Niespełna dwuletni Bartuś Pieczyński cudem przeżył koszmarny wypadek, w którym zginął jego brat bliźniak Kuba. Chłopiec prawie pięć miesięcy spędził w olsztyńskim szpitalu dziecięcym, gdzie przez wiele tygodni lekarze walczyli o jego życie. Dziś jest już w domu, ale wymaga intensywnej i kosztownej rehabilitacji. W odzyskiwaniu zdrowia Bartka wspierają nie tylko dzielni rodzice, ale też rzesza ludzi dobrej woli – przyjaciele, znajomi oraz zwykli mieszkańcy poruszeni dramatem rodziny dziecka.
TYGODNIE W NIEPEWNOŚCI
W sobotnie popołudnie 25 kwietnia na ul. Władysława IV w Szczytnie doszło do koszmarnego wypadku. Rozpędzony ford mustang, za kierownicą którego siedział 29-letni Adam D., uderzył w wózek z 1,5-rocznymi bliźniakami prowadzony przez ich babcię. Kuba i Bartek doznali rozległych, wielonarządowych obrażeń. Przybyli na miejsce zdarzenia ratownicy medyczni i strażacy robili wszystko, aby utrzymać dzieci przy życiu. W stanie krytycznym bracia zostali przetransportowani do specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Olsztynie. Zespół lekarzy podjął walkę o uratowanie bliźniaków, ale od samego początku było wiadomo, że może się ona zakończyć niepowodzeniem.
Wypadek, o którym zrobiło się głośno w całym kraju, poruszył wielu mieszkańców Szczytna. Mnóstwo osób śledziło doniesienia ze szpitala, trzymając kciuki za chłopców. Niestety, po kilku dniach z Olsztyna przyszła smutna wiadomość – jeden z bliźniaków, Kuba, zmarł. Jego brat Bartek pozostawał w stanie krytycznym, a rokowania lekarzy co do jego stanu były niepewne. Jednak każdy kolejny dzień dawał nadzieję, że dziecko wygra walkę o życie. Chłopiec spędził na OIOM-ie dwa i pół miesiąca. - Przez ten czas nie wolno było nam go odwiedzać – wspomina mama Bartka, Beata Pieczyńska. Rodzice mogli jedynie dzwonić do lekarzy, by dowiedzieć się o stan synka. - Telefonowaliśmy po dwa razy dziennie, ale ciągle słyszeliśmy tę samą odpowiedź – że trzeba czekać – mówi pani Beata. W tym trudnym czasie zaangażowała się w akcję pomocy innemu choremu dziecku, Stefankowi ze Szczytna. Dziś przyznaje, że to pozwoliło jej przetrwać najgorsze momenty.
WRESZCIE W DOMU
Kiedy stan Bartka się ustabilizował, lekarze zadecydowali o przeniesieniu go na oddział rehabilitacyjny. Tam już mogła być z nim mama. Przebywała w szpitalu non stop, nie mając możliwości kontaktu z resztą rodziny, w tym także ze starszym synem Jasiem. Na oddziale rehabilitacyjnym Bartek wraz z mamą przebywał od 10 lipca do 17 września, kiedy to, po prawie pięciu miesiącach spędzonych w szpitalu, został wreszcie wypisany do domu.