odcinek 227

Strach w pięknym kraju nad Wisłą otworzyć gazetę. Jeszcze gorzej włączyć telewizor albo radio. W Internecie to samo. Co bardziej nerwowi z obawą uchylają już nawet drzwi lodówki, bo a nuż gdzieś między boczkiem i jajami ukrywa się jakaś kolejna afera? Sypnęły nam afery, aferki i podejrzenia o przekręty niczym liście z drzew po jesiennej wichurze. Komu jeszcze można ufać? Gdzie się ukryć, aby spokojnie jakoś przeżyć do wiosny? Wydaje się, że w całej RP numer trzy i pół nie ma lepszego miejsca niż leśna mazurska głusza, daleko od stołecznych salonów, jeszcze dalej od aferotwórczej atmosfery Dolnego Śląska czy Pomorza. Ale tak tylko się wydaje, my też sroce pod ogona nie wypadliśmy. Jeszcze wprawdzie nie dotarły do Mieszczna macki wszechwładnych ABC, DEF i GHI (chociaż nigdy nie wiadomo, może już jutro w kolejnej gazecie ukaże się kolejny sensacyjny i całkowicie przypadkowy przeciek), lecz zawsze możemy liczyć na ochotników. Dlatego nie można się dziwić, że w gabinecie pani Dolińskiej atmosfera naelektryzowana była niczym transformator.

Gospodyni, jak zawsze w starannie dobranej tradycyjnej garsonce, lecz z jasną plamą kolorowej apaszki na szyi, z uwagą słuchała relacji Kowalskiego.

- No i tak naprawdę to nikt nie ma pojęcia co się stało z tą forsą. Afera wisi w powietrzu! – zakończył.

Na dźwięk słowa afera Niusia Robaczek pobladła, Jurek Toczek zacisnął dłonie aż pobielały mu palce, a jedynie sołtys Boryński, który z ciekawości zajrzał po sąsiedzku, szeroko się uśmiechnął. W końcu nie jego podwórka to dotyczyło.

- Czego się możemy spodziewać? – pani Dolińska jest zbyt doświadczonym lokalnym politykiem, aby tak jawnie jak jej partnerzy okazywać zdenerwowanie.

- Zawsze mówiłam, że nie można im wierzyć! Grajkom z bożej łaski! – zerwała się z krzesła Niusia Robaczek – Teraz przez nich same kłopoty będziemy mieli! Wstyd na całą Polskę, „Słowiki z Mieszczna”! Żeby jeszcze chociaż śpiewać potrafili, ale fałszują aż strach słuchać! Właściwie to nie ma już sensu na żadne koncerty ich wysyłać, szkoda pieniędzy, tylko śmiech na sali!

Pani Dolińska zamyśliła się na chwilę. Od kilku już tygodni chodziły słuchy, że źle się dzieje w reprezentacyjnym chórze mieszczneńskich ogródków. Zarząd chóru, który przed rokiem rozpoczął działalność niezwykle energicznie od skutecznego donosu na swoich poprzedników, wyraźnie stracił impet. Wprawdzie dzielna prokuratura bohatersko ścigała wystawionych fachowo - poprzedniego chórmistrza i dyrygenta, którym zarzucono brak rozliczenia się ze służbowych smokingów i spódniczek oraz nawet możliwość sprzeniewierzenia kilkunastu muszek, lecz jakoś nie przełożyło się to na wyższy poziom publicznych prezentacji. Według ocen fachowców, poziom niegdyś nawet chwalonego zespołu wyraźnie się obniżył. Basy raczej piszczały, tenory jakoś nie mogły się zgrać w jednej tonacji a soprany niestety zwyczajnie fałszowały. Gdyby tego jeszcze było mało, nagle z kasy chóru wyparowała gotówka. Nie było za co kupować jaj do smarowania nadwyrężonych gardeł, przy wyjazdach na występy bilety drugiej klasy kupował śpiewakom dyrygent.

- Ile nas to kosztowało w tym roku? – zapytała pani Dolińska.

Kowalski, który w ogródkach odpowiadał za kulturę poszperał w papierach – Będzie tego już jakieś pięćdziesiąt kawałków.

- O cholera! – wyrwało się Toczkowi – Za parę głupich spódniczek już mi biuro do góry nogami gliny przewróciły, to teraz … Lepiej nie myśleć! – złapał się za głowę.

- A co mówi chórmistrz? Jak się tłumaczy? Ma jakieś kwity? – zapytała Kowalskiego.

- Nic nie mówi, zwyczajnie nie wie i już.

- Jak to nie wie, debil jest? Rozpłynęło się tyle szmalu? – zdziwił się Boryński. – Ale macie bajzel, dajecie palantom forsę i nikt tego nie kontroluje? U mnie to niemożliwe!

- Bo u ciebie to najwyżej chórki przy parafiach śpiewają – odcięła się Niusia.

W rozgorączkowanym towarzystwie tylko pani Dolińska ciągle zachowywała spokój.

- Ile dałeś im dałeś czasu na znalezienie kwitów?

- Za tydzień mają pokazać, ale… - zająknął się Kowalski.

- Co ale?

- Ale rozmawiałem z poprzednim chórmistrzem, tym teraz ściganym za zagubione muszki. Radosny jak skowronek, mówi, że zaraz po niedzieli leci do proroka, odkuje się z przyjemnością! Ochotnik, cholera! – skrzywił się Kowalski.

- Dziwisz się, ma chłop satysfakcję, że cwaniaczkom noga się powinęła. Nie ma się czym przejmować, lepiej ustalić co my zrobimy, bo prędzej czy później też możemy cienko śpiewać – zafrasował się Toczek – Tylko czekać na kontrolę!

- Spokojnie – pani Dolińska bez pośpiechu porządkowała papiery na biurku – już dawno wszystko przejrzałam i w naszych papierach jest całkowity porządek.

- Ale coś musimy zrobić, tak nie można tego zostawić! – emocjonowała się Niusia - Może powołamy komisję do wyjaśnienia afery chóralnej? To teraz modne.

- No nie wiem… - zastanowiła się pani Dolińska – Sejm to nie zarząd ogródków… Trzeba by się poradzić Wójcika. On się na tym zna najlepiej.

- Właściwie czemu nie… - zgodził się Toczek – Zawsze można powiedzieć, że chcemy wyjaśnić sprawę do końca.

Marek Długosz