Jesień. Koniec października i listopad, to smutne miesiące. Wiele osób w tym czasie opuszcza nas i udaje się w zaświaty.
Przed tygodniem, w swoim felietonie, żegnałem Ryszarda Filipskiego. Dzisiaj chcę przypomnieć, zmarłego 31 października, Andrzeja Zaorskiego. Przypomnieć, bowiem ów wspaniały aktor, satyryk i niezrównany kabareciarz, około trzydzieści lat temu, z osobistych pobudek, wycofał się z artystycznego życia. Nieco później, w roku 2004, przebył udar mózgu, co spowodowało paraliż, a także trudności w wysławianiu się. Wówczas Andrzej Zaorski, całkowicie wyeliminowany z zawodowej aktywności, napisał książkę „Ręka, noga, mózg na ścianie”. Nie mógł mówić, zatem pisał. I to jak! Mimo niepełnosprawności ani trochę nie stracił swojego niezrównanego poczucia humoru. Toteż jego autobiograficzna książka, z konieczności raczej smutna, chwilowo potrafi czytelnika rozśmieszyć do łez. Połączenie życiowej tragedii Zaorskiego z jego kabaretowymi wspomnieniami, to bezbłędnie skomponowana, autorska mieszanka.