Spalone budynki gospodarcze, zwierzęta, pasza i materiały budowlane - to efekt żywiołu, którego ofiarą padł Piotr Kłusek ze Szczepankowa. Gospodarz jest w trudnej sytuacji, ponieważ nie zdążył ubezpieczyć swojego majątku.
Pożar w gospodarstwie Piotra Kłuska wybuchł w nocy z 20 na 21 lipca. Ogień błyskawicznie zajął murowany budynek obory i przylegającą do niej bezpośrednio drewnianą stodołę. Gospodarz twierdzi, że w momencie, kiedy zorientował się w sytuacji, było już za późno na opanowanie żywiołu. W gaszeniu pożaru brało udział pięć jednostek straży pożarnej. Ogień doszczętnie strawił stodołę, w której znajdowało się kilkadziesiąt balotów siana oraz materiały budowlane. Rolnik ze Szczepankowa zgromadził je z myślą o planowanym remoncie domu. Z małej obory zostały tylko wypalone mury. Wewnątrz spaliło się 9 cielaków oraz maciora z prosięciem. Właściciel oszacował straty na 75 tys. złotych. Przyczyny pożaru bada policja. Gospodarz nie był ubezpieczony. Pech chciał, że tuż przed pożarem finalizował formalności z zakładem ubezpieczeniowym. Piotr Kłusek ma żonę i dwoje dzieci w wieku 4 i 3 lat. Jedno z nich jest niepełnosprawne. Rodzina utrzymuje się z gospodarstwa. Rolnik zwrócił się już o pomoc do gminy.
- Potrzebuję przede wszystkim materiałów budowlanych, żeby przed zimą odbudować stodołę - mówi Piotr Kłusek. Na razie otrzymał 1000 złotych z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Dźwierzutach. Wójt Tadeusz Frączek zapewnia, że niebawem pogorzelec dostanie przynajmniej część materiałów niezbędnych do odbudowy. Problemem nie powinno być natomiast zapewnienie paszy pozostałym przy życiu krowom i koniom. Tutaj pomoc deklarują sąsiedzi.
- Jeśli tylko będzie miał gdzie złożyć siano, postaramy się w miarę możliwości coś mu przekazać - obiecuje sołtys Szczepankowa Leszek Budny.
(wk)