Odcinek 97

Jurek Toczek ciągle młody i ambitny polityk lokalny z dużą przyszłością, siedział w gabinecie i smętnie spoglądał na mapę.

- To przecież nikt inny tylko ja odpowiadam za pomyślność takiego kawałka Rzeczypospolitej - zamruczał pod nosem, ale cicho, gdyż ciągle nie mógł w to uwierzyć.

Tymczasem południowe Mazury rozkwitały. Jak na razie wiosennymi kwiatkami, które nawet w Mieszcznie przebijały się spod warstw pozimowego błota i rozwiewanych wiatrem śmieci. Robiło się pięknie!

- Jest dobrze, jest pięknie! - powtarzał sobie w myślach Toczek, spacerując od drzwi do okna i z powrotem. - Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej! - dla dodania znaczenia tym słowom przytupywał co chwilę, starając się przekonać siebie samego. Jakoś jednak nie potrafił. Nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy, chociaż obcasy waliły w parkiet z mocą maszerującej ostro dywizji.

- Pomysłu! Pomysłu! Co robić, żeby mój - już uwierzył, że jego - teren rozkwitał nie tylko wiosennymi kwiatkami?

Od drzwi dobiegło delikatne pukanie i do gabinetu nieśmiało wsunęła się pani Dolińska. - Co się stało? U mnie żyrandol na suficie się kołysze! Myślałam, że potrzebujesz jakiejś pomocy.

Toczek lekko się zarumienił, gdyż nie spodziewał się, że objawy frustracji lokalnej władzy okazały się aż tak widoczne.

- Myślę, kombinuję i ciągle nie wiem co dalej... - szepnął cicho, wyraźnie zawstydzony okazaną słabością. - Nie mam pomysłu na odpalenie do przodu, a wydaje mi się, że powoli grzęźniemy w codzienności. Byle do jutra...

Pani Dolińska uśmiechnęła się wyrozumiale. - Nie tylko ty to masz, widziałam jak kombinował Długal, Chruściel... Ba, nawet Dyrektorowi czasem zdarzały się takie chwile słabości. Ale jemu na krótko na szczęście.

- I co, i co? - zainteresował się Toczek.

Pani Dolińska roześmiała się. - Jak to co? To, co zwykle. Szybko im przechodziło, łapali za wariant dyżurny i jakoś szło całe cztery lata.

Jurek Toczek był jeszcze politykiem młodym, lecz bystrym. Refleks byłego siatkarza pozwalał mu na szybkie podejmowanie celnych decyzji. Teraz też zadziałał błyskawicznie. Już po kilku minutach na stoliku bieliło się podwójne capuccino w filiżance z delikatnej japońskiej porcelany, a na spodeczku leżało kilka ciasteczek, niewątpliwie bezcukrowych. Wiedział już, co lubi jego bardziej doświadczona koleżanka i czemu zawdzięcza ciągle atrakcyjną figurę.

Po wstępnej wymianie komplementów przeszedł do rzeczy.

- Jaki wariant dyżurny? Jest tu coś takiego, da się jeszcze jakoś to wycisnąć?

- Widać, że trochę odpadłeś od naszych realiów - westchnęła pani Dolińska - ale do rzeczy.

- Czym jest Mieszczno i okolice? - pytanie zdawało się retoryczne.

- No - lekko zawahał się Toczek - tak naprawdę?

- Jak najprawdziwszą - starała się go ośmielić.

- Zapadłą dziurą bez przyszłości! - wypalił wreszcie Toczek i sam się przeraził swojej odwagi.

- Doskonale i nie przejmuj się, nie pierwszy na to wpadłeś. Twoi poprzednicy też dokładnie o tym wiedzieli.

- I nic nie zrobili? Jak to tak można?! - zdziwił się Jurek. Pani Dolińska przyjrzała mu się uważnie. - Ten młody człowiek ma jeszcze ludzkie odruchy, jeszcze w coś wierzy - zamyśliła się przez chwilę.

- Widzisz, w takiej sytuacji zawsze wypływał wariant dyżurny. Dobry na każde czasy i atrakcyjny. Dla tych, którzy jeszcze w ogóle czegoś się po Mieszcznie i okolicach spodziewają - dodała z lekkim przekąsem.

- No dobrze, ale co to za wariant?

- Znasz go, znasz! Możemy tylko najwyżej coś dodać i będzie dobrze!

Twarz Toczka nadal była jednym łysawym znakiem zapytania.

- Słyszałeś wczoraj Rysia Bańkę? O czym mówił?

- No, o jeziorach...

- Sam widzisz, nawet on wie! To jest właśnie wariant dyżurny.

- Jeziora?! Przecież to szansa dla miasta i regionu! Nie tylko te w Mieszcznie, ale i w okolicach. Zagospodarować, pobudować ścieżki, mostki, strumyki! Kąpieliska i pomosty. Wielki amfiteatr! Restauracje, parki wodne, hotele i pensjonaty! - rozpędził się Toczek.

Pani Dolińska patrzyła na niego z uwagą. - On chyba w to wierzy... - nie spodziewała się, że ktoś jeszcze może być tak prostolinijnie naiwny.

- Zajrzyj do tej szuflady - wskazała jedną z wielkich szaf. Toczek nawet się nie zdziwił, że pani Dolińska dokładnie wie co i gdzie znajduje się w jego gabinecie. Wyciągnął kilkanaście map i kolorowych rysunków.

- Spójrz na daty - sama rozciągnęła szeleszczące folie. - Zobacz, rewitalizacja, fontanny, pomosty, ścieżki, amfiteatr, kąpieliska, hotele... A teraz na daty realizacji - pierwsza - 1994, potem 1998, 2002, potem 2006... Widzisz jak pięknie!

Toczek był zszokowany. - Jak to, to już wszystko było? To już od dwudziestu lat się to planuje? A kiedy ostatnio coś naprawdę zrobiono?

- Tak naprawdę poważnego to za nieboszczki komuny, ale to już się zawaliło albo wali.

- To co my teraz zrobimy?

- Jak to co, zaproponujemy opracowanie planów, wystąpienie o środki i tak dalej. Jak dobrze pójdzie, to mamy czas aż gdzieś do 2013!

Marek Długosz


Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2007.04.04