Czerwona fontanna i "Kurzowa autostrada"

Czerwona fontanna i

Nasz Czytelnik, pan Dariusz z ul. Bohaterów Września, nieco się zdenerwował, czytając krótki tekst zamieszczony w poprzednim numerze „KM”, a opisujący, jak to pięknie spaceruje się po centrum miasta i nad jeziorem, gdzie nocą tryska fontanna mieniąca się czerwonym blaskiem.

On, niestety, mieszka w innych okolicach, gdzie rozciągają się diametralnie inne widoki - coś na kształt krajobrazu marsjańskiego. W suche i gorące dni, których ostatnio nie brakuje, ul. Bohaterów Września (od strony ul. Lemańskiej), jak zauważa nasz Czytelnik, pyli niesłychanie.

W związku z obecnymi robotami ziemnymi, które dotarły na ul. Poznańską, teraz cały ruch skierowano na ul. Drzymały oraz wspomnianą Boh. Września. Choć na obu obowiązuje ograniczenie prędkości, kierowcy je lekceważą, wskutek czego ulice te zmieniły się, jak to określa nasz czytelnik, w „kurzowe autostrady”. Nie można wyjść na balkon, nie można otworzyć okien, bo zaraz wdziera się wszechobecny pył. Z kolei w czasie deszczu wszystko tonie w błocie. List ilustrowany jest licznymi zdjęciami, ale wykonanymi aparatem telefonicznym, no i nie bardzo nadają się do druku. Dlatego „Kurek”udał się na ul. Bohaterów Września, żeby poobserwować, co się tam dzieje i wykonać stosowne zdjęcia. Pierwsze, co się rzuca w oczy, to spory ruch związany z objazdem - po nieutwardzonej nawierzchni samochód pędzi za samochodem, a wszystko to spowija drobny pył i kurz - fot. 1. Po przejeździe takiej kawalkady pojazdów drobiny kurzu długo jeszcze wiszą w powietrzu i niczym gęsta mgła przysłania całą okolicę, że aż trudno oddychać. Podobnie, jeśli nie gorzej, jest na ul. Drzymały. Tam widzieliśmy, jak pewna mama, pchając wózek z małym dziecięciem, dostała się prosto w tuman drobnego pyłu wzbudzonego przez mijający ją samochód osobowy - fot. 2. Nietrudno sobie wyobrazić, co się dzieje, kiedy tymi ulicami jadą wielkie ciężarówki.

O KROK OD WYPADKU

Jazda samochodem po takim trakcie może być arcyniebezpieczna, o czym przekonał się pewien samochodziarz podążający właśnie gruntowym odcinkiem ul. Bohaterów Września.

Tego dnia było bardzo upalnie, więc kierujący pojazdem włączył nawiew chłodnego

powietrza. W chwilę później żałował tego czynu, bo stało się tak, że zamiast spodziewanej fali chłodu, uderzył go w twarz tuman drobnego pyłu zassanego z ulicy przez samochodową dmuchawę. Wskutek tego stracił kompletnie widoczność, no i nie wiadomo, jak wszystko skończyłoby się, gdyby ruch samochodowy był w tym momencie większy... Gdyby tego było mało, to dodajmy, że w ubiegły czwartek ową „kurzową autostradę” zdobiły takie oto elementy, pomiędzy którymi grasował piesek szukający co smaczniejszych kąsków - fot. 3.

Widoczne na fotografii śmieci walały się tuż przy ulicy, tuż pod blokowym trzepakiem. Co to ma znaczyć? Okazuje się, że w tym miejscu stał „wojskowy” kontener, ale właśnie został zabrany na wysypisko w Linowie. Transport urządzenia tam i z powrotem zajmuje zaledwie 40 minut, ale w tym czasie niecierliwi mieszkańcy zdążyli zarzucić mały betonowy placyk, na którym stał kontener, rozmaitymi, większymi i mniejszymi workami z nieczystościami. Ów bałagan utrzymywał się aż do następnego dnia, do czasu, gdy pod kontenerem zjawiła się ekipa z ZUK-u - fot. 4. Całą sprawę można było załatwić inaczej. Zaraz po powrocie kontenera, wystarczyłoby powiadomić ZUK i spoko! Jak informuje nas Andrzej Banat, szef działu wywozu śmieci z ZUK Szczytno, przyjechałaby ekipa sprzątaczy.

DODATKOWE 100 TON

Przy okazji pisania o nieczystościach, należałoby poruszyć jeszcze inny ciekawy aspekt śmieciowej sprawy. Wszelkie kontenery stojące na terenie miasta są wywożone i opróżniane siłami ZUK-u, niezależnie od tego, czy należą do spółdzielni mieszkaniowej, administracji wojskowej, TBS-u itp. I co ciekawe, w lipcu oraz sierpniu, ogólna masa wywiezionych nieczystości w porównaniu do średniej z pozostałych miesięcy wzrasta o 100 ton! Ów przyrost ma jedno wytłumaczenie - do miejskich kontenerów podrzucają śmieci ze swoich domków i dacz letnicy. - Zawsze to lepiej, gdy wczasowicze sypią śmieci do miejskich kontenerów, niż gdyby pozostawiali je w lesie, choć nasza firma ponosi dodatkowe koszty, związane z ich wywozem - mówi nam Andrzej Banat.

NIEBEZPIECZNE OBJAZDY

 

Powracając zaś do przebudowy ul. 1 Maja, to najbardziej denerwujące w minionym tygodniu było to, że w związku z robotami, nowe rondo u zbiegu ulic Konopnickiej - Leyka i Poznańskiej jednego dnia było otwarte dla ruchu, innego znów nie. I jak wynikało to z naszych obserwacji, niezależnie od tego, czy na

ul. Leyka stał znak informujący, że jest to ślepa ulica, czy też go nie było - fot. 5. Kiedy rondo było zamknięte, kierowcy szukali rozmaitych objazdów, m. in. wykorzystując do tych celów trakt, a właściwie nieutwardzoną ścieżkę wiodącą przez tzw. Kacze Doły, tuż obok płotu okalającego Szkołę Podstawową nr 6. Nie był i nadal nie jest to bezpieczny szlak, o czym przekonali się również sami wykonawcy drogowych prac. W miniony czwartek jechał tędy ciężarowy samochód z transportem krawężników drogowych, no i wpakowawszy się na wąską ścieżkę, runął do jednego z dołów, wysypując przy okazji wiele ciężkich betonowych elementów. No tak, kto pod kim dołki kopie, ten, wiadomo, sam w nie wpada.

ZARDZEWIAŁY PLAC ZABAW

 

Na ul. Mrongowiusza przy bloku, który stoi już na krańcach miasta, „funkcjonuje” lokalny plac zabaw dla dzieci. Niestety, odkąd przed wielu laty postawiono tu bujawkę, huśtawkę oraz dwie zjeżdżalnie, natychmiast o tym wszystkim zapomniano. Nikt już potem nie dbał o te urządzenia, ani ich nie konserwował. 8-letni Michał Frągnowski, który tu mieszka i oprócz jazdy na rowerku chciałby także zakosztować zabawy na którymś z urządzeń, mówi „Kurkowi”, że warto byłoby pomalować zjeżdżalnie, bo zardzewiałe wyglądają okropnie i nie zachęcają do zabawy - fot. 6. Kiedy rozmawiamy z Michałem, pojawia się jego starszy brat Kamil. Mówi nam, że kilka dni temu wpadło mu ręce zdjęcie jego młodszej siostry, na którym widać, jak bawi się w piaskownicy, wyposażonej w eleganckie, drewniane obramowanie. Wówczas miała ona zaledwie roczek.

- Dziś siostra ma 18 lat, a z piaskownicy, w której się bawiła, pozostał tylko dołek w ziemi, na dnie którego leży trochę piasku - mówi Kamil. Sprzęt stojący, a właściwie dogorywający na tym przydomowym placu zabaw musi tu stać co najmniej od 26 lat - fot. 7. Jedna z mieszkanek, która wprowadziła się do bloku w 1983 r., pamięta, że huśtawki i piaskownica już tu były. Nie pamięta, niestety, aby kiedykolwiek coś było remontowane albo wymieniane.

foto i tekst: M.R.P.