odcinek 235

- No to mamy problem… - pani Dolińska podparła dłońmi brodę i uważnie spoglądała na najbliższych współpracowników zasiadających wokół stołu. Ten legendarny mebel pochodzący jeszcze z czasów odległych o lata świetlne jest w gabinecie prezesa ogródków elementem niezmiennym. Przetrzymał już kilkanaście kadencji zarządu, zmieniał położenie, wędrując spod jednego okna pod drugie i z powrotem, zatrzymał się ostatnio w okolicach drzwi. Gdyby drewno potrafiło mówić…

- Eee tam… Nie ma takiej rury, której nie można odetkać! – Kowalski z optymizmem zacytował stare przysłowie swojej rodzimej branży rzemieślniczej.

– Polski hydraulik to brzmi dumnie – podkreślał europejski sukces kolegów po fachu. Niestety pani Dolińska nie była tym razem skora do akceptacji dyżurnych dowcipasów.

- Z pieniędzmi nie ma żartów! – pani Dolińska znacząco podniosła palec do góry, a księgowa ogródkowego zarządu Asia Borowska przytaknęła, z powagą pochylając głowę i z lekka wydymając wargi.

- Nie bój nic! – Niusia Robaczek jako szefowa Rady Nadzorczej uśmiechała się jak zawsze beztrosko – Zatwierdzą nam wszystko bez mrugnięcia okiem! Przecież każdy widzi co się udało zrobić. Cieszą się jak dzieci z tych wszystkich ścieżek, płotków, chodniczków… Koniec z błotem na działkach! Pięknie jest i równo!

Rym do równo cisnął się na usta pani Dolińskiej, lecz jako kobieta z wyższym wykształceniem salonowym i porządną domową kindersztubą nigdy by sobie na to nie pozwoliła. W każdym razie jeszcze nie w trakcie tej kadencji.

- Racja, tak bardzo przepięknie jeszcze w ogródkach naszego Mieszczna nie było, ale troszkę to nas kosztowało…

- Dokładnie stosiedemczterdzieścitrzy minus dwadzieścia osiem procent – sprecyzowała Asia.

- Ile?! – Niusia Robaczek potrząsnęła grzywką i przyłożyła dłoń do kształtnego ucha.

- Nie ważne ile, ważne, że jakby nie spojrzeć strasznie dużo się tego zrobiło! – cmoknęła pani Dolińska – I dlatego pytam was co z tym zrobić?

Kowalski, który jako nikła część męskiego parytetu usiłował czasem mieć coś do powiedzenia w tym mieszczneńskim matriarchacie, tym razem wolał milczeć.

- Cholerna Unia! – warknęła Niusia – Gdyby nie te ich dotacje, subwencje i w ogóle, to nie trzeba by było po bankach po prośbie chodzić na wkład własny!

- I spłacać, i spłacać… - dodała Asia, podkreślając coś czerwonym flamastrem w pliku kwitów jaki rozłożyła na stole.

- Nie ma co teraz na Unię zwalać, tylko myśleć trzeba skąd grosza wziąć, żeby jeszcze jakoś przynajmniej ten przyszły rok przetrzymać. Pamiętajcie, że wybory do nowego Zarządu za pasem, a elektorat pamięć ma krótką! – szefowa postukała ołówkiem w podkreślone na czerwono fragmenty.

- A co potem? – nieopatrznie włączył się Kowalski.

- Potem to będziemy mieli znowu cztery lata i jakoś to będzie! - ucieszyła się Niusia.

- Nie ma jakoś, proszę o konkretne propozycje! – ostro zareagowała pani Dolińska.

Zapadła krępująca cisza. W końcu odezwała się księgowa.

- Można pomyśleć o podatkach… Na ten przykład od … - przewracała szybko kartki – od okien od ulicy, albo jeszcze lepiej od okien wychodzących na zieleń… Wszystkie okna na działkach wychodzą przecież na zieleń! Tego jeszcze nie podwyższaliśmy!

- A może od oszczędności na butach i paście do butów … - Kowalski na wszelki wypadek głębiej wsunął nogi pod stół – Jak teraz alejki są czyste i równe to się mniej zużywa i na tym zarabia!

- To… to… - Niusia Robaczek też nie chciała być gorsza – to może wprowadzimy podatek od każdego samochodu co na działki wjeżdża! Od gości z zewnątrz podwójne! Teraz i tak już prawie wszystko stoi a nie jedzie, więc będzie można spokojnie od każdego ściągnąć!

- Czy wyście już zupełnie ogłupieli! Jak już macie tak zupełnie dosyć pracy w Zarządzie to od razu powiedzcie i nie będę was trzymać! Kto podwyższa podatki na rok przed wyborami! Po wyborach – proszę bardzo! Nawet i przez trzy lata pod rząd, ale przed?! – brak u współpracowników podstawowej wiedzy o pracy nad elektoratem już nie pierwszy raz załamywał panią Dolińską.

- No to jak? Ukraść mamy, napad na bank zorganizować? W Przewałdencie chwilówkę na rok wziąć? – Kowalski nie miał żadnych pomysłów.

- Wiecie, a może by tak konkurs ogłosić wśród działkowiczów. Z nagrodami! Na najlepszy pomysł na czym ma Zarząd zarobić? Ludzie mają przecież mnóstwo dobrych pomysłów! – zaklaskała w ręce Niusia, ale po chwili umilkła widząc, że jej pomysł nie wywołał szczególnego entuzjazmu.

- Może by tak coś sprzedać, co … Nieruchomości podobno znów idą w górę - zaproponował Kowalski.

- Pusto, klops… To już dokładnie załatwili nasi poprzednicy, sprawdziłam – rozłożyła ręce pani Dolińska – zostały już tak nędzne resztki, że ich nikt nie kupi nawet za darmo, szczególnie teraz w kryzysie.

- Słuchajcie dziewczyny – pani Dolińska zwróciła się do koleżanek - a ty Kowalski nie słuchaj lepiej. Co robicie w domu jak się wam przed wypłatą kasa nie dopina, a stary wiadomo, że zaskórniaki też już przepuścił?

Panie spojrzały po sobie nagle zbystrzałym wzrokiem i zgodnie zachichotały.

– Wiesz co Kowalski – Asia Borowska postukała go paluszkiem w szeroką męską pierś pokrytą urzędowym garniturkiem – to my tu sobie teraz poważnie porozmawiamy, a ty wybierz się na jakieś piwo. To podobno dobrze panom wpływa na… no na wszystko!

Pani Dolińska zgodnie skinęła głową.

Marek Długosz