odc.125

Ufff…, niech to się już nareszcie skończy! – westchnął ciężko Młody Prezes, ocierając pot z czoła po pracowitej wieczornej wędrówce po ulicach Mieszczna.

Towarzyszący mu pan Poranek z ulgą rzucił w kąt plik nie rozlepionych jeszcze plakatów i wiaderko z klejem.

- To możemy się chyba kimnąć, bo od rana jeszcze mam kilka spotkań – przeciągnął się Młody Prezes.

- Coś ty, najwyżej godzinkę dwie i lecimy gonić nalepiaczy! Dziś znów na pewno ruszą gdzieś koło trzeciej. Jak dopadnę, nogi im powyrywam!

Obaj lokalni i niewątpliwie kiedyś nawet światowi politycy spojrzeli na siebie z niepokojem. Od kilku dni ktoś co noc psuł ich ciężką pracę. Pracowicie porozlepiane plakaty zaklejane były wielkimi płachtami z podobiznami konkurencji. Nie to ich jednak najbardziej wkurzało.

– Walka polityczna ma swoje prawa! – krótko skomentował to pan Poranek. Największą złość wzbudzała w nich tajemnicza niewidzialna ręka, która na ich plakatach przylepiała z daleka widoczne żółte kartki z hasłami tak samo złośliwymi jak i mało cenzuralnymi. Mieli też i po dzisiejszym objeździe miasta spory plik pozrywanych po całym mieście papierów.

- Jest tam coś nowego? – zaciekawił się Młody Prezes.

- Jest, zobacz – podał kartkę.

- „Lepiej dobrze zrobić kobrze niźli się narazić …” – przeczytał.

- Kto to wymyśla? Kurza noga! – zaklął pan Poranek.

- O, a zobacz to – wyjął z kieszeni kilka pomiętych kartek, gdzie skrót nazwy ich ugrupowania rymował się w wielu bardzo popularnych i mocno niecenzuralnych kontekstach.

- Dlaczego akurat nas tak nie lubią? Przecież nikomu innemu czegoś takiego nie nalepiają! – zmartwił się Młody Prezes. - Bo mamy sukcesy! Wiesz jak to u nas w Mieszcznie jest, będą ci zazdrościć nawet jak masz sraczkę. Bo ci dobrze idzie!

- Ty słuchaj, a może tak my też… Co?

- Co my też?

- No może byśmy tak wymyślili kilka takich haseł i ponalepiali przy okazji na tamtych, co?

- Wiesz, to niegłupie – ożywił się Młody Prezes i odeszła go ochota na sen.

- To co, nalepimy Leśniewskiemu i temu jego profesorowi co szczerzy zęby na każdym rogu?

Zaczęli się zastanawiać, a dla rozjaśnienia umysłu walnęli po „Byku”.

- Może tak: „spieprzaj dziadu na platformę”. Może być?

- Eeee…, nie łapię – pokręcił głową Poranek.

- No, że tylko dziady na nich głosują…

- To może lepiej „spływaj z Mazur na platformie”?

- Wiesz, coś w tym jest, po co nam tu potrzebne wykształciuchy? Niech spływają razem ze swoją platformą! - zgodził się Młody Prezes.

- A może teraz coś na Wójcika, cholera ma szanse…

Pochylili się nad stołem i poskrobali po łysinach, co, jak od lat wiadomo, doskonale poprawia pracę szarych komórek.

- Mam! „Dziś Polaka cel olać ….”! Dobre?

- Ty masz łeb! – pochwalił kumpla Poranek.

- Z Chruścielem i spółką to nie ma problemu, nawet nie trzeba nic pisać – ucieszył się Młody Prezes.

- To co im zrobimy?

- Prosta sprawa, wydrukujemy kartki z dużą butelką i kieliszkiem i to nalepimy pod Chruścielem i tym ich profesorkiem.

- Ale jaja! Dobre! – ucieszył się znów Poranek. Po chwili siedzieli już przy komputerze a z drukarki spływały kolejne kartki.

Starszy posterunkowy Kuciak zwany Śliwą nudził się na nocnej służbie jak mops.

- Cholerne wybory! Wyganiają człowieka na ulicę, plakatów pilnować. Zamiast sobie spokojnie pod pierzyną spać jak ktoś uczciwy wałęsa się człowiek po nocy… - klął pod nosem i powoli przemierzał wyludnione Mieszczno.

- Nawet gdzieś w bramie czy na klatce schować się nie można. Pieprzone kamery! - spojrzał na okrągłą kulę nad skrzyżowaniem i pogroził pięścią. Nie wątpił, że dyżurny w komisariacie uśmiecha się teraz złośliwie. W perspektywie długiej ulicy ujrzał dwie postacie w kapturach przemykające się pod murami.

- O, ciekawe?! Kogo tam po nocy nosi? – Śliwa schował się w cieniu rzucanym przez wielką tablicę reklamową. Dwaj nocni włóczędzy byli coraz bliżej. Zatrzymywali się co parę metrów i wprawnie nalepiali plakaty.

- Tfu, co za pomyleńcy – zezłościł się Kuciak, nigdy nie mógł zrozumieć ludzi zajmujących się polityką.

- Niech tam sobie nalepiają te swoje plakaty – machnął ręką i odprowadził wzrokiem młodych rozlepiaczy, którzy zniknęli już w jednej z bocznych uliczek. Właśnie chciał podążyć ich śladem, gdy nadjechał samochód. Dwaj pasażerowie ruszyli dokładnie śladem wcześniejszych nalepiaczy i na jeszcze mokrych plakatach dolepiali niewielkie karteczki.

- Co za cholera?! – zaklął Kuciak pod nosem – już ja im pogonię kota! To przez takich muszę łazić po nocach. Obciągnął pas, przesunął poręcznie do przodu gumowe przedłużenie konstytucji i cicho ruszył za nocnymi markami. Zatrzymał się przed pierwszą dolepką.

- „Kogo wstrętna chuć rozpiera ten głosuje na ….” - przeczytał.

- Dam ja wam dam chuć! – Śliwa cicho stanął za plecami niczego nie podejrzewających polityków i sięgnął po pałkę.

Marek Długosz