- Ma pan prawo wegetować na marginesie życia społecznego – te słowa wójta Włodzimierza Budnego skierowane podczas ostatniej sesji do radnego Jerzego Pałasza, wciąż budzą emocje i wywołują rozmaite spekulacje. Jak się okazuje, w tle kolejnego konfliktu na szczytach gminnej władzy znalazł się … stary zbiornik na wodę należący niegdyś do OSP Jedwabno. Według Budnego, radny pełniący kilka lat temu funkcję komendanta gminnego straży, sprzedał go nielegalnie sołtys Szuci.

Awantura o beczkę

SKANDAL NA SESJI

W Jedwabnie głośno o kolejnym konflikcie na szczytach władzy. Tym razem nie chodzi jednak o słynny już spór wójta z proboszczem Józefem Misiakiem, lecz o słowa, które wypowiedział Budny pod adresem radnego Jerzego Pałasza podczas ostatniej sesji.

- Panie Pałasz, nie ma pan moralnego prawa zajmować się jakimikolwiek sprawami społecznymi. Ma pan prawo wegetować na marginesie życia społecznego – wypalił wtedy włodarz. Nie podał jednak żadnych argumentów na poparcie kontrowersyjnej tezy. Postanowiliśmy sprawdzić, co kryje się za tak ostrymi sformułowaniami wójta. Okazuje się, że u źródła konfliktu leży … zbiornik na wodę będący wcześniej w posiadaniu OSP Jedwabno, a sprzedany w 2003 roku sołtys Szuci Mariannie Barańskiej. Do transakcji doszło wtedy, kiedy komendantem gminnym straży był właśnie Pałasz. Wójt sugerował, że odbyło się to nielegalnie i z tego powodu obecny radny stracił pracę w Urzędzie Gminy.

- Pan Pałasz dostał wypowiedzenie, gdy stwierdzono, że beczki nie ma i przyznał się, że ją sprzedał – mówił na sesji Budny, dając jasno do zrozumienia, że w grę wchodzą jeszcze inne sprawy obciążające jego byłego podwładnego. Nie wyjawił jednak, co ma na myśli.

BECZKA NIEZGODY

Jerzy Pałasz tłumaczy, że dwa zbiorniki oraz samochód trafiły do OSP Jedwabno z wojska jeszcze za rządów poprzedniego wójta, Andrzeja Kabały. Co ciekawe, nie figurowały jednak w żadnej ewidencji. Gospodarstwo Pomocnicze wynajmowało je do podlewania kwiatów. Jedna z beczek stała przed starą strażnicą. Po przeniesieniu siedziby straży do budynku nowego urzędu gminy okazało się, że nie ma tam dla niej miejsca. Dlatego ówczesny naczelnik i prezes OSP postanowili ją sprzedać. Chęć zakupu wyraziła Mariannia Barańska, obecna sołtys Szuci. Miała zapłacić za zbiornik 500 złotych przelewem. Jerzy Pałasz zapewnia, że tak też się stało, a jego rola w całej sprawie ograniczyła się jedynie do przekazania sołtys numeru konta bankowego. Mimo to Marianna Barańska po dokonaniu transakcji otrzymywała z gminy pisma, z których wynikało, że sprzedaż odbyła się nielegalnie.

- Żądano nawet zwrotu zbiornika, zrobiono ze mnie złodziejkę i paserkę – wspomina sołtys. Zapewnia, że za beczkę, która dziś służy do pojenia krów zapłaciła przed jej zabraniem ze straży, a nie, jak sugeruje wójt dopiero po tym, jak sprawa wyszła na jaw. „Kurek” dotarł do dokumentów potwierdzających tę wersję wydarzeń. Jest wśród nich m. in. pismo prezesa OSP Jedwabno Zbigniewa Buka, który informuje wójta, że przelew dokonany przez sołtys Szuci był sfinalizowaniem ustnej umowy pomiędzy nią a naczelnikiem straży. Sprawę badała także komisja rewizyjna, nie dopatrując się w działaniach OSP żadnych nieprawidłowości. Dlaczego zatem kwestia sprzedaży beczki tak rozjuszyła wójta? Według wtajemniczonych, miał on wobec niej zupełnie inne plany. Sam był zainteresowany tym, by została ona na jego działce. Kiedy więc dowiedział się, że straż się jej pozbyła, wpadł w złość.

