Odcinek 18

- Kto za? Dziękuję. Kto przeciw? Nie widzę. Stwierdzam, że uchwała została podjęta... - Mecenas rozejrzał się niespokojnie wokół, ale chyba to tylko kot na parapecie okna przeciągnął się leniwie. Spojrzał w lustro i ustawił się profilem - Nie, cholera, ten brzuch muszę szybko zgubić! Pamiętaj, tylko nie profilem do fotografów! - pouczył sam siebie. - Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! Obiecali mi przecież, że jak się załapię i dostanę pięć tysięcy głosów, to stołek wicemarszałka mam jak w banku!

Jeszcze raz obrócił się przed lustrem. - Właściwie dlaczego nie? Ludzie mnie lubią przecież. Kogo mają poprzeć? Chyba, że Leśniewski, ale on już trzeci raz startuje i się opatrzył. Styczeń? Nie, ten się nie liczy, Młoda jest za młoda. Wybiorą mnie, cholera! Wybiorą! Chociaż poprzednio nie wybrali...

Drzwi otworzyły się bez pukania i do pokoju wszedł Chruściel.

- Ćwiczysz, co! Nie przejmuj się rolą! - poklepał Mecenasa po plecach. - Wybory, wyborami, a robota czeka.

- No, ja oczywiście, przede wszystkim, praca to dla mnie...

- Dobra, dobra, powiedz mi, jak wyglądamy językowo?

- Że jak? - oczy Mecenasa poszerzyły się azjatycko.

- No, kto w firmie zna jakiś język, najlepiej obcy - Chruściel postukał wyciągniętym palcem po szerokiej piersi przyszłego marszałka.

- Ja znam rosyjski... , tfu cholera, znałem, bo komuna kazała mi się uczyć w podstawówce, ale już w średniej sobie odpuściłem i na rosyjskim grałem w okręty - zastrzegł się szybko.

- Rosyjski sobie odpuść, jeszcze nie teraz - Chruściel machnął ręką - chodzi o prawdziwy język, jakiś zachodni.

- Długal szprecha po niemiecku - przypomniał sobie Mecenas - słyszałem na przyjęciu jak wznosił toasty.

- Eeee, po połówce to ja ci pogadam nawet z Chińczykiem po francusku - machnął ręką Chruściel. - Dolińska była na kursie - przypomniał sobie Mecenas - pamiętam w zeszłym roku gdzieś w górach.

- Fakt, coś chyba tak, ale na jakim języku - zadumał się Chruściel.

- Zaraz, zaraz... - Mecenas sięgnął po gruby segregator - kurs przyspieszony "język ciała i jego wykorzystanie w praktyce administracji samorządowej" - odczytał.

- Ciała to ona za dużo nie ma, a jęzor jak czasem rozpuści, to uciekaj bracie gdzie pieprz rośnie - Chruściel wydął wargi. - No to mamy problem!

- Jaki problem - Mecenas wzruszył ramionami. - Nasza firma to nie Ministerstwo Spraw Zagranicznych i jak trzeba, to tłumacza zawsze się znajdzie A nawet tłumaczkę... pamiętasz szefie?

Chruściel szybko rozejrzał się wokół, ale na szczęście byli w pokoju sami. - Trzymaj jęzor za zębami, dobra! Jak nie chcesz szybko stąd wypaść, to uważaj, co gadasz!

- Jeszcze zobaczymy po wyborach, kto kogo będzie ustawiał! - Mecenas zazgrzytał w myślach zębami, lecz na wszelki wypadek klepnął się w usta. - Jasne szefie, u mnie jak w konfesjonale, wpadło i nie ma sprawy!

- Jak chcesz sobie pogadać, to będziesz miał okazję. Pouczysz się i to ostro!

- Jak trzeba to trzeba, ale dlaczego?

- Bo sobie społeczeństwo z nas jaja robi baranie! Pośmiechujki, cholera! - Chruściel na wspomnienie aż się spocił. - Analfabetami nas publicznie nazywają i mają rację niestety!

- No, w technikum nie było języka - Mecenas starał się usprawiedliwić.

- Masz do wyboru angielski, niemiecki albo alaskański!

- Dlaczego alaskański? - zdziwił się Mecenas.

- Bo akurat mamy takiego nauczyciela. Zresztą nie wybrzydzaj, bierz co dają. W ramach służbowych obowiązków. Ktoś rozumny to by się ucieszył i dziękował!

- Ale tak naprawdę szefie to o co chodzi? Przecież już nie tak elektorat nam w kość dawał.

- Chcesz na tę Alaskę jechać czy nie w końcu?

- Jasne, że chcę! - Mecenas szarpnął wąsa.

- Widziałeś jak elektorat na to patrzy?! Tylko sami jesteśmy za, Długal to aż z czterech komputerów "za" głosował, a i tak wypadliśmy jak nie przymierzając komputerowi demokraci, czyli nędznie. Musimy znaleźć wiarygodny pretekst do waszego wyjazdu, bo inaczej to przy następnych wyborach nam to wyciągną!

- Szef to ma łeb! - Mecenas potarł łysinę. - Tylko co ma wyjazd do nauki?

- Akcja "Poliglota", rozumiesz?! Jesteśmy turystycznym regionem w Środkowej Europie, w ramach doskonalenia językowego jedziemy wymieniać doświadczenia z przyjaciółmi na Środkowej Alasce. "Każdy VIP poliglotą".

- Jak, nie przymierzając, nasz reprezentant poseł z Olsztyna?

- No właśnie. Jemu nikt nie podskoczy.

- Bo za wielki nie jest - Mecenas wskazał ręką na wysokość chruścielowego brzucha.

- Językowo! Jakbyś znał połowę tych języków co on, to też byś z samolotu nie wysiadał.

Mecenas w duchu już widział jak w swej marszałkowskiej dostojności wspina się po schodach rządowego samolotu, ale Chruściel zgotował mu zaraz twarde lądowanie.

- No to już wiesz co masz robić?

- Yyy... uczyć się alaskańskiego?

- To potem, a najpierw zbierz forsę na ten kurs. Każdy z wyjeżdżających zrzuca się po dwa patole!

- Szefie! To ja już może zostanę w domu, co?

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.09.14