Ostatnio w telewizji słyszymy o aferze hazardowej i stoczniowej. A my dzisiaj zajmiemy się aferą sprzed ponad 60 lat, w której chodziło o 374 kilogramy zboża. Każda epoka ma bowiem swoje „afery”, odpowiednie na miarę czasów.

Afera zbożowa

Młyn w Małszewie

Wyzwaniem dla nowych władz, zagospodarowujących Mazury, było odpowiednie zaopatrzenie ludności miejscowej i napływającej w najważniejsze produkty żywnościowe. Już w czerwcu 1945 roku uruchomiono młyn w Małszewie. Jednakże do 16 października 1945 roku prowadził on przemiał jedynie dla radzieckich wojsk i dopiero po tej dacie z jego usług mogła korzystać miejscowa ludność. Posiadał turbinę wodną o mocy 12 koni i 2 pary kamieni: jeden 1000 m/m, drugi 1100 m/m. Właściciel młyna, Oskar Pokrzywnicki, nie posiadał „oficjalnej nominacji” władz jako młynarz. Był jedynym „prywatnym” młynarzem w ówczesnym powiecie nidzickim. Pozostałe młyny w powiecie były państwowe. Jako Mazur starał się o potwierdzenie swoich praw właściciela młyna w sądzie. Uposażenia państwowego nie pobierał, czerpał tylko dochód z młyna. Zatrudniał jednego pracownika – Mazura, któremu płacił 800 złotych oraz zapewniał utrzymanie.

Kontrole

Świadczenia na rzecz nowego państwa Pokrzywnicki odprowadzał sumiennie, co potwierdzano w licznych urzędowych sprawozdaniach. Także książka przemiału była prowadzona prawidłowo i rzetelnie. Kontrole z reguły nie stwierdzały u Pokrzywnickiego żadnych uchybień. Młyny w powiecie były natomiast często i szczegółowo kontrolowane ze względu na swoje znaczenie dla zaopatrzenia. W ramach gospodarki zbożem przeprowadzano również kontrole piekarń. Jak wynika z protokołu takiej kontroli, z dnia 18 czerwca 1947 roku, piekarnia w Jedwabnie sprowadzała mąkę z Nidzicy. Wypiekany w niej chleb, z mąki 90%, posiadał przepisową wagę. Cena 1 kg chleba wynosiła 55 zł, natomiast 1 kg bułki pszennej 80 zł.

Sekretarz gminy

Mimo starannego wywiązywania się ze swoich obowiązków, wiosną 1946 roku Pokrzywnickiego spotkała pewna nieprzyjemna historia, na którą chyba nie miał nawet wpływu. Otóż w marcu 1946 roku wydał bez pokwitowania sekretarzowi gminy Jedwabno, na jego służbowe polecenie, 374 kilogramy żyta. Z tegoż powodu 6 sierpnia 1946 roku Pokrzywnicki został przesłuchany. Z jego wyjaśnień wynikało, iż w dniu 23 marca 1946 roku ówczesny sekretarz gminy Jedwabno przybył do jego młyna z żądaniem wydania zboża bez pokwitowania. Mąka z niego miała być na kartki i trafić do piekarni w Jedwabnie. Pokrzywnicki nie protestował i wykonał polecenie sekretarza.

Została tylko krowa

W związku z tym zeznaniem młynarza nadzór młynów w powiecie nidzickim zwrócił się o wyjaśnienia i potwierdzenie tych faktów do gminy Jedwabno. Jak się okazało, sekretarz gminy Jedwabno przepadł „jak kamień w wodę”. Zarząd Gminy w Jedwabnie w piśmie z 13 sierpnia 1946 roku informował, iż ów sekretarz „nie pracuje w tut. Gminie od dnia 12.3.46 i odjechał w niewiadomym kierunku. Stałe miejsce zamieszkania wyżej wymienionego nie jest znane Gminie Jedwabno”. Sekretarz został bowiem 12 marca 1946 roku zwolniony ze swej funkcji z powodu wcześniejszych nadużyć. Pozostała po nim jedynie krowa, którą czasowo, w zamian za uzyskane z niej mleko, miała utrzymywać jedna z gospodyń.

Sławomir Ambroziak