Spadł śnieg, a delikatny mrozek skuł Lemańskie jezioro. Taka pogoda to raj dla miłośników morsowania.
Zimna woda nie przeraża, wręcz odwrotnie przywołuje kolejnych śmiałków do zażywają ekstremalnych kąpieli właśnie na Lemanach. W niedzielne, barbórkowe południe zjawiłyśmy się tam z moją przyjaciółką Halinką. Przywitali nas prezentujący czerwone torsy koledzy, swego czasu i my tak po wyjściu z lodowatej wody wyglądałyśmy. Bowiem mamy w swoim życiorysie epizod wchodzenia do... przerębla. Tym razem przyszłyśmy popatrzeć, ale... kto wie, kto wie może znów w Wigilię zanurzymy się. Lemańskie jeziorko, to nasz ukochany zakątek, nazywamy go kurortem. Ileż radości dawał podczas letnich kąpieli, tam właśnie w pewną Wigilię dołączyłyśmy do morsów. Ja dołączyłam świadomie i dobrowolnie, natomiast Halinka pod przymusem. A było to tak... Pewnej wiosny pojechałyśmy z koleżankami na Lemany. Piękne słońce, plaża, cisza, spokój. Ja wówczas wpadłam na pomysł, by się wykąpać i zaczęłam zdejmować ciuchy, ale stroiłam sobie z koleżanek żarty – blefowałam. Niestety one potraktowały moją propozycję poważnie i zaczęły się też rozbierać. Takim oto sposobem z własnego pomysłu wylądowałam w niestety zimnej, ale jakże orzeźwiającej wodzie. Tak mi się to spodobało, że prawie codziennie od wczesnej wiosny aż do późnej jesieni taplałam się w wodnych odmętach. Wytrwale w tych poczynaniach towarzyszyła mi Halina. Postanowiłyśmy wówczas, że w Wigilię dołączymy do Morsów. Gdy nadeszła Wigilia z plecakiem wypchanym różnego rodzaju akcesoriami wsiadłam do samochodu Halinki i pojechałyśmy na Lemany. Zdjęłam ciuchy i założyłam plażową sukieneczkę oraz buciki na szpilkach i pomaszerowałam do wody. Weszłam po szyję, postałam chwilkę i wyszłam. Co czułam? Radość. Dumę. Zwycięstwo. Byłam wielka, przełamałam lęk przed zimną wodą, bo przecież „zimna woda zdrowia doda”. Dokonałam czegoś niemożliwego. Moja koleżanka nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Była przekonana, że spanikuję. Wprawdzie gratulowała mi, ale oznajmiła, że ona nie wejdzie, gdyż... nie ma stroju. Szybko wytarłam się, przebrałam i z przepastnego plecaka wyciągnęłam dla zdrajczyni strój, tenisówki oraz suchy ręcznik. Przewidziałam taki scenariusz. Nie miała wyjścia - weszła. Od razu zrobiła się wielka i szczęśliwa. Potem zjawiałyśmy się na plaży wielokrotnie, a Halinka już w swoim stroju chętnie pozowała do zdjęć. Dla mnie wchodzenie do lodowatej wody stało się modą na zdrowie. Do tego tekstu załączę fotki robione w niedzielę 4 grudnia 2016 r. osobom, które zażywały tam kąpieli, ale dla potwierdzenia wiarygodności moich słów o zimowych kąpielach załączę też fotki z przeszłości. Teraz, gdy odszukałam zdjęcie Halinki z lodowym „Oskarem”, to trochę żałuję, że nie wysłałam tej fotki na konkurs szczycieńskiego fotografa, na pewno ta poza w zimowej scenerii zostałaby nagrodzona. Tym razem nie wchodziłyśmy do wody, jednak mamy co wspominać. Podziwiamy wszystkich, którzy od lat uprawiają morsowanie, są tam panowie i panie, dzieciaczki się przyglądają frajdę z zimy mają. Jeśli Wy zimnej wody się nie boicie może do Morsów w Wigilię dołączycie?
Grażyna Saj-Klocek