Odcinek 102

Dobrze po ciężkiej pracy usiąść na chwilę i odetchnąć. A jeszcze lepiej na świeżym powietrzu, gdy świeci świeżo wypucowane wiosenne słońce a od jeziora zawiewa orzeźwiający wiaterek. Dwaj przyjaciele, weterani mieszczneńskiego biznesu, Henio Krótki i Włodek Maciejko siedzieli w wygodnych fotelikach w panaheniowym ogródku i sączyli ulubione napoje.

- Warto żyć ! – westchnął Włodek, pociągając łyk murarskiego grogu.

- Baaa… - westchnął błogo Henio i przewrócił kaszankę powoli dochodzącą na specjalnie przygotowanym grillu.

- W końcu doczekaliśmy się – Włodek zmrużył oczy – my tu sobie błogo odpoczywamy, a młodzi zapieprzają! – wskazał na kilka grupek młodzieży z zapałem zbierającej pozimowe śmieci z brzegów jeziora, pod opieką elegancko ubranych pedagogów.

- Ty, zobacz, co oni się tak odsztafirowali – Henio wskazał palcem na trzyosobowe ciało pedagogiczne składające się z dwóch pań w eleganckich bucikach na wysokim obcasie i twarzowych kostiumach w modnym pastelowym odcieniu. Towarzyszył im kolega o nienagannie wysportowanej sylwetce, która efektownie prezentowała się w lekkim sportowym garniturze, oryginalnej włoskiej jedwabnej koszuli uwieńczonej pod szyją wesoło zielonkawą apaszką. Nie zważając na możliwość zabrudzenia strojów, z poświęceniem pakowali do wielkich czarnych worków różnego rodzaju przedmioty wydobywane z dna jeziora przez płetwonurków.

- Na jakim świecie ty żyjesz?! – roześmiał się Włodek.

- Przecież muszą dawać przykład. Jak od września ich uczniowie będą do szkoły biegać w eleganckich mundurkach, to belfrom już teraz nie wypada się pokazywać w byle jakich sweterkach i – za przeproszeniem – w gumiakach!

- No popatrz, popatrz! Ale porządek robią, i to ostro. Zresztą muszę ci powiedzieć, że i bez tego nie pamiętam, aby nad jeziorami tak często sprzątano jak ostatnio. Co rano jedzie ekipa i pucuje ścieżki aż miło popatrzeć!

- No, stara się pani Dolińska, nie można powiedzieć – zgodził się Włodek.

Henio znów zabrał się do obracania dobrze już podpieczonej kaszanki, której zapach rozchodził się szeroko.

Włodek przeciągnął się i z ciekawością przyglądał pracującym.

- A kto ci tutaj taką budowlę stawia? – wskazał na niezbyt jeszcze efektowny budynek powstający nad jeziorem. Totalnego bałaganu na budowie nie był w stanie przesłonić rachityczny płot, nad którego ażurową konstrukcją pilnie pracowali okoliczni mieszkańcy, wykorzystując znaczną część desek do opalania mieszkań podczas poprzedniej zimy.

- To ty nie wiesz? – zdziwił się Henio – Sam Pan Poranek tu stawia siedzibę swojej firmy! W najbardziej eleganckie, piękne i światłe towarzystwo wpadłem! Zaszczyt mnie kopnął na starość!

- No to odważni ludzie tu w okolicy mieszkają! Że też nie bali się samemu Porankowi prawie płotu rozebrać?! – roześmiał się Włodek. Przy okazji pociągnął nosem, gdyż w świeży powiew wiatru znad jeziora i aromat dopiekającej się kaszanki wplatał się jakiś niemiły swąd.

Podejrzliwie spojrzał na grilla.

- Ty, ta kaszanka to na pewno dobra?

- No wiesz, sam osobiście odbierałem. Świeżutka!

- No to co tak capi? – skrzywił się Włodek.

Henio uruchomił także swój pokaźny organ powonienia

- Faktycznie coś podjeżdża – mruknął i ostrożnie podszedł do płotu.

- Może muł z jeziora? Nawyciągali tych świństw i ruszyli cały bałagan.

- Nie, to nie to – Henio z zainteresowaniem wpatrywał się w pobliski plac budowy, po którym krzątało się pomimo późnej pory jeszcze kilku pracowników.

- Zobacz co to jest do cholery? – wskazał Włodkowi charakterystyczną budkę stojącą w rogu placu.

- Tak na moje oko sławojka – Włodek osłonił ręką oczy przed nisko padającymi promieniami słońca.

- Bez drzwi? – zdziwił się Henio.

- Popatrz dokładnie – Włodek wskazał palcem – Chyba drzwi też ktoś podpieprzył i powiesili folię!

- Ale żeby tak byle jaką sławojkę w środku miasta stawiać… – skrzywił się Henio, bo akurat któryś z pracowników skorzystał z uroków tego ustronnego miejsca i niebudzący już żadnych złudzeń zapaszek dotarł do sąsiadów.

- Popatrz, niby taki praworządny i sympatyczny ten Poranek, a na głupiej kabince zaoszczędził – zdziwił się Włodek.

- Dobra, zwijamy kaszankę, bo jeszcze trochę i jeść mi się odechce – Henio szybko przełożył kiełbasę na półmisek i schowali się w klimatyzowanych wnętrzach.

- No to gratuluję nowego sąsiada! – mruknął Włodek, z mniejszym już apetytem zajadając pyszną kaszankę, za to częściej pociągając ze swego olbrzymiego kubka.

- No sam widzisz, kto mu teraz podskoczy? Poranki rządzą jak chcą! – wybuchowy charakter Henia nie mógł znaleźć ujścia.

- Spoko, stary – Włodek pocieszał przyjaciela – Nie takich już przetrzymaliśmy.

Marek Długosz