Jak tłoczno jest przed głównym miejskim skrzyżowaniem ze światłami wie każdy, kto tędy przejeżdżał, bądź tylko przechodził. Szczególne zaś nasilenie ruchu, jak zaobserwowaliśmy, występuje tutaj między godz. 14.45 a 15.30.

Chybiony sposób

Ostatnio "Kurek", podążając o tej porze dnia poprzez skrzyżowanie, a potem dalej w głąb ulicy Warszawskiej, zauważył, iż sznur samochodów po lewej stronie ulicy ciągnie się od świateł aż po przejazd kolejowy. Ba, mało tego, bo gdy zbliżaliśmy się do podniesionych szlabanów, samochody po przeciwnej stronie ulicy ciągle oczekiwały na zmianę świateł i wskutek tego dwa pojazdy osobowe, które akurat nadjechały z ul. Skłodowskiej zmuszone były zatrzymać się i tu uwaga: na środku torowiska. Szczęściem nie trwało to długo, bo zaraz błysnęło zielone, no i oba pojazdy mogły zjechać z szyn, nie wystawiając się dłużej na ewentualne zderzenie z pociągiem.

W parę chwil później wracając tą samą trasą i mając w pamięci ów tłok przed skrzyżowaniem (zmierzałem na plac Juranda), wykombinowałem sobie tak: a na cholerę jechać przez światła. Toż przecież lepiej skręcić wcześniej w ulicę Lipperta i spoko! Korek oraz światła zostaną w bezstresowy sposób ominięte.

W tym miejscu krótki wtręt, bo osobną sprawą, wymagającą opisania, jest to, jak ulica Lipperta została oznaczona u wjazdu od strony ul. Warszawskiej. Stoi tu bowiem coś takiego - fot. 1.

Zardzewiała, całkowicie nieczytelna tabliczka na pochylonej, cienkiej rurce.

Wracając zaś do meritum sprawy, czyli skrętu w ul. Lipperta, to zaświtała mi wówczas w głowie taka myśl: - No, jakie to proste!

I już kombinowałem w myślach, jak tu podzielić się z Czytelnikami moim odkryciem, dzięki któremu łatwo i przyjemnie pozbędziemy się "korkowego" stresu, gdy dojechawszy do skrzyżowania z ul. Barczewskiego mimowolnie zakląłem pod nosem. Dlaczego? Ano przed oczyma pojawił mi się taki widok - fot. 2.

Kolejny niemały samochodowy zator. Jak widać, nie ja pierwszy i zapewne nie ostatni wpadłem na ów "rewelacyjny", jak mi się wydawało, sposób omijania głównego skrzyżowania. Takich niedoszłych drogowych chytrusków okazało się być dużo więcej, no i ruch samochodowy zatkał się także i w tym miejscu. Po trzykroć cholercia!

PODWÓJNA WŁASNOŚĆ

Powracając jeszcze na chwilę do okolic ul. Warszawskiej, zaprezentuję Czytelnikom takie oto zdjęcie - fot. 3.

I już nie chodzi tu o kolejny lokalny korek samochodowy powstający często na ul. Narońskiego, a fragment domu stojącego w głębi fotografii.

Posesja ta przynależy do ul. Warszawskiej 3, co widać na kolejnym ujęciu budynku z powiększoną tabliczką adresową - fot. 4.

Oprócz dużej "trójki" możemy odczytać z niej i to, że właścicielem owej nieruchomości jest wspólnota mieszkaniowa. Cóż, z oczywistymi faktami nie należy dyskutować, a zatem nie ma sensu podawać w wątpliwość tę informację.

Hm, ale czy na pewno? Obok, po prawej stronie zdjęcia widać białą strzałkę. Wskazuje ona na jakiś maleńki element również zawieszony na ścianie budowli, ale co to takiego - rozpoznać nie sposób. Pokuśmy się zatem także i o zbliżenie tego fragmentu - fot. 5.

