To nie mieści się w głowie – mówią pracownicy spółki PM Mazury po tym, jak blisko miesiąc temu syndyk wszedł siłowo na teren ich zakładu i odciął w nim prąd, uniemożliwiając produkcję. Teraz nie otrzymują wypłat i nie wiedzą, czy wrócą na swoje dotychczasowe stanowiska. Zdesperowani przyszli do burmistrza Ochmana, prosząc go o interwencję.

Bronią swojego zakładu
Pracownicy wciąż mają nadzieję, że jeszcze wrócą do swojego zakładu

SYNDYK ODCINA PRĄD

Dramat 118 pracowników spółki PM Mazury trwa już blisko miesiąc. W niedzielę 2 lutego na teren zakładu przy ul. Dąbrowskiego wkroczył syndyk będącego w upadłości FM Bravo, firmy, która wcześniej prowadziła tu działalność. - Syndyk wraz z ochroną wszedł w sposób siłowy na teren zakładu, wyłamując boczną bramę i wyrywając za pomocą wózka widłowego drzwi do magazynu – relacjonuje jedna z pracownic. Jej koledzy dodają, że sceny, które rozegrały się na terenie produkującej meble firmy przypominały film gangsterski. - Byliśmy wtedy w zakładzie, bo obawialiśmy się, że do takiej sytuacji może dojść. Nad naszymi głowami latały drony, koparka rozwalała bramę, a potem wpadło komando ubrane na czarno, krzycząc, że mamy wychodzić. To nie mieści się normalnemu człowiekowi w głowie - mówi pracownik.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.