Dla Anny Fedoruk z Wielbarka jesienna wyprawa na grzyby zakończyła się horrorem. Towarzyszący jej kilkunastoletni kundelek Brutek został znienacka zaatakowany przez mieszańca w typie amstaffa. Obrażenia były na tyle poważne, że psa trzeba było uśpić. Dokładnie tydzień później podobny dramat spotkał starszą mieszkankę Przeździęka Wielkiego. Jej pupil na szczęście przeżył, ale schorowana kobieta nadal jest w szoku. Właściciel psa, zamiast udzielić pomocy poszkodowanym, uciekł z miejsca zdarzenia.
PIES ATAKUJE, PAN UCIEKA
W piątkowy ranek 15 września mieszkająca na kolonii Wielbarka Anna Fedoruk wybrała się na grzyby. Nie zauważyła nawet, gdy pobiegł za nią jej kilkunastoletni kundelek Brutek. – To była taka przylepka. Chodził za mną krok w krok – wspomina pani Anna. Kiedy już miała wracać do domu, zauważyła, że w jej kierunku biegnie pies przypominający amstaffa. – Cała trzęsłam się ze strachu. To były sekundy, jak rzucił się na mojego biednego psiaka – relacjonuje młoda kobieta, z trudem powstrzymując łzy. Widząc, co się dzieje, zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy. W odległości ok. 200 metrów zauważyła właściciela psa, znanego w Wielbarku przedsiębiorcę. – Wołałam, żeby ratował Brutusika, ale on uciekł – opowiada pani Anna.