odc. 112

Jeżeli już akurat w Mieszcznie wydarzy się coś ciekawego, coś na skalę ponadmazurską, ba, prawie światową, to z reguły musi się skończyć awanturą. Na skalę lokalną, miejmy nadzieję.

- Jak nie urok … - zaczął Pan Poranek z pewną taką odrazą spoglądając na pismo, które leżało przed nim na małym stoliku.

- … to przemarsz czerwonej armii! – uzupełnił Młody Prezes, z jeszcze większym obrzydzeniem starając się ominąć wzrokiem rzeczoną bumagę.

A mieli obaj o czym myśleć, oj, mieli! Z krajowej centrali Poprawnej Struktury przyszło wyraźne polecenie, a obaj jako zdyscyplinowani jej członkowie powinni wykonywać i nie gadać. Tym razem jednak nie bardzo jakoś mieli na to ochotę.

- Byłeś i widziałeś? – Młody Prezes spojrzał z nadzieją na Pana Poranka.

- Byłem, ale nie widziałem…- westchnął Poranek. - I moi ludzie byli, i też nie widzieli.

- Cholerna bryndza! – Młody Prezes potarł czuprynkę – I co my teraz zrobimy?

- I tak źle, i tak niedobrze! - zgodził się Poranek.

Jeszcze raz dokładnie zagłębili się w tekście pisma z centrali. Nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Natychmiast zerwać wszelkie formy współpracy z Panią Dolińską! Zrobić wszystko, aby doprowadzić do jej odwołania. Nie może tak ważną instytucją jak Zarząd Działkowych Ogródków rządzić poplecznik czarnego luda!

- No niby racja, nie może – zgodził się Młody Prezes.

- Ale ja żadnego czarnego luda nie widziałem – przypomniał Poranek.

- Nikt nie widział… Niestety! Bo jakby tak naprawdę coś było, to wiesz, ja bym się nie zawahał! Twardy jestem!

- Ja też nie! – natychmiast poparł go Poranek.

- Tyle że w Warszawie lepiej wiedzą… - westchnął znów Prezes i siorbnął niegazowanej nałęczowianki.

A mieli nad czym się zastanawiać. Na działkowym placu zabaw przez dwie noce i cały dzień grały, grzmiały i buczały instrumenty różne i jeszcze różniejsze, wydające dźwięki skrzeki i łomot wzbudzający zachwyt młodych ludzi płci na szczęście mieszanej. Wszystko za zgodą samej pani Dolińskiej. Wprawdzie ostrzegali ją dobrzy ludzie, którzy wiedzą najlepiej co młodzieży się podoba, a jeszcze lepiej co powinno się podobać, że buczenie i skrzypienie ze sceny będzie czarne niczym smoła piekielnej otchłani.

- A czarne jest zarezerwowane i już! – brzmiało ostatnie poważne ostrzeżenie. Tyle że akurat ładnych parę tysięcy młodych ludzi na całym świecie uważa, że w czarnym też jest im do twarzy i dorabiają do tego nawet jakąś trudno zrozumiałą ideologię, i muzykę też. - No to teraz panią Dolińską męki piekielne będą czekały, kiedy jej wstrętny nam żywot się zakończy. A na razie to najjaśniejsze prokuratoriom się nią zajmie docześnie – głosiła odezwa obrońców przedmurza Jasnej Przyzwoitości i Jedynej Drogi Pięknej a Szczęśliwej.

Jak wszystkim już w niegdyś pięknym nadwiślańskim kraju wiadomo, prokuratoria jest urzędem najważniejszym, nieubłaganym, wiernym i posłusznym, z wyjątkiem paru błądzących, którzy się ostatnio niebacznie ujawnili, lecz szybko zostali zesłani tam, gdzie trzeba, czyli na zieloną trawkę.

Tyle że pani Dolińska, osoba postury może nie olbrzymiej, lecz charakteru dobrze w młodości wykutego jakoś się tym niespecjalnie przejęła. Tym bardziej, że dzięki wielbicielom czarnych dźwięków Polska i kawałek świata nawet usłyszał o ogródkach w Mieszcznie, nie tylko jako nadbrzeżnej krainie najbardziej śmierdzących mazurskich jezior. I wszyscy byli zadowoleni, nawet mieszkańcy ogródka, którym dwie mało przespane noce szybko zleciały.

Ale Jasna Przyzwoitość i Jedyna Droga Piękna a Szczęśliwa nie odpuściła! Z lekkim drżeniem serca pani Dolińska czekała więc na list z zaproszeniem do prokuratoriom właściwego, gdzie tłumaczyć się będzie ze swego bezecnego liberalizmu. A tu jeszcze czekał ją cios ze strony mniej spodziewanej. Wszak Pan Poranek i Młody Prezes, jej sojusznicy i koalicjanci w ogródkowym Zarządzie, Poprawną Strukturę reprezentowali, a tej się też trochę przy okazji od rozwydrzonej publiki a i ze sceny oberwało. Bo nigdy młodzież – jak historia uczy – nie doceniała tak dokładnej troski o jej kręgosłup, moralny oczywiście, gdyż nad kościanym nie ma kto obecnie opieki sprawować, bo lekarze też Poprawnej Struktury nie lubią i strajkują sobie. Na zdrowie. A Pan Poranek i Młody Prezes niestety panią Dolińską zdążyli już nawet odrobinę polubić. I stąd ich rozterki. Trudne jest życie polityka, nawet lokalnego na skalę ogródków działkowych w Mieszcznie.

- Jak się na panią Dolińską wypniemy, to nie ma szans, połowa elektoratu w następnych wyborach się na nas wypnie – martwił się Młody Prezes.

- A jak polecenia wyraźnego naszej Poprawnej Struktury nie wykonamy to jeszcze gorzej. Prezes ogłosi, że zrywa z nami znajomość! Ostatnio często mu się zdarza, musi jakiś nerwowy być bidulek – przejął się Pan Poranek.

- Cholera jasna, to przecież tylko ogródki i paru młodych lekko zwichrowanych. Prawdę mówiąc, nie dziwię się pani Dolińskiej – Młody Prezes sam lubił jak grają i śpiewają, więc trudniej mu było przyjąć wymaganą w strukturze postawę zasadniczą.

- No, kolegoooo! – Pan Poranek spojrzał wzrokiem organizacyjnym – Nie przypuszczam, żebyś wątpił w nieomylność struktury? Co?

- Absolutnie! Nie wątpię! Tylko jak z tego wybrnąć?

Tym razem obaj sięgnęli po rzeczone szklaneczki z nałęczowianką niegazowaną.

- Mam, mam! – radośnie podskoczył Młody Prezes. - Co masz? Co robimy? Gadaj!

- Jest okres urlopowy? Jest! Może nas nie być? Może! No to pryskamy na wczasy, a zanim wrócimy, to nasza ukochana Poprawna Struktura będzie miała już inne problemy niż czarni muzycy i pani Dolińska!

- Oby tylko nie za dużo tych problemów – mruknął Pan Poranek i pognał pakować walizki.

Marek Długosz