Odcinek 36

Mieszczno, jak powszechnie w całej pięknej Polsce wiadomo, a sława tego grodu sięga znacznie dalej, bo aż na Alaskę, do gorącej Afryki i podobno w okolice obu biegunów, jest miastem niezwykłym. Nie tylko ze względu na najtajniejsze ogrody zoologiczne wyspecjalizowane w hodowli groźnych drapieżników z krajów arabskich, podziemny dworzec kolejowy oraz pobliskie lądowisko niewidzialnych łodzi podwodnych. Jest tu także jedyny na świecie magazyn broni masowego rażenia, widoczny dla każdego, ale przemyślnie zakamuflowany pod płaszczykiem miejskich jezior. Oczywiście mieszkańcy tego grodu, od lat przyzwyczajeni, doskonale wiedzą, jak omijać wszystkie niebezpieczne miejsca. Dodatkowo władze miejscowe (chwała im za to, chwała!!!), dbając o bezpieczeństwo wiernego elektoratu, wprowadziły już wiele lat temu profilaktyczne szczepienia uodporniające. Jedyne zresztą szczepienia prowadzone metodą stałych inhalacji substancją lotną pochodzącą z pobudowanej wielkim nakładem pobliskiej wytwórni szczepionek. Też tajnej i zakamuflowanej jako przetwórnia gówna. Co najwyżej przelotne ptaki i pijani niezwykłą atmosferą turyści od czasu do czasu zanurzają dzioby w miejskich zbiornikach, co kończy się zwykle szybkim opuszczeniem Mieszczna. Na zawsze zresztą.

Te wszystkie ciekawostki są jednak niczym wobec absolutnie unikalnego w skali światowej zjawiska, jakim Mieszczno może konkurować z największymi metropoliami. I spokojnie wygrywa! Otóż otwarto tu niedawno kolejne wielkie multikino! Jak dobrze policzono, jest to już 27 przybytek sztuki filmowej w tym niezwykłym mieście. Licząc po kilka sal w każdym obiekcie, osiągnięto niezwykły wynik. Otóż każdy mieszkaniec Mieszczna, wliczając niewinne dzieciątka przy piersi i dziarskich stuletnich staruszków może w tej samej chwili zasiąść w wygodnym fotelu i oddawać się kontemplacji wyjątkowo rozbudowanego repertuaru.

Z okazji uroczystego otwarcia najnowszego kompleksu kinowego wszyscy dostojni obywatele spotkali się we wspaniałych salach recepcyjnych najnowszego multikina wystawionego tym razem przez znany koncern medialny "Kaliecenter Leadrice". Przybyli dostojni goście z nadobnymi małżonkami lub innymi osobami towarzyszącymi (w zależności od preferencji), mieli okazję podziwiać wspaniałe wnętrza, najnowszą aparaturę projekcyjną, a także kreacje specjalnie na tę okazję uszyte przez znaną firmę pani Eweliny z ulicy Przedleśnej (adres w Internecie). Na zaimprowizowanej konferencji prasowej przedstawiciele inwestora dziękowali miejscowym władzom za ich niezwykle przychylny stosunek do kultury. Przedstawiciele władz dziękowali inwestorowi za dostrzeżenie potrzeb kulturalnych południowych Mazur oraz stworzenie nowych miejsc pracy. Tę miłą i pełną wzajemnego zrozumienia atmosferę zakłócił drobny incydent.

Nie wiadomo przez kogo zaproszony (należy zadać sobie pytanie, gdzie były właściwe służby?!) pan Żwirek zarzucił osobiście panu Długalowi celowe niszczenie miejskiej, tradycyjnej infrastruktury kulturalnej. Po chwilowej konsternacji wywiązał się interesujący dialog godny przytoczenia in extenso.

- Szanowni państwo! - Żwirek z racji małolitrażowego wzrostu wskoczył na krzesło i zamachał rękami. - Nie zdajecie sobie sprawy, iż spotkanie, w którym uczestniczycie to nie radosne przyjęcie, a stypa po pogrzebie naszej mieszczneńskiej kultury!

Dystyngowany gwar rozmów ucichł, co bardziej delikatne panie mocniej wsparły się na ramionach swych partnerów.

- Kolejne multikino to koniec naszej polskiej spółdzielczości kulturalnej! Niczym nieograniczony przez tak zwane miejskie władze napływ brudnych europejskich wzorców rozrywki spowodował zamknięcie naszych wspaniałych, pięknych i zasłużonych świetlic, klubokawiarni i ostatniego spółdzielczego kina! To my przecież przez lata tworzyliśmy wzorce masowej, kulturalnej rozrywki! To w naszych murach wypijano pierwsze kolejki kawy po turecku! Tu trafiły kiedyś pierwsze telewizory!

- Ale o co chodzi, panie Żwirek? - Długal poczuł się wywołany do tablicy. - My do tego nic nie mamy! Jest wolny rynek. To prywatne firmy i mogą robić wszystko, co chcą. Nie mamy na to wpływu, prawda? - tu zwrócił się w stronę stojącego obok Chruściela, który jednak taktycznie zajął się poprawianiem etoli na ramionach małżonki i żadnym gestem nawet nie odniósł się do wypowiedzi Długala.

- Tymi rękami zapewnialiśmy każdemu dostęp do prasy, książki, a nawet występów zespołów muzycznych! Nasze świetlice tętniły życiem nawet w najbardziej mrocznym okresie! - nie przerywał Żwirek.

- Nie ma się czym tak znów chwalić, krzesła w kinie były twarde - mruknął Włodek Maciejko.

- A właśnie, że jest czym! Mieliśmy ponad pięćdziesiąt placówek w całym powiecie!

Przedstawiciel centrali "Kaliecenter Leadrice" wymownie spojrzał na szefa nowego multipleksu. - Tak jest szefie, widzę szanse naszego dalszego rozwoju na tym terenie! - zameldował ten służbiście.

- Gdzie się podzieją setki naszych animatorów kultury, gdzie świetliczanki i bufetowe?! - biadał dalej Żwirek - Czy widzi pan te setki zrozpaczonych twarzy? - zwrócił się znów do Długala, który najchętniej zapadłby się pod elegancką wykładzinę.

- Tylko bez demagogii proszę, nie jest tak źle! A co pan zrobił, kiedy można już było w wolnym kraju rozwijać kulturę i sztukę? Nawet filmową! Nic! - tu wskazał palcem na spienionego Żwirka, który zachwiał się na krześle.

- Jak to nic, jak nic!? - bronił się. - Sprywatyzowałem wszystkie nierentowne świetlice i kluby. - No to czego pan płacze nad rozlanym mlekiem? - odetchnął Długal. Na szczęście w tym momencie na salę dyskretnie wsunęło się trzech rosłych panów, którzy wynieśli feralne krzesełko wraz z jego chwilową zawartością i miła uroczystość potoczyła się dalej bez zakłóceń.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.01.25