...niczym po dywanie pomykały przez Janowo na Piece dwie panie. Celowo wybrałyśmy trasę, która pozwoliła na kontakt z naturą i jej barwami.

Leśne dukty dostarczały piękna i ciszy. Jadąc obok mojej przyjaciółki Halinki uświadomiłam sobie, że właśnie w październiku, 18 lat temu, poznałyśmy się na „Kręciołowej” wycieczce do Małgi. Wówczas październik też był przyjazny dla rowerzystów i nic więc dziwnego, że zaowocował fantastyczną przyjaźnią. Okazało się, że lubimy rowery, pływanie, łyżwy, narty biegowe, a Halinka dysponuje samochodem, więc pakowała nas i zabierała do lasu na szusowanie, czy nad wodę na pływanie... Z czasem dyscyplin zaczęło przybywać, ja podjęłam wyzwanie i na G4W w Mrągowie stawiałam swoje pierwsze zjazdowe kroki. W tym miejscu wyjaśniam, że narciarstwo biegowe i zjazdowe, to dwie różne bajki.

Jadąc rowerami wspominałyśmy wszystkie nasze przygody, a nazbierało się ich niemało.

W Janowie zajechałyśmy na cypelek przy Młyńskim Stawie, a tam na dębie huśtawka i nim zdążyłam się odezwać już moja koleżanka szybowała nad powierzchnią spokojnej, ale lodowatej tafli. Na moją uwagę, że może zakończyć się ten wyczyn kąpielą od razu przypomniała: „wchodziłyśmy do przerębla, więc bez obaw”. Niestety ja stchórzyłam i nie miałam odwagi, by powtórzyć wyczyn koleżanki, znów mnie przebiła. Nasza przyjaźń na szczęście jest bezwarunkowa, wyznajemy zasadę, że „kto przestaje być przyjacielem – nigdy nim nie był” i nic nie robimy na siłę. Podczas liczącej 25 km wycieczki przystanków było wiele, a wspomnienia i roztańczone listowie tańczyły nam po głowie.

Grażyna Saj-Klocek

Dróżką po listowiu...