Tadeusz Dymerski do swojej bogatej kolekcji medalowej dorzucił brązowy krążek Mistrzostw Europy MASTERS. Jego osiągnięcie zasługuje na uznanie także z tego powodu, że były to mistrzostwa, w których ... miał nie wystąpić.

Brąz z marszu

- Po Mistrzostwach Polski MASTERS miałem dosyć i chciałem zakończyć tegoroczne starty – przyznaje Tadeusz Dymerski. - Chorowałem. Na macie byłem może ze dwa razy.

Do startu w ME namówił go kolega z Bolesławca Edward Spraski. Rozmowa odbyła się w poniedziałek, a w czwartek obaj mogli się już cieszyć z medali.

W chorwackiej miejscowości Porec judocy musieli stawić się w środowe popołudnie – wtedy odbywały się ostateczne rejestracja i ważenie. Jedyni Polacy na mistrzostwach stawili się dwie godziny przed terminem.

- W noc z wtorku na środę spaliśmy tylko półtorej godziny – wspomina Tadeusz Dymerski. Swoje występy na macie szczytnianin zaczął w czwartkowe przedpołudnie. W konfrontacji z Rosjaninem Chinilovem nie miał raczej szans, następnie uległ nieznacznie na punkty Hanusowi z Niemiec. Ponieważ z rywalizacji wycofał się reprezentant Czech, losy brązowego medalu ważyły się w pojedynku z innym Niemcem – Schajorem.

- Od kilkunastu lat nie miałem tak ciężkiej walki – twierdzi Tadeusz Dymerski. Po 2-minutowej dogrywce sędziowie wskazali jednogłośnie na Polaka. Zawodnik Gwardii Szczytno wywalczył w ten sposób swój pierwszy medal ME.

(gp)