Ostatnie tygodnie były dla mnie trudnym okresem. Zresztą nie tylko dla mnie, ale także, jak sądzę, dla wielu moich rodaków. Kolejne epidemie ogarnęły Polskę.
Najpierw covid, później grypa. Covid szczęśliwie ominął moją osobę, ale grypa wprost przeciwnie. Prawie dwa tygodnie dręczyła mnie, a także moją żonę, na wszelkie znane jej sposoby. Jeśli dodam, że nieco wcześniej uległem wypadkowi, który wymusił na mnie prawie 3 miesiące drętwego leżenia w łóżku, to nie sztuka zgadnąć, że żyłem wyłącznie w rodzinnym zaciszu domowym, niemal bez kontaktów z ludźmi. Zdany głównie na literaturę i telewizję. Zatem o czym ja mogę napisać dzisiejszy felieton? Oczywiście o kontakcie chorego z medycyną - nauką pomagającą cierpiącym.
Ta nauka, jeśli oceniać jej działania na podstawie telewizyjnych przekazów, to ogrom osiągnięć naukowych wtłoczonych w jeden wielki bałagan organizacyjny. Wysłuchując bieżących informacji dowiaduję się na przykład o darmowym dostępie do testów combo w przychodniach POZ refundowanych przez NFZ. Sam pan minister tak powiedział. Tymczasem w praktyce mogę mieć takie testy, ale jeśli sam je sobie kupię w aptece. Tak naprawdę to nadal dokładnie nie wiem, jak powinienem postąpić. No, ale to dotyczy przekazów medialnych, a jak wszystko wygląda w lekarskiej praktyce?