- Były czasy, były… - westchnął Kuba Mocniak, rolnik z rolników, legendarna postać mazurskich pól i lasów. Razem ze swoim młodym przyjacielem panem Wójcikiem, dopiero pracującym nad tworzeniem własnej legendy, stali oparci o samochód i patrzyli, jak na rozległym polu w potężnej gardzieli wielkiego kombajnu znikają kolejne łany zbóż. Poza samotną maszyną jak okiem sięgnąć nie widać było ani człowieka.

- Taak… - zgodził się Wójcik - to już właściwie resztki, jeszcze parę dni i można urządzać dożynki.

- A pamiętasz jak kiedyś było? – rozmarzył się Kuba.

- Co mam nie pamiętać, ludzi było a ludzi, z kosami szli…

- Albo snopowiązałki za konikami jechały, wojska parę kompanii, z miasta przyjeżdżali snopki wiązać!

Wójcik roześmiał się – To se ne wrati! Popatrz, gdyby człowiek sam na pole nie zajechał to nawet by nie wiedział, że jakieś żniwa były. W telewizji cisza, nikt się nie interesuje, kogo to obchodzi?

- No właśnie! Kogo to obchodzi, że tu akurat się cena chleba na przyszły rok ustala! – zdenerwował się Kuba. – Przecież ludzie powinni wiedzieć!

- Co tam powinni? I tak naprawdę to cena się nie tutaj ustala tylko na giełdzie, a giełda leci na pysk!

- I co, będzie lecieć dalej? – zainteresował się Kuba.

- Tak mi wygląda, że jeszcze, i to ho ho! Ledwo zdążyłem uciec z akcjami, nic prawie nie straciłem! – pochwalił się Wójcik.

- A ja, popatrz, zaspałem i siedzę ciągle w funduszach. Już mi ładnych parę tysięcy poszło koło nosa! Uciekać, czy czekać? Przecież siedzisz tam wyżej i bliżej to coś wiesz.

Wójcik zafrasowany kopnął w oponę z mocno już zjechanym bieżnikiem.

- Ba, żebym to sam wiedział? Zobacz, co się w Polsce dzieje – tu szerokim ruchem ręki powiódł po rozległym horyzoncie.

- No tu o nas to nic. Spokój, jakiego od lat nie było.

- Ale tam… - Wójcik wskazał palcem błękitne niebo. – Tam może się wszystko raz dwa przewrócić. Albo nie przewrócić… Wiesz ile bym dał, żeby wiedzieć co się będzie działo za dwa miesiące?

Kuba podrapał się po siwej, ale jeszcze nadzwyczaj bujnej czuprynie.

- Tak czy inaczej trzeba by już zacząć myśleć co robić, żeby w następnym rozdaniu nie dać się wykołować tak jak poprzednio. Ile ci zabrakło?

- Lepiej nie przypominaj! – zdenerwował się Wójcik.

- No właśnie. To obojętnie co będzie, trzeba chyba już zacząć. Tylko jak i skąd wziąć kasę?

- To jest zawsze problem… - pokiwał głową Wójcik – Kiedyś jeszcze można było wziąć kredyt i potem powoli spłacić przez całą kadencję. A teraz?

- A co teraz?

- Teraz jak stopy skoczą, to bym ministrem musiał zostać, żeby tych cholernych kredytów się pozbyć! – Wójcik aż zacisnął pięści na wspomnienie sprzed lat.

Obaj ze smutnymi minami przyglądali się, jak z krwiście czerwonego kombajnu kolejna porcja wymłóconego zboża sypie się na podstawioną białą przyczepę. Nagle Kuba uśmiechnął się radośnie.

- Będzie łatwiej!

- Co będzie łatwiej? – zdziwił się Wójcik.

- Konkurencji już nie będzie po naszej stronie. Ferajna z partii zielonych osiołków leży i kwiczy jak prosię w gnojówce! A jak im jeszcze te wszystkie baby powyciągają, to się w tym szambie zupełnie potopią!

- Masz rację, tu będzie lżej. – zgodził się Wójcik.

Kuba radośnie poklepał po plecach młodego przyjaciela.

- A dlaczego byś i ministrem nie mógł zostać? – Kuba nabrał entuzjazmu.

- No właściwie, jak by się tak zastanowić…

- Widzisz, trzeba patrzeć do przodu!

Wójcik z uznaniem spojrzał na starego Kubę.

- Ale ma facet zdrowie – pomyślał – chciałbym w jego wieku mieć jeszcze taki power! Trzeba to jakoś wykorzystać.

- Słuchaj, a co byś powiedział, gdybym cię poprosił o poprowadzenie mojej kampanii?

- Cooo?! – Kubę lekko zatkało.

- Wszyscy cię znają, ludzie cię lubią, gdzie znajdę kogoś lepszego?

- Stary już jestem, zdrowie nie to… - krygował się Kuba.

- Eeee! Znam setki młodych, co ci mogą zdrowia pozazdrościć! Zresztą nie ma sprawy, dam ci do pomocy paru takich sprytnych szczeniaków. Poduczą się przy okazji jak z ludźmi gadać, bo to ty potrafisz!

- No właściwie… Niech będzie! – zgodził się Kuba.

Uścisnęli sobie mocno dłonie i zrobili prawdziwego ludowego niedźwiadka.

- Mam nawet pomysł na początek, jeszcze taki nieoficjalny… - Kuba przymrużył oko.

- ???? – Wójcik uniósł brwi.

- Zobacz, kombajn już skończył i zjeżdża – wskazał na pole.

- No to co?

- No to robimy dożynki, jakich jeszcze w Mieszcznie i okolicach nie było! Takie po naszemu, z hukiem i przytupem! A ty na czele!

- Kuba, zaczynam wierzyć, że tym razem się uda! – rozpromienił się Wójcik.

Marek Długosz