Odcinek 96

- Ile lat już się znamy?

- Oj, będzie już tego, będzie...

Dwaj nobliwie wyglądający gentlemani siedzieli przy stoliku modnej, bo jedynej w Mieszcznie kawiarni i nie spiesząc się popijali herbatkę. Nie tak niegdyś bywało.

- Balowało się kiedyś nie raz i nie dwa - westchnął młodszy o obszernej sylwetce właściwej zawodnikom sumo.

- Szanowali ludzie człowieka, czapkowali z daleka... Były czasy... - smętnie pokiwał głową drugi, dla odmiany wysoki i chudy z głową wtuloną w wysoko podniesione ramiona.

- No nic, było przeszło, trzeba jakoś toczyć ten wózek do przodu - Chruściel, bo to on właśnie zaszczycił obecnością lokal, energicznie zamieszał łyżeczką w filiżance.

- Nie ma innej możliwości - zgodził się Długal i siorbnął pierwszy łyczek. - Ale trochę szkoda, sporo przecież zrobiliśmy razem.

- No - zgodził się Chruściel.

- A teraz wszystko spieprzą, tyle naszych pomysłów się zmarnuje. Przecież nikt tego bez nas nie zrobi!

- Eee tam, może i zrobią, tylko już na swoje konto, a o nas nikt nie wspomni. Tak to już jest. O tym co dobre szybko się zapomina - Chruściel uśmiechnął się smutno.

- A swoją drogą nigdy nie przypuszczałem, że taką żmiję wychowam na własnej piersi. Niby cicha, pracowita, lojalna, a tu masz. Grom z jasnego nieba! - Długal od pół roku nie mógł przestać się dziwić.

- Tak to już bywa. Ciebie załatwiła pani Dolińska, a mnie ten drań Bańka! Nigdy mu tego nie zapomnę!

- Ja jej też! Jeszcze przyjdzie koza do woza! I po co to było? Teraz na niej będą psy wieszać!

- Masz zupełną rację! Bez nas to Mieszczno na psy zejdzie zupełnie! Nic nowego jak dotąd nie wymyślili. Grajdoł mazurski tu będzie przez następne sto lat! - Chruściel z przyzwyczajenia walnął pięścią w stół aż zadzwoniły łyżeczki.

- A przecież może tu być tak pięknie... - Długal rozmarzonym wzrokiem spojrzał przez okno na brudne podwórko schodzące do jeszcze brudniejszego miejskiego jeziorka otoczonego byłym parkiem. Smród wszechobecnych ptasich odchodów zalegających dziurawy asfalt alejek dochodził nawet do klimatyzowanego wnętrza kawiarni.

- No sam zobacz - wskazał na okno - jak można coś takiego tolerować?! Przecież to skandal!

Chruściel wydął wargi - Gdyby tak zrobić jakiś pomost, na końcu parkiet do tańca, kajaki, rowery wodne...

- A na środku fontanna, w nocy podświetlana i strumienie tańczące w rytmie muzyki... To byłaby prawdziwa turystyczna atrakcja - zapalił się do pomysłu Długal.

- I jezioro by się przy okazji wyczyściło. A dookoła - popatrz tutaj i tutaj jakieś małe kawiarenki, a tam pod górką plac zabaw dla dzieci... - pokazywał palcem Chruściel.

- Ech, ale czy im się będzie chciało o czymś takim pomyśleć? Przecież tylko dla siebie kombinują, a reszta ich obchodzi tyle co zeszłoroczny śnieg!

Panowie zgodnie ciężko westchnęli i zajęli się przez chwilę słodkim ciastem.

- Gdyby tak jeszcze znaleźć inwestora z forsą, ale takiego prawdziwego, nie kolegę szwagra - zastrzegł się Długal, a Chruściel jakoś pilniej zaczął przyglądać się talerzykowi - to i może z tamtej strony dałoby się jakiś hotel postawić, taki całoroczny!

- Z porządnymi basenami, salą widowiskową... - rozmarzyli się. - Byłyby tłumy przez cały rok!

- A nad drugim jeziorem taki młodzieżowy duży hotel dla sportowców, z pomostami, przystanią dla wioślarzy, odnową - Chruściel wspomniał swoje niegdysiejsze przewagi pedagogiczne. - A zimą bojery! Cały rok tłumy by się przewalały!

- Nie jeden, ale ze cztery hotele trzeba by wybudować, nowe centrum handlowe zamiast zapyziałego rynku jak w Pikutkowie Dolnym, deptak aż pod ratusz!

- No i kto im tego zabrania? No zobacz, przecież nic nawet nie próbują zrobić! Kto nami rządzi!?

- Tylko by było trzeba jakoś te jeziora wyczyścić... - zafrasował się Długal.

Jego partner uśmiechnął się pobłażliwie.

- To przecież żaden problem, wystarczy sprzedaż ziemi pod te inwestycje powiązać z obowiązkiem zainwestowania w jezioro i sprawa załatwiona. Przecież wiesz jaki drogi jest każdy kawałek ziemi w mieście! I tak pójdzie jak woda!

- Doskonały pomysł! Masz rację! Ale żaden z nich - tu Długal wskazał palcem w górę - na taki pomysł nie wpadnie! Nie ta klasa...

- A wtedy by z pewnością ruszył też nasz słynny na cały świat tajny podziemny dworzec.

- I między dworcem a miastem jakieś wielkie centrum rozrywki, taki disneyland, tylko nasz, porządny, mazurski.

- No sam widzisz, jest tyle możliwości a tym szaraczkom bez fantazji nic takiego do głowy nie wpadnie! - wizja świetlanej przyszłości Mieszczna uwiodła obu byłych.

- Taaak, ci wyrobnicy reżimu nie są zdolni do niczego wielkiego... - westchnął Długal.

Chruściel przez chwilę milczał, aż w końcu szeroki uśmiech rozjaśnił mu twarz. - Już się przestraszyłem, że mogą wpaść na te same pomysły co my i może nawet by zaczęli coś robić. Ale nie mają szans, nic z tego! Przecież całą najbardziej atrakcyjną ziemię w Mieszcznie na szczęście już udało się nam sprzedać! No nie?!

Marek Długosz


Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2007.03.28