ZAMĘT I ZŁOŚĆ

Oskarżenia pod adresem Pałasza zbulwersowały część radnych. Większość naszych rozmówców jest zdania, że nie powinno to pozostać bez echa. - Gdybym była na miejscu pana Pałasza, podałabym wójta do sądu – mówi przewodnicząca komisji społecznej Elżbieta Miścierewicz – Otulakowska. Według niej, Budny, oskarżając swojego dawnego podwładnego, w pewnym sensie donosi sam na siebie.

- Jeżeli były jakiekolwiek niejasności, powinien zawiadomić o tym prokuraturę. A tak wygląda to na jakiś szantaż – uważa radna. Jej zdaniem sprawą oskarżeń wójta powinna się zająć komisja rewizyjna. Przypomina też, że podobne słowa padały z ust Budnego nie po raz pierwszy.

- To wprowadza zamęt i budzi niepotrzebną złość – podsumowuje radna. Podobnie uważa przewodnicząca rady Maria Pyrzanowska. Podkreśla, że to wójt ponosi odpowiedzialność za poczynania swoich podwładnych i powinien zdecydowanie reagować w przypadkach, gdy naruszają oni prawo. - W tej sytuacji wygląda to na zwykłe pomówienie – twierdzi przewodnicząca.

W obronie wójta staje radny Wiesław Arbatowski. Jego zdaniem Jerzy Pałasz nie jest w całej sprawie tak niewinny, jak to przedstawia, a Włodzimierz Budny, nie donosząc na niego do prokuratury kierował się litością.

- Wójt to za dobry człowiek. Dlatego chciał sprawę załatwić po cichu – mówi radny. Na sesji, jak tłumaczy, Budnemu puściły już jednak nerwy, bo choć dawał Pałaszowi do zrozumienia, że nie powinien występować w roli autorytetu moralnego, ten nadal zachowywał się prowokacyjnie.

- Jak się może czuć ktoś, na kim ciągle się wiesza psy - uzasadnia nerwową reakcję włodarza Wiesław Arbatowski.

CZY BĘDZIE PROCES

Jerzy Pałasz w rozmowie z „Kurkiem” nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy podejmie prawne kroki, by bronić swojego dobrego imienia.

Zastrzegał, że najpierw musi się zapoznać z protokołem z sesji i raz jeszcze przesłuchać nagranie. Nie wie również, co wójt miał na myśli, wytykając mu jeszcze inne sprawy z czasów, gdy pracował w urzędzie. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że może chodzić o wpisywanie syna radnego na listę strażaków ochotników uczestniczących w akcjach, mimo iż nie brał w nich wcale udziału. Dzięki temu otrzymywał ekwiwalent. Pałasz przyznaje, że takie sytuacje kilka razy rzeczywiście miały miejsce, ale to nie on umieszczał syna na liście, lecz ówczesny naczelnik OSP. Zapewnia, że kiedy się o tym dowiedział, przerwał ten proceder.

- To jedyna niestosowność, jaką tolerowałem – tłumaczy Pałasz, dodając, że w grę wchodziły symboliczne kwoty. W uzasadnieniu podanym w zwolnieniu go z pracy w 2004 roku nie ma jednak na ten temat ani słowa. Wójt jako przyczynę rozwiązania umowy podaje tylko to, że jego podwładny nie spełnia oczekiwań, powolnie wykonuje polecenia służbowe, jest mało operatywny i niesamodzielny.

Wahanie Pałasza co do skierowania sprawy na drogę sądową budzi mieszane odczucia. Jedni uważają, że być może ma on nie do końca czyste sumienie. Z kolei przewodnicząca Pyrzanowska odbiera takie zachowanie ze zrozumieniem.

- Trzeba przemyśleć, czy gra jest warta świeczki. Te oskarżenia to tylko kolejny temat zastępczy wywołany przez wójta – ocenia.

WÓJT MILCZY

Tradycyjnie już bez skutku próbowaliśmy skontaktować się z Włodzimierzem Budnym, by ustosunkował się do wersji zdarzeń przedstawionej w artykule. W czwartek 20 maja kilkakrotnie dzwoniliśmy do UG, za każdym razem otrzymując od sekretarki odpowiedź, że wójt ma spotkanie. Włodzimierz Budny nie odbierał również komórki, ani nie odpowiedział na wysłanego maila z pytaniami.

Ewa Kułakowska/fot. A. Olszewski