Beata Kołakowska z Jedwabna wraz z pięciorgiem dzieci mieszka w zawalającej się ruderze, bez prądu, za to zagrzybionej i wilgotnej. Kobieta boi się, że z powodu fatalnych warunków, opieka społeczna może skierować do sądu wniosek o odebranie jej pociech. - Nie wyobrażam sobie bez nich życia, są dla mnie wszystkim – mówi ze łzami pani Beata. Ratunkiem dla rodziny byłoby znalezienie lepszego lokum, jednak szans na to na razie nie widać.

Bez nich nie chcę żyć

TRAGICZNE WARUNKI

Patrząc z zewnątrz na walącą się ruderę za bankiem w Jedwabnie trudno uwierzyć, że ktoś w niej mieszka. A jednak. Dwa pokoje z kuchnią i łazienką zajmuje wielodzietna rodzina Beaty Kołakowskiej. Kobieta ma pięcioro dzieci w wieku 13,6, 4, 3 lat i 11 miesięcy, a na dniach na świat przyjdzie szóste. Panujące w mieszkaniu warunki są tragiczne. Wilgoć, grzyb, zacieki na ścianach, nieszczelne okna, dach podparty kołkami mogący w każdej chwili runąć.

- Co noc nasłuchuję, czy nie ma wichury, która mogłaby spowodować nieszczęście – opowiada pani Beata. Do tego jeszcze trzy miesiące temu na skutek grożącej pożarem instalacji odłączono w pomieszczeniach prąd.

- Wieczorami siedzimy przy świeczkach – mówi. Zimą mieszkanie ogrzewa tylko jeden, mocno już wysłużony piec. Z tego powodu rodzina gnieździ się tylko w jednym pokoju.

- Trzeba palić w piecu cały czas, bo gdy tylko się przestaje, robi się zimno – skarży się kobieta.

DZIECI SĄ DLA MNIE WSZYSTKIM

Uciążliwości związane z zajmowanym lokalem nie są jednak teraz jej głównym zmartwieniem. Pani Beata obawia się, że z powodu tragicznej sytuacji mieszkaniowej pracownicy opieki społecznej skierują do sądu wniosek o odebranie dzieci. O takiej ewentualności sami ją już informowali. Kobieta za wszelką cenę nie chce do tego dopuścić.

- Nie wyobrażam sobie bez nich życia. Są dla mnie wszystkim – mówi ze łzami. Dodaje, że czarny scenariusz może się spełnić, jeśli nie znajdzie innego lokum. W tym, w którym obecnie mieszka i tak nie może już dłużej zostać, bo właściciel kazał się im wyprowadzać. Rodzina nie ma dokąd pójść. W grę nie wchodzi przeprowadzka do Rekownicy, do matki pani Beaty. Ma ona mały, jednorodzinny domek,ale mieszkają już w nim bracia kobiety. Zdesperowana, rozpoczęła na własną rękę starania o mieszkanie.

- Rozwiesiłam po Jedwabnie ogłoszenia, że go szukam, ale nie było żadnego odzewu – przyznaje. Była też u wójta gminy – zarówno poprzedniego, jak i obecnego. Tego pierwszego nawet zaprosiła do siebie, żeby zobaczył, w jakich warunkach żyje.

- Nie przyszedł jednak, bo stwierdził, że mu nie wypada – wspomina pani Beata. Zarówno ona, jak i jej konkubent będący na rencie nie czekają tylko na pomoc z opieki społecznej.

- Jestem zatrudniona do prac społecznie użytecznych. Sprzątam, zamiatam chodniki – mówi. Pracuje nawet mimo zaawansowanej ciąży. Latem dorabia również zbieraniem jagód i grzybów. Marzy choćby o jednym pokoju dla swojej rodziny, byleby tylko nie stracić dzieci. Przyznaje, że chętnie wzięłaby mieszkanie, które gmina proponuje eksmitowanej rodzinie Moskalików z Nart.

- Nawet bym się nie namyślała. Miałby człowiek wreszcie swój własny kąt. Zapewnia, że stać by ją było na opłacenie czynszu, a nawet stopniowy remont lokalu. Na razie jednak nie ma na to szans.

GMINA NIEWIELE MOŻE, GOPS USPOKAJA

Wójt gminy Jedwabno Krzysztof Otulakowski przyznaje, że sytuacja rodziny pani Beaty wymaga pilnych działań. Obecnie jednak nie ma możliwości pomocy kobiecie i jej dzieciom. Jak mówi, czeka na rozstrzygnięcie sprawy z Moskalikami.

- Co prawda twierdzą oni, że nie chcą zaproponowanego im mieszkania, ale deklarację taką muszą złożyć na piśmie – tłumaczy wójt, dodając, że wtedy gmina znów będzie dysponować lokalem. To oznaczałoby, że komisja mieszkaniowa, rozpatrując wnioski, mogłaby rozważyć także ten pani Beaty. Zastrzega jednak, że rodzin w podobnej do niej sytuacji jest bardzo dużo, a lokali – jak na lekarstwo.

Z kolei kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy w Jedwabnie Katarzyna Chabińska uspokaja, że na razie nikt nie zamierza kierować do sądu wniosku o odebranie pani Beacie jej pociech.

- Sam brak mieszkania nie jest jeszcze podstawą do odebrania dzieci – mówi kierownik. Zapewnia też, że jest w stałym kontakcie z wójtem w sprawie znalezienia lokalu dla rodziny.

- Myślę, że do zimy sytuacja wyjaśni się na korzyść pani Beaty – mówi Katarzyna Chabińska.

Ewa Kułakowska/fot. A. Olszewski