odc. 120

W sobotni, już chłodny, lecz rześki poranek europejska trasa joggingowa wytyczona pomiędzy jeziorami starego Mieszczna jak zawsze roiła się różnokolorowymi dresami, fantazyjnymi czapeczkami i dziesiątkami innych gadżetów, jakie szanujący się Europejczyk zabiera na dłuższy weekendowy bieg dla zdrowia. Przy usytuowanych w zacisznych miejscach pomysłowych przyrządach do ćwiczeń biegacze zatrzymywali się i z całym zaangażowaniem wykonywali przepisane serie skłonów, podskoków, podciągań i innych pieszczot zalecanych przez fachowców od zdrowego trybu życia. Rozmieszczone na trasie stoiska oferowały kilkanaście rodzajów wód mineralnych niezbędnych dla uzupełnienia utraconych elektrolitów a w ustronnej alejce na wszelki wypadek parkowała dyżurna karetka reanimacyjna w pełnej gotowości do wspomożenia najbardziej ambitnych sportowców. Panowała atmosfera niewymuszonego relaksu po intensywnie przepracowanym tygodniu. Jurek Toczek, który wspólnie z Niusią Robaczek był pomysłodawcą tej pięknej trasy, truchtał lekko, ogarniając gospodarskim wzrokiem coraz to nowe elementy przyszłego parku sportowo – rekreacyjnego, jaki zaczął powstawać w samym centrum tego pięknego miasta.

- Co za rozmach, ale wspaniały pomysł! – zachwycił się, spoglądając na świeżo zamontowany zestaw ekologicznych drewnianych huśtawek. Z boku złociła się w porannym słońcu dyskretna tabliczka informująca, że fundatorem i opiekunem efektownych przyrządów jest firma Maciejko & Krótki.

- Oooo, postawili się chłopcy, postawili! – ucieszył się Toczek zadowolony, że udał się jego pomysł, aby poszczególnymi obiektami rekreacyjnymi opiekowały się w ramach wyróżnienia najlepsze firmy regionu. Zadowolony potruchtał dalej, odkłaniając się licznie pozdrawiającym go przedstawicielom lokalnego elektoratu. Z tyłu dobiegło go potężne sapanie. W efektownym, jaskrawo seledynowym dresie, ergonomicznej czapeczce i okularach z wmontowanym urządzeniem kontrolującym regularny rytm biegu, przemieszczał się wódz okolicznych pól i lasów sołtys Boryński.

- Coraz lepiej ci idzie! – Toczek z uznaniem zauważył widoczne już zmniejszenie się widocznych dotąd wyraźnie licznych wypukłości w sylwetce Boryńskiego.

- Staram się, staram! Wstyd przecież wyglądać jak klucha, w końcu Europa do czegoś zobowiązuje – wysapał, starając się dotrzymać kroku szczupłemu Toczkowi. – Ale przyznam ci się – sapał jeszcze donośniej – wolę jednak sporty wodne! – wskazał na taflę dużego jeziora, na którą wypływały pierwsze kajaki, łodzie i żaglówki.

- Nie szkodzi, wysiłek musi się uzupełniać. Po południu wskocz na łódkę i powiosłuj!

Toczek przyspieszył i Boryński pomimo wysiłków pozostał w tyle. Kolejny zestaw przyrządów do ćwiczeń – równoważnie, drabinki i inne przyrządy do katowania niesfornych ciał – sygnowane były znanym w Europie i na świecie logo firmy Leśniewski. Sam sponsor, dostojnie świecąc łysiną, kończył właśnie popularny step test.

- Jak forma? – Toczek położył się na czystym chodniku ze sztucznej trawy i rozpoczął serię „brzuszków”.

- Coraz lepiej, coraz lepiej… - Leśniewski spoglądał na automat do mierzenia ciśnienia zamontowany na każdym z przystanków, aby mieszkańcy Mieszczna na bieżąco mogli kontrolować dawkowanie wysiłku.

- Wiesz co – uśmiechnął się do Toczka – widziałem wczoraj w telewizji taki ciekawy amerykański przyrząd do wzmocnienia łydek. Pozwolisz mi go zamontować, co? Tam na jedenastym kilometrze jest jeszcze miejsce… - z nadzieją spojrzał na Toczka.

- No nie wiem, sam wiesz ilu mamy chętnych do zainwestowania w nasz park – zastanawiał się Toczek – Nie chcę, aby ludzie gadali, że w jakiś sposób ciebie wyróżniam. Przecież już i tak zainstalowałeś trzy przyrządy!

- To może przynajmniej pozwól mi kupić jeszcze ze dwa kajaki! Wczoraj po południu widziałem, że zabrakło, wszystkie pływały! – z nadzieją w głosie Leśniewski wpatrywał się w Toczka.

- No dobra, jak zabrakło to kup! – zgodził się łaskawie.

Leśniewski radośnie ruszył z kopyta. – Ale mi się udało! – cieszył się jak dziecko.

– To już będę miał pięć kajaków, dwie łódki i żaglówkę z moim logo, a Maciejko tylko trzy rowery wodne! A Krótki nawet jednego jeszcze nie ma! Dumnie rozejrzał się wokoło. - Życie jest piękne, tyle dobrego można zrobić.

W kępie bujnej zieleni mignęła mu skądś znajoma czerwona czapeczka. – Czyżby? To chyba za wiele szczęścia na jeden poranek – pomyślał radośnie i lekko utykając zatrzymał się przy gustownej altance oplecionej gęstą burzą lekko już żółknących liści.

- Niusia, to ty?

- Ja, ja – rozległo się ze środka. Zajrzał. Na ekologicznej leżance spoczywała Niusia Robaczek i inhalowała się morskim jodem znad środkowego Atlantyku. Z pewnym żalem Leśniewski zauważył, że aparat jest opatrzony dyskretnym acz efektownym logo firmy Podłużnego.

- No tak – pomyślał – ten wiedział co kupić. Przez tyle lat całe Mieszczno inhalowało się zapachami z jego firmy, że weszło mu to w krew.

Nie zdążył nawet się jeszcze odezwać, gdy Niusia oderwała się od błękitnej rurki ze świeżym pełnomorskim powietrzem i położyła palec na ustach.

- Tylko błagam, nie mów mi nic o żadnych nowych dobrodziejstwach dla miasta! Mamy już chyba wszystko, czego dusza zapragnie, a ciągle się pchają nowi chętni z inwestycjami dla Mieszczna. Już naprawdę nie wiadomo, czego jeszcze możemy chcieć! – posmutniała.

Żal mu się zrobiło sympatycznej w gruncie rzeczy kobiety. - Czy w końcu jest winna, że rządzi tym najpiękniejszym miasteczkiem?

Marek Długosz