odcinek 240

- Zaraz, zaraz … - Kowalski, śliniąc palce, kartkował pożółkłe już z lekka strony Wielkiej Encyklopedii Powszechnej odnalezionej niedawno podczas remontu piwnic biurowca Zarządu Ogródków Działkowych w Mieszcznie.

- Mieszanka…, mieszczanie… o jest! Mieszczno – miasto w województwie olsztyńskim 29947 mieszkańców! Już, już prawie mieliśmy trzydzieści… I to kiedy? W 1978 roku… Kto by się spodziewał? A teraz… - z żalem zamknął gruby tom.

- Co zrobić, starzejemy się … - westchnęła pani Dolińska - wygodni się robimy, bogatsi. Zobacz – wskazała rubrykę w statystykach – do Boryńskiego się przenoszą ludzie, nie ma to jak u sołtysa za piecem.

- Fakt, tam ziemię to się liczy w hektarach a u nas na działkach w metrach. Każdy za oknem woli drzewka oglądać a nie sąsiada. Wpychają zresztą tam ludziom ziemię prawie na chama! Jak masz za małą działkę to domu nie postawisz, a kogo w Mieszcznie stać na tysiąc metrów?

- Eee, znam takich, co bez podglądania sąsiadów dnia sobie nie wyobrażają – roześmiała się.

- Chyba sąsiadek, co…

- No już bez tam takich tych… - poprawiła włosy – w każdym razie jak się komuś w Mieszcznie mieszkać nie podoba, to wolna droga! I tak tu będzie musiał przyjechać i swoje pieniądze zostawić.

- Ale podatki już Boryńskiemu zapłaci, czy jeszcze dalej – skrzywił się Kowalski – a wydatków u nas! Lepiej nie myśleć! Czasem się zastanawiam dla kogo to wszystko cholera budujemy?! Ścieżki, dróżki… Chyba dla staruszków na spacerki. Jeszcze kilkanaście lat i połowa miasta to będą emeryci, młodzi jak trochę oleju mają w głowie to pryskają gdzie pieprz rośnie. Żadnych perspektyw…

- Dla kogo nie ma perspektyw to nie ma, ale jak dla nas to świetlane! – stuknęła dłonią w grubą teczkę – Ziemi w ogródkach nam nie przybywa a chętnych coraz więcej! Każdy emeryt lubi sobie na działce posiedzieć, w ziemi pogrzebać, warzyw do domu przynieść. Każdy grosz się liczy.

- Zobaczysz i to się skończy… - Kowalski wskazał palcem na wiszącą na ścianie mapę – patrz, ile jeszcze działek można wykroić poza miastem, gdzieś pod lasem. Prawie każdy nowy emeryt jakieś tam cztery kółka ma i też powoli nam zaczną z ogródków odpływać.

- Nie kracz, nie kracz! – pogroziła mu palcem - Tobie jeszcze do emerytury daleko i lepiej pomyśl… - nie skończyła, gdyż gwałtownie otworzyły się drzwi gabinetu i wpadła Niusia Robaczek, szeroko uśmiechnięta i w zawadiacko na oko zsuniętej czapce.

- Słuchajcie, fart mam dzisiaj jak nigdy od rana! No, nie wyobrażacie sobie! Ledwie wyszłam z domu a tu łup! Taaaki sopel mi spadł przed nosem! Żebym tak pół kroku dalej była… Potem samochód odpalił od pierwszego kopnięcia…

- Czekaj no tylko, nie tak szybko – roześmiał się Kowalski – czyli dwa razy ci się upiekło. Raz nie wylądowałaś w szpitalu z soplem w głowie, dwa dojechałaś w ciepłym aucie zamiast zapieprzać piechotą na mrozie.

- No widzisz… Ja mówię szklanka w połowie pełna, a ty w połowie pusta! – Niusia uśmiechnięta od ucha do ucha ogrzewała dłonie o filiżankę gorącej herbaty.

- No, nie bądź taki skwaszony – klepnęła Kowalskiego w ramię – zobacz, jaka piękna zima, biały puch jakiego od lat nie było!

- Nie bardzo piękna! – pani Dolińska przesunęła plik dokumentów – Zobaczcie ile już nas kosztowało odśnieżanie alejek, teraz jeszcze trzeba będzie ten twój biały puch gdzieś wywieźć. Tylko gdzie? A ile kosztuje ogrzewanie…

- No nie! – plasnęła Niusia w dłonie – Tak nie można! Optymizmu wam trzeba, radości! – roześmiała się wesoło.

Kowalski potrząsnął głową i spojrzał na równie zdziwioną panią Dolińską, która wzruszyła ramionami.

- Słuchaj, trzeba znów pokombinować z forsą na nową drogę wokół płotu, żeby nam na skróty przez działki nie jeździli, bo już teraz korki się robią a co dopiero będzie latem!

- Eeee tam, żaden problem! Polska teraz drogami stoi! Projekt się napisze, coś tam dołoży i kasa będzie! W końcu w Europie jesteśmy, no nie!? – Niusia radośnie przejechała markerem po planie ogródków. – O, mniej więcej tak!

- Nie tak szybko – zmitygował ją Kowalski – tu jest jedno boczne wejście do ogródków, tam drugie, jakby tak ta droga miała polecieć to będą ludzie się darli, że im dojście do działek zagradzamy. Już to rok temu przerabialiśmy! Wystarczy! Nasłuchałem się za wszystkie czasy i nie swoje winy!

Niusia niezmiennie w wiosennych skowronkach wyszczerzyła ząbki. – I jak widać dobrze ci to zrobiło! Teraz już nie zapomnisz najpierw z ludźmi się dogadać a dopiero potem podpisywać plany.

Pani Dolińska podparła brodę dłońmi i ze smutkiem pokręciła głową – Jak sobie przypomnę te kłótnie, wrzaski…

 

- Co wy się dzieciaki tak przejmujecie? Wszystko na własny grzbiet chcecie brać! Najlepiej porozkładać całą awanturę na kawałki! – Niusia wyciągnęła dłoń i zagięła jeden palec – To my… - zagięła drugi palec – to Boryński, bo tu droga pójdzie jego a nie naszym gruntem, to – zagięła trzeci palec – Jurek Toczek, bo to też w końcu jego działka, no i … - zacisnęła dłoń w piąstkę – w końcu wykonawca też niech się z ludźmi użera!

 

Kowalski odetchnął i nawet cień uśmiechu przemknął mu przez zachmurzone oblicze.

- Wiesz, to nawet jest rozsądne! W kupie zawsze raźniej! Damy sobie jakoś radę!

Pani Dolińska głęboko się zamyśliła. – Co jest ostatnio z tą Niusią? Szczęśliwa jak prosię w błotku… Uśmiechnięta od ucha do ucha… Hm…, trzeba się temu przyjrzeć!

Marek Długosz