Odcinek 12

- Chcesz na kogoś liczyć - licz na siebie i sprawdzaj, czy ci się drobne zgadzają! - Rysiu Bańka z ponurą miną siedział nad szklanką gorącej herbaty, która, jak wiadomo, najlepszym środkiem na upały była, jest i będzie.

- Co cię tak rzuca? - Mecenas, wprawdzie dokładnie wiedział dlaczego jego partyjny wódz humor miał niczym krokodyl po połknięciu polskiego turysty, czyli skrzyżowanie kaca ze zgagą, ale co mu szkodziło wykazać zainteresowanie.

- Czepiają się człowieka, jak by było o co! - Bańka ciągle nie mógł się uspokoić - przecież to chyba normalne, że człowiek chce parę groszy uczciwie zarobić!

- Eee, nie przejmuj się, pokrzyczą, pokrzyczą i znajdą sobie jakąś nową aferę - Mecenas starał się wykazać przyjacielskim wsparciem.

- I to kto, żmija, którą wychowałem na własnej piersi! - tu rzadkie, płowe wąsiki Bańki zatrzęsły się prawie w szlochu.

- Ale Długal zachował się przyzwoicie, co? - Mecenas rzucił zanętę, a rybka już prawie siedziała na haczyku.

- A miał inne wyjście! Trzymamy go w garści! Bez nas, bez poparcia naszej upadłej, ale odradzającej się struktury nie ma szans! Tylko, kuźwa, dlaczego akurat mnie się czepiają o tych parę groszy! Przecież zapieprzam na trzech etatach i to uczciwie!

- Wróbel słyszał, że prowadzisz na basenie zajęcia z pływania, a sam toniesz nawet na trzeźwo!

- Niech się przymknie maratończyk chrzaniony, bo jak kłapnę Chruścielowi, kto maślane oczy do jego nadobnej robi, to trzy maratony w powietrzu przeleci na kopach! A czy to ważne, żeby akurat umieć pływać? Pokaż mi nauczyciela astronomii, który latał w kosmosie, i nikt się go nie czepia! Cholerna złośliwość!

- Dobra, nie przejmuj się, tylko co z tym Długalem? Mówisz, że masz go w garści, Maciejko też podobno ma na niego kwity i cholera wie kto, a Długal od lat robi swoje, i się nie przejmuje.

- Nie mów przy mnie o Maciejce! - Bańką wstrząsnął dreszcz obrzydzenia. - Zobacz, ten ma kapusty jak wody w jeziorze i nikt się go nie czepia! Żebym miał dziesięć procent tego co on, to pieprznąłbym wszystko i leżał do góry brzuchem! I bezczelnie ma gdzieś wszystkie ankiety czy inne papierkowe zeznania! Olewa ciepłym moczem i nikt go nie rusza, ze skarbówką włącznie! - tu zreflektował się, że tak jawne okazanie niezbyt przyjaznych uczuć wobec chrzestnego ojca wszystkich Mieszczneńskich przedsięwzięć, może drogo go kosztować.

- Ale za to córka mu się udała! - dodał szybko. - Ta czarna Kaśka ma łeb jak tatuś do interesu.

- I jeszcze tu i ówdzie to co trzeba! Żebym tak był ze dwadzieścia lat młodszy... - rozmarzył się Mecenas.

- Tylko ona coś nie bardzo za chłopami, co...? - tym razem Bańka miał nadzieję, że Mecenas kłapnie coś, co pozwoli wyrównać sytuację, lecz najmimorda był jak zawsze ostrożny.

- No wiesz, różnie się słyszy. Pamiętasz, jak Maciejko za tą rudą doktorką latał?! Na wszelki wypadek detektywi z "Aligatora" kupę zdjęć im natrzaskali w różnych knajpach od Gdańska do Zakopanego! - odwrócił temat.

- Tyle, że jej stary ze Stanów wrócił, giwerę kupił i Maciejko na wszelki wypadek nawet pod ich domem nie przejeżdża!

- Ech, te baby! - Bańka spojrzał szybko na zegarek, bo przypomniał sobie wczorajszy wieczór, kiedy spóźniony o parę godzin wrócił do domu po wieczorze u Chruściela.

Rozległo się delikatne pukanie do drzwi partyjnego lokalu.

- Wlazł! - energicznym dyszkantem Bańka zaprosił interesanta do środka, a Mecenas na wszelki wypadek ukrył się za najnowszym numerem "Mazurskich Wieści".

W lekko uchylonych drzwiach stanęła postać wprawdzie dość obszerna, lecz całym swoim zachowaniem starająca się okazać jak największy szacunek gospodarzowi.

- Oooo, a co was tu sprowadza towa..., przepraszam szanowna pani Eulalio? - Bańka pozwolił sobie na złośliwość, gdyż imię to na co dzień jego właścicielka skracała do krótkiej Eli.

- Przejrzałam na oczy! - zameldowała krótko - i proszę o przywrócenie na łono!

- Zaraz, zaraz - Bańka jeszcze nie zajarzył - jakie łono, czyje kuźwa? - rozejrzał się po zagraconym pokoju.

- Dość mam tych dyrektorskich przydupników! - Eulalia wstrząsnęła się ze wstrętem! - Tylko by sobie dobrze robili, a nasze kochane Mieszczno to mają gdzieś! Nie przyłożę już ręki do tego, żeby wróciły czasy dyktatury Dyrektora!

Bańka powoli, gdyż jego polityczne doświadczenie nie miało jeszcze czasu się ugruntować, zaczynał kojarzyć.

- To znaczy, że chce pani wrócić do naszej odrodzonej struktury, która po oczyszczeniu się z karierowiczów i innych nieprzystosowanych zdobywa serca i...

- Dokładnie tak! - Eulalia wyprężyła się na baczność.

- No to będę chyba musiał pogadać z Chruścielem - Bańka nie wyraził tego głośno, lecz wiedział dokładnie, iż bez akceptacji samego bossa się nie obejdzie. To przecież od Eulali rozpoczął się kilka lat temu upadek ich struktury.

- Co panią skłoniło do takiej, nie ukrywajmy, niespodziewanej decyzji? - starał się wykazać rozwagą, jak na szefa struktury przystało.

- Chcę nadal aktywnie pracować dla dobra Mieszczna i