Kiedy uczniowie SP nr 6 pojechali na wojewódzkie zawody w biegach przełajowych odbywające się koło Biskupca, okazało się, że nie ma ich na liście startowej, choć zakwalifikowali się do nich po zmaganiach rejonowych. Niewiele brakowało, by z tego powodu

dzieci nie dostały wyżywienia. Opiekunka zawodników, Anna Rybińska o całe zamieszanie obwinia Powiatowe Centrum Sportu, Turystki i Rekreacji. Z kolei dyrektor Jerzy Cimoszyński zapewnia, że z jego strony żadnych uchybień nie było.

Awantura o biegi

KTO NIE ZGŁOSIŁ DZIECI

O całej sprawie zaalarmowała naszą redakcję Anna Rybińska, nauczycielka wychowania fizycznego w SP nr 6 i radna miejska. W środę 29 kwietnia wraz kilkunastoosobową grupą swoich uczniów pojechała na wojewódzkie zawody w biegach przełajowych odbywające się w Raszągu koło Biskupca. Nie spodziewała się żadnych problemów, ponieważ jej podopieczni do zmagań zakwalifikowali się podczas poniedziałkowych eliminacji rejonowych w Pasymiu. Tymczasem po przyjeździe na miejsce, spotkała ich przykra niespodzianka.

- Okazało się, że moich uczniów nie ma liście startowej, a to oznaczało, że nie dostaną przysługującego im wyżywienia - relacjonuje Anna Rybińska. Dopiero po interwencji drugiej z nauczycielek obecnej na zawodach, radnej powiatowej Iwony Olbryś, która zadzwoniła do przewodniczącego rady powiatu, udało się zapobiec skandalicznej sytuacji. Po jej telefonie na miejscu pojawił się dyrektor Powiatowego Centrum Sportu, Turystyki i Rekreacji, Jerzy Cimoszyński. Po rozmowie z organizatorem zawodów, wydano dzieciom kartki żywieniowe. Mimo to Anna Rybińska jest zbulwersowana całym zamieszaniem. Jej zdaniem winę za nie ponosi PCSTiR, a zwłaszcza jego dyrektor Jerzy Cimoszyński.

- Jego obowiązkiem było zgłoszenie uczniów do zawodów - twierdzi Anna Rybińska. Ma przy tym szereg innych zastrzeżeń dotyczących organizacji zawodów. Dziwi się, że brały w nich udział zespoły z rejonu, którego kierownikiem jest Cimoszyński, choć w ogóle nie uczestniczyły w eliminacjach rejonowych. Nie rozumie również, dlaczego w zmaganiach wojewódzkich wystartowały tylko drużyny z pierwszych i drugich miejsc, mimo że zgodnie z regulaminem powinni wystąpić także ci z trzecich, czwartych i piątych.

- To chore, żeby ograniczać liczbę drużyn i oszczędzać na dzieciach - uważa. Według niej niedopuszczalne było też to, że zawody rejonowe odbyły się w poniedziałek, a już w środę zawodnicy mieli jechać na wojewódzkie.

NIEPOWAŻNE ZARZUTY

Dyrektor PCSTiR zarzuty nauczycielki określa mianem niepoważnych. Zapewnia, że informował drogą mailową organizatora zawodów w Raszągu o tym, które drużyny z naszego powiatu się do nich zakwalifikowały. Czym innym jest jednak taka informacja, a czym innym oficjalne zgłoszenie.

- To już należy do zadań szkoły, bo ja nie mogę ingerować w ich pracę - mówi Jerzy Cimoszyński. Dodaje, że nauczycielki zaraz po eliminacjach rejonowych otrzymały od niego komunikat organizacyjny zawodów, w którym zawarte były szczegółowe instrukcje, jak należy załatwiać sprawę zgłoszenia uczniów. Według niego, z innymi szkołami z terenu powiatu takich problemów nie było. Zapewnia, że centrum w pełni wywiązało się ze swoich obowiązków.

- Tak naprawdę nasza rola skończyła się wraz z zawodami rejonowymi - mówi dyrektor PCSTiR. - Może gdyby pani Rybińska przeczytała komunikat organizacyjny, który dostała, nie doszłoby do tego zamieszania - dodaje. Na zarzut, że w rywalizacji wzięły udział drużyny, które nie uczestniczyły w eliminacjach rejonowych odpowiada, że swój start uzgadniały bezpośrednio z organizatorem w Raszągu, a nie z PCSTiR.

- Powiatowe centrum nic do tego nie miało - twierdzi. Późny termin przeprowadzenia zawodów na szczeblu rejonu, co zresztą było uzgodnione z organizatorem finału w Raszągu, tłumaczy niesprzyjającą pogodą w pierwszej połowie kwietnia oraz tym, że kolidowałyby one z egzaminami gimnazjalnymi. Anna Rybińska nie zgadza się z argumentami szefa PCSTiR.

- Skoro mamy w powiecie dwa centra sportu, na które przeznacza się tyle pieniędzy, to one powinny zgłaszać drużyny, a nie szkoły - przekonuje.

Ewa Kułakowska