Jak się okazuje, jest to piękna emaliowana tabliczka (nie taka licha jak ta z numerem posesji - ze zwykłej malowanej tylko blachy) oznajmiająca, że budynek ten o numerze ewidencyjnym 161-1 stanowi własność Olsztyńskich Fabryk Mebli!

No i zagwozdka gotowa. A tak swoją drogą, to kto pamięta jeszcze, że była kiedyś w naszym mieście taka firma, jak OFM? Obok dawnej roszarni i byłej "Unimy" największy zakład pracy w Szczytnie?

ŚMIECH TO ZDROWIE

Ostatnio spotkałem się z zarzutami iż "Kurek" jest mało śmieszny.

- Jakiś poważny taki, a nie ma w nim nic do śmiechu, oprócz pojedynczych rysunków Kazika Napiórkowskiego. To za mało! - prawił nam w redakcji jeden z Czytelników. Pokazał mam jako przykład oczekiwanej przez niego rozweselającej twórczości mini-programik komputerowy o nazwie "Ukochany kraj", opatrzony podtytułem "To jest możliwe tylko w Polsce". Rzecz zawiera fotografie z krótkimi komentarzami, albo w ogóle i bez nich, ale trzeba przyznać, iż istotnie wzbudzających wesołość, między innymi jest tam taki kwiatek - fot. 6.

Fotografia koperty z odręczną notatką jakiegoś krakowskiego listonosza, który ma, rzec by można, notoryczne kłopoty z doręczeniem przesyłki. Usilnie się stara, a mimo to mu się nie udaje.

TAKIE SOBIE ZIARENKA

Od pewnego już czasu, trzech, a może czterech dni miejska toaleta, ta stojąca na placu Juranda była nieczynna. Nijak nie chciały otwierać się drzwi.

- Wrzucona moneta gdzieś tam wpadała (wydając dziwny odgłos), a drzwi, mimo to i tak nie wpuszczały do środka. Ponowna próba także nie przynosiła efektów - moneta w ogóle nie chciała się już wcisnąć do otworu - skarżyła się "Kurkowi" niedoszła klientka miejskiego przybytku.

No, jak to tak może być - pomyślałem sobie - skoro toaleta stoi, winna się otwierać, bo inaczej to przecież nie ma sensu.

Udaję się zatem pod rzeczony przybytek i wrzucam pieniążek - fot. 7.

Drzwi otwierają się bez trudu. W środku panuje nawet porządek i miłe ciepełko, nic, tylko korzystać.

Po opuszczeniu toalety wracam do redakcji sądząc, że nasza Czytelniczka niepotrzebnie zawracała "Kurkowi" głowę, kiedy moją uwagę przykuwa dość głośny rumor dobywający się spod kabiny. To nieukontentowany klient, wrzuciwszy złotówkę, szarpie za klamkę, bo nie może wejść - fot. 8.

Chcę pomóc wrzucając kolejną monetę, niestety, to samo, drzwi zamknięte na głucho. Idę zatem na skargę do właściciela toalet, Urzędu Miejskiego.

- Obie toalety, zarówno tę pod kinem, jak i na placu Juranda oddaliśmy w dzierżawę - informuje nas pani naczelnik Wydziału Gospodarki Miejskiej Ilona Bańkowska. - Ale mimo to i tak kontrolujemy ich stan co półtora tygodnia.

No i dodała jeszcze, iż sprawą się zaraz zainteresuje.

Nie minęło wiele godzin, a toaleta znowu działała, tzn. otwierały się jej drzwi. Co się okazało? Ano jacyś dowcipnisie nasypali do automatycznego zamka ziarenek słonecznika. Zamiast zjeść te dobre dla zdrowia nasiona, psotnicy, zapchali nimi zamek. To zaś, że mnie jednemu udało się otworzyć drzwi - było tylko kwestią czystego przypadku, jak orzekł człowiek naprawiający zamek.

2005.12.07