozmawiałem po rusku i do tego byłem ubrany w ruski mundur i przy furażerce ta przeklęta gwiazda, więc ja go zacząłem legitymować. Okazuje się, że szef szpiclów NKWD. Ja mówię dobrze a on się pyta my kto. To mówię, że my też NKWD, tylko ta nasza grupa to jest taka lotna, od wyszukiwania i zabijania polskich bandytów. Wówczas on zaproponował nam swoją pomoc i podał spis szpiclów i agentów w terenie i powiedział jak wam zajdzie potrzeba pomocy to proszę powołać się na mnie. Niestety musieliśmy zakończyć jego nauczanie i szefostwo nad szpiclami.

Dowodzony przez Pabisia oddział po ustaniu obław zawrócił w okolicach Słonimia i powrócił na tereny Swisłoczy. W czasie tego nieprawdopodobnego rajdu oddział nie poniósł żadnych strat własnych. Na początku sierpnia 1945 roku komendant Obwodu AKO Wołkowysk mianował ppor. Stefana Pabisia dowódcą - przewodnikiem samoobrony Obwodu AKO Wołkowysk i odznaczył Krzyżem Walecznych, przyznanym przez Białostocki Okręg AK w 1944 roku.

Łukasz Łogmin/fot. archiwum rodzinne

(cdn.)

Przy pisaniu artykułu korzystałem z materiałów archiwalnych posiadanych przez syna Stefana Pabisia, Zygmunta. Poza tym posiłkowałem się artykułem zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” (dodatek „Plus Minus”) nr 297/4551 z 22 grudnia 1996 r., a także filmem z cyklu „Z archiwum IPN” pt. „Oddział BOA”.