odc. 119

Niusia Robaczek z niedowierzaniem spoglądała w okno gabinetu. Potrząsnęła głową.

- Chyba przysnęłam, co się z człowiekiem dzieje jak przez chwilę sobie odpuści – pomyślała. Na wszelki wypadek sprawdziła w kalendarzu.

- Przecież początek września, dopiero początek września… Cały rok do następnych wakacji!

Przed chwilą przyśniło się jej, że za oknami pada śnieg, że jest już ostra zima i nadzieja na kolejną ciepłą wiosnę.

- Co za dziura, co za dziura! – pomyślała z obrzydzeniem, że właściwie nic ciekawego nie czeka jej przez najbliższych dziesięć miesięcy. Codzienne użeranie się z codziennymi problemami, życie od niedzieli do niedzieli, od świąt do świąt. - Przecież nie można się tak zakopać na zadupiu! – z pasją rzuciła się na stos papierów, jaki przed chwilą podrzuciła jej na biurko Ania, sekretarka pani Dolińskiej.

- Co my tu mamy? – przerzucała kartki, wykazy, plany… - Same bzdury!

- Zaraz, zaraz, to może być ciekawe… „jednolity system informacji miejskiej”. Co ten Kowalski znów wymyślił?

Spojrzała na projekty tabliczek. – Właściwie to wcale niegłupie, tylko skąd wziąć na to forsę? Dwie setki sztuka? Nieźle się ktoś obłowi.

Zajrzała do projektu budżetu. - Cholera, nikt tego nie przewidział! Trzeba by skądś wytrzasnąć trochę grosza. Kto może zapłacić dwie stówy za tabliczkę?

Sięgnęła po słuchawkę i wykręciła numer Kowalskiego.

- Słuchaj, gamoniu jeden – zaczęła familiarnie – pomysły masz niezłe, ale liczyć to cię nauczyli tylko do dziesięciu chyba.

- Cooo?! No tak, dzielenie idzie najłatwiej, tylko trzeba mieć co dzielić!

- Sponsorów znajdziesz? I ja mam też poszukać?! Bezczelny cham!

- Ty popatrz na siebie i na mnie… Dobrze, dobrze znaleźliby się jeszcze!

Słuchała przez chwilę.

- No nieźle, nieźle. Ile daje? Pięć stów za trzy tabliczki? „Koncern fotograficzny Witex”? Ładnie brzmi, ale dlaczego mu setkę opuściłeś? Taaak… pomyślę! – odłożyła słuchawkę.

- Trzeba by listę zrobić co ważniejszych firm… - rozłożyła czystą kartkę papieru.

- To zaczniemy od najważniejszych. Kto ma forsę? – przypomniała sobie ostatni rachunek za prąd. – O właśnie! „Drutom”! Ci mają forsy jak lodu! Przynajmniej pięć tabliczek po trzy stówki sztuka! – postawiła przy nazwie wielki zygzak ze strzałką.

- Co dalej? „Targowisko miejskie” – jasna sprawa, każdy turysta musi prędzej czy później tam trafić. Wystarczy po złotówce od metra kwadratowego… Będzie z dziesięć tabliczek! - uśmiechnęła się do siebie.

- No to jak tak dobrze idzie… Oooo, restauracje, jest tego trochę! Zamiast malować po chodnikach zrobi się tabliczki. Po dwie sztuki na lokal!

Rozległo się ciche pukanie do drzwi i ukazała się blond czuprynka panny Ani.

- Co tam nowego?

- Pani Dolińska prosi na jutro na dziesiątą. Trzeba przejrzeć plan przygotowania do zimy – położyła na biurku gruby skoroszyt.

- Brr! - wstrząsnęła się Niusia. - Już o zimie

- A przy okazji, panno Aniu, niech pani siądzie na chwilę. Jak myślisz, do jakich instytucji najbardziej by się przydały jakieś stałe tabliczki wskazujące drogę? No, takie dla turystów, bo miejscowi i tak wiedzą gdzie co jest.

- Najważniejsze to dyskoteki! – bez namysłu rzuciła Ania – jak ktoś tu nie ma ustawionych kumpli to nic nie znajdzie! – pokręciła głową – Pochowane!

– Potem puby i zakłady kosmetyczne! Powiem pani, że nawet do mnie do sekretariatu ludzie dzwonią i pytają, gdzie tu można manikiur czy maseczkę zrobić!

- Ciekawe… - zdziwiła się Niusia.

- A o co jeszcze pytają?

- Eeee… najczęściej o głupoty albo kiedy mogą z panią Dolińską pogadać.

- A ty na przykład jak byś przyjechała tak pierwszy raz do nas do Mieszczna to czego byś szukała, o co byś pytała?

Ania zmarszczyła nos – O toaletę chyba…, o postój taksówek. Muszę już lecieć, bo szefowa będzie mnie szukać!

- Bardzo dobrze! Dziękuję! – Niusia zanotowała coś na kartce. Znów złapała za słuchawkę.

- Boguś?! Tak, to ja! Też się cieszę… Nie, nie da rady, dziś jestem zajęta – może jutro – zachichotała i znacząco spojrzała w sufit.

- Słuchaj, powiedz mi – tak teoretycznie – jak byś tak pierwszy raz przyjechał do Mieszczna to jakiego miejsca byś szukał…? Świntuch stary! Tobie tylko jedno w głowie! Uważaj, bo jak ktoś by tak nas podsłuchał to dopiero by była chryja! Dobrze, już dobrze! Ja poważnie pytam! Bo trzeba wymyślić o czym powinny informować takie tabliczki adresowe na ulicach.

- Co…? Gdzie ryby biorą? Znów sobie jaja robisz!

- Czekaj, czekaj…, poważnie? Taaak, to nie jest głupie! Dziękuję ci, do zobaczenia.

„Nazwy jezior i ośrodków wypoczynkowych” – zanotowała na karteczce. Otarła pot z czoła. – Ciężka robota takie myślenie! Ale można na tym zarobić – ucieszyła się. Nawet trochę może zostanie

- Kogo jeszcze by trzeba na takich tabliczkach umieścić, ale już bez forsy, za darmo? – podparła brodę i zamyśliła się.

- Jasne, że też od razu nie wpadłam! Szkoły! Koniecznie szkoły! – dopisała na listę. – A, jeszcze obiekty sportowe

Przepisała listę na czysto. – No to jutro Dolińskiej oko zbieleje! A Kowalski może się wypchać, żeby sto lat myślał to i tak nie wymyśli tego, co ja przez pół godziny.

Marek Długosz