Jeśli leczyliśmy się w przychodni specjalistycznej i potrzebny jest nam wyciąg z karty zdrowia, musimy uzbroić się w cierpliwość. Urząd Miejski i przychodnia „Eskulap” przerzucają się odpowiedzialnością za to, kto kartę ma wyszukać i nam ją wydać.
PROBLEM PANI ANNY
Sprawa wydawała się z pozoru błaha. Pani Annie Puschwald potrzebny był wyciąg z jej karty zdrowia prowadzonej w latach 1976-2003. Chciała na tej podstawie odwołać się do komisji Orzecznictwa o Stopniu Niepełnosprawności. I tu niespodziewanie dla niej pojawił się problem.
- Musiałam odwiedzić wszystkie przychodnie w Szczytnie, bo wszędzie byłam odsyłana od jednej do drugiej. Bez efektu – mówi.
W końcu dowiedziała się, że karty pacjentów ze Szczytna z różnych poradni specjalistycznych zostały powrzucane do kartonów bez żadnych pokwitowań i archiwizacji, a następnie zdeponowane w przychodni przy ul. Kościuszki. Ta jednak odmawia udostępnienia jej karty, twierdząc, że nie ma do tego podstaw.
- Kierują mnie do Urzędu Miejskiego, do którego przekazali dokumenty w styczniu br. Ten z kolei odsyła mnie do „Eskulapa” i koło się zamyka – żali się nasza Czytelniczka.
Sprawa jest dla niej bardzo ważna, bo ma tylko 14 dni na odwołanie się do komisji.
- Gdy nie przedłożę dokumentacji przebiegu mojej choroby, zostanę pozbawiona prawa do świadczeń finansowych oraz możliwości leczenia schorzenia– martwi się pani Anna i pyta: - Kto odpowiada za ten bałagan?
TO NIE MY, TO ONI
- Poprzedni zarząd „Eskulapa” – nie ma najmniejszych wątpliwości sekretarz miasta Lucjan Wołos. Potwierdza, że dokumentacja zgromadzona w kilkudziesięciu kartonach przechowywana jest w Urzędzie Miejskim, ale upoważnionym do dysponowania nią jest wyłącznie „Eskulap”.
- Jako spadkobierca, po publicznym zakładzie opieki zdrowotnej – tłumaczy sekretarz. Dodaje, że urząd sygnalizował problem jeszcze poprzednim władzom „Eskulapa”, ale do dzisiaj nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Nowy prezes „Eskulapa” Sławomir Szymański przyznaje, że problem jest i to poważny. Ma jednak wątpliwości, czy bałagan zawiniony jest przez jego spółkę.
- Pod względem prawnym to nie my jesteśmy właścicielem dokumentacji. Większa jej część pochodzi z byłej przychodni specjalistycznej przy ul. Wielbarskiej – tłumaczy. A do tego jeszcze została przekazana bez protokołu zdawczo-odbiorczego. - Czyli tak Bogiem a prawdą nikt nigdy nie wiedział, co ona zawiera.
W takim stanie zapakowane w kartony karty zdrowia trafiły do Urzędu Miejskiego.
Zdaniem prezesa Szymańskiego „Eskulap” nie może odpowiadać za nie swoją dokumentację.
- My przejęliśmy ciągłość tylko nad poradniami dziecięcą i ogólną, które do dziś prowadzimy. Wszystko mamy spisane i zarchiwizowane także w postaci elektronicznej – zapewnia.
Te argumenty nie przekonują Lucjana Wołosa. Sekretarz miasta podtrzymuje, że dysponentem całej dokumentacji medycznej jest „Eskulap” i na dowód powołuje się na rozporządzenie ministra zdrowia. Za bałagan wini poprzedni zarząd spółki medycznej, który nie uporządkował dokumentacji i doprowadził do tego, że dziś jest potężny problem z dotarciem do konkretnej karty zdrowia.
BRAŁ, KTO CHCIAŁ
Dla wyjaśnienie wątpliwości związanych z tym, kto odpowiada za znajdującą się w kartonach medyczną dokumentację, spółka „Eskulap„ wynajęła prawnika.
- Jeżeli się okaże, że to my mamy odszukać kartę zdrowia, zrobimy to oczywiście i pomożemy tej pacjentce - zapowiada prezes. Przyznaje, że problem może mieć zdecydowanie szerszy zakres. W podobnej sytuacji jak pani Anna mogą się znaleźć inni pacjenci. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje to, że nawet jeśli zgromadzone materiały zostaną zarchiwizowane, mogą być w nich braki.
- Starsi pracownicy „Eskulapa” pamiętają, jak za czasów publicznego ZOZ-u z przychodni na ul. Kościuszki zabierano do poradni specjalistycznych przetrzymywane tu karty zdrowia. Kto chciał, to brał bez żadnego potwierdzenia. Nie sposób w takiej sytuacji obciążać nas za to odpowiedzialnością – mówi prezes.
(o)