W następnym roku dosłałem do szkoły Łukasza kolejnych sześciu uczniów z Polski z umiejętnością grania w piłkę nożną. W końcu cała drużyna szkolna składała się z samych Polaków. Zdobyła ona dwukrotnie mistrzostwo ligi szkolnej i raz wicemistrzostwo. Po naszych dzieciach pozostały wspaniałe wspomnienia w Bostonie.

Cenna rada sekretarki
Tadeusz Frączek

DALSZE AMERYKAŃSKIE LOSY SYNA

Większa część chłopców załapała się do gry w piłkę w koledżach. Mój Łukasz trafił do koledżu w New Jersey. Był w tym mieście nasz piłkarz ze Stalowej Woli. Organizował przyjazdy polskich zespołów pierwszoligowych, które rozgrywały mecze z drużyną akademicką. Grał w nich i mój syn. Prowadził rozmowy z trenerami naszych zespołów, chcąc być przyjętym do nich w przyszłości. Był tym zainteresowany również były zawodnik Stalowej Woli, bo liczył na jakąś gratyfikację finansową. Rozmowy były obiecujące, więc Łukasz zaliczył w ciągu roku dwa ostatnie lata studiów. Przyjechał do kraju pełen nadziei, ale do ekstraklasy się nie załapał, zabrakło, krótko mówiąc, „popychacza”. Zakochała się w Łukaszu studentka z Korei Płd. Była ładną, filigranową dziewczyną. Posiadała samochód i użyczała go Łukaszowi, kiedy on dojeżdżał do gmachu siedziby Organizacji Narodów Zjednoczonych, odbywając tam praktykę. Gdy Łukasz wrócił do kraju, będąc w całości zaabsorbowanym piłką nożną, Koreanka przyleciała do Polski. Gościła nawet w moim domu w Rańsku. Osobiście odradzałem Łukaszowi stały związek z nią, ze względu na różnice kulturowe i on zajmował podobne stanowisko.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.