Pomimo mrozu - niedużego, ale nie dla kogoś, kto kilka godzin tkwi tam niemal bez ruchu - drobny handel trwa.
Przydaje się on tym, którzy także pod koniec listopada odwiedzając swoich bliskich zmarłych chcą zapalić im zakupioną przy cmentarzu lampkę. Jeden z właścicieli kilku stanowisk zakończył działalność, odchodząc - jak słyszałam - definitywnie na emeryturę, jednak kilka osób jeszcze działa zatrudniając pracowników na dniówki. I taką właśnie osobą była moja rozmówczyni. Nie narzekała na mróz i pracę - sama się na nią godzi, ale nie może zrozumieć tego, czemu w powiatowym mieście, przy sporym i wciąż rosnącym cmentarzu, który odwiedzają szczytnianie rozsypani teraz po całej Polsce i Europie, albo goście przybywający tu z powodu pogrzebu znajomych, kuzynów, są skazani na takie azjatyckie widoki