Po wyeliminowaniu wielu groźnych agentów i szpicli, co dokładniej opisane zostało w poprzednim odcinku, działania NKWD i wojsk pogranicznych przybrały na sile. Taka sytuacja była niebezpieczna zarówno dla BOA, jak i ludzi z nią współpracujących. Podjęta została decyzja o przesunięciu oddziału na zachód za linię Curzona.
ZA LINIĘ CURZONA
Dowództwo postanowiło ewakuować oddział na tereny ówczesnej Polski. Zgodnie z rozkazem wydanym przez Inspektora Grodzieńskiego AKO majora Władysława Szymborskiego, Pabiś otrzymał polecenie przeprowadzenia przez granicę oddziału wraz ze spalonymi członkami siatki z placówek Mścibów, Swisłocz i Porozów. Zorganizowana w wielkiej tajemnicy grupa liczyła 27 osób (17 żołnierzy i 10 członków AKO). Grupa bez żadnych problemów pokonała granicę i dotarła w okolice wsi Narewki. Po akcji „Stefan” udał się do Białegostoku. Pozostali członkowie po ukryciu broni długiej ukrywali się w okolicy Michałowa. Po nawiązaniu przez Pabisia kontaktu z Inspektoratem Grodzieńskim AK-AKO i WiN podjęto decyzję o pozornej delegalizacji BOA. Broń długa, amunicja i granaty po uprzednim zakonserwowaniu zostały zakopane w okolicy wsi Smolna. Żołnierze w siedzibie Publicznego Urzędu Repatriacyjnego (PUR) w Białymstoku otrzymali darmowe bilety i w końcu października wyjechali do Gdańska.
SPÓŁDZIELNIA „ROBOTNIK”
W Gdańsku nie przebywali zbyt długo. Po raz kolejny skorzystali z darmowych biletów otrzymanych w PUR-ze i udali się do Koszalina. Tam Pabiś nawiązał kontakt z łączniczką mjr. Zygmunta Szendzielorza (osławionego Łupaszki) Reginą Żelińską. Dzięki niej wraz ze swoimi ludźmi trafia do Bobolic, gdzie uzyskuje przydział trzech warsztatów stolarskich. Po zdobyciu wszystkich potrzebnych pozwoleń w listopadzie 1945 Pabiś zakłada Spółdzielnię Pracy „Robotnik”. „Stefan” stara się utrzymać przy sobie wszystkich członków BOA. Zdaje sobie bowiem sprawę, że ich rozproszenie będzie skutkowało wcześniejszym lub późniejszym zdemaskowaniem. Spółdzielnia „Robotnik” zajmuje się wykonywaniem różnego rodzaju remontów. W tym czasie oddział pozostaje w całkowitym uśpieniu, tj. nie wykonuje żadnych działań konspiracyjnych.
PONOWNIE WOŁKOWYSK
W grudniu 1945 roku Stefan Pabiś pozostawia swoich ludzi w Bobolicach, sam zaś rusza do Białegostoku. Tam otrzymuje od Władysława Szymborskiego nowe zadania do wypełnienia. Ma zbierać informacje od powracających zza linii Curzona a także zorganizować niewielki oddział. Jego zadaniem miało być przeprowadzenie przez granicę na zachód zagrożonych członków AK. Powraca na krótki czas do Bobolic, gdzie na swojego zastępcę wyznacza Wacława Borodziuka. Sam zaś wraz z Edwardem Kokotko „Wrzosem” i Stanisławem Kozłowskim „Gryfem” udaje się ponownie na tereny powiatu wołkowyskiego. Tam od niewielkiej już grupy członków AK AKO otrzymuje wiele ważnych informacji, m.in. o rozmieszczeniu oddziałów Armii Czerwonej. Później po zebraniu zagrożonych członków z miejscowej siatki AK AKO wyruszył na zachód. Udało mu się bez problemów przejść granicę, niestety już po stronie polskiej około 30-osobowa grupa natknęła się na dwóch funkcjonariuszy wojsk pogranicznych. Po wielu prośbach uciekinierów Pabiś odstępuje od ich zabicia. Jak się okazuje będzie to miało brzemienne dla nich wszystkich skutki. Uwolnieni żołnierze powiadamiają wojska pograniczne i NKWD o tym, że sporych rozmiarów uzbrojony oddział zmierza na zachód. Ukrywająca się grupa uciekinierów pod dowództwem Pabisia skryła się w wagonach towarowych pobliskiej stacji w Waliłach. Bardzo szybko zostaje zorganizowana obława, w wyniku której znajdujący się w wagonach ludzie zostali otoczeni przez znaczne siły. Z okrążenia oprócz Pabisia tylko jednej osobie udało się wyrwać. On sam został ranny w plecy. Na czas rekonwalescencji skrył się u rodziny w Złotkach-Starowieś. Po wyzdrowieniu powrócił do spółdzielni „Robotnik”. Tam podczas jego nieobecności członkowie BOA nawiązali ścisłą współpracę z szefem miejscowej UBP ppor. Tadeuszem Pypciem i z komendantem posterunku milicji Marcinem Brzodkiem. Ten pierwszy w maju 1946 roku poinformował, że ma nastąpić akcja, której celem będzie aresztowanie członków spółdzielni. Dzięki tej informacji praktycznie wszystkim pracownikom udaje się uciec.
Łukasz Łogmin
(cdn.)
Przy pisaniu artykułu korzystałem z materiałów archiwalnych posiadanych przez syna Stefana Pabisia, Zygmunta. Poza tym posiłkowałem się artykułem zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” (dodatek „Plus Minus”) nr 297/4551 z 22 grudnia 1996 r., a także filmem z cyklu „Z archiwum IPN” pt. „Oddział BOA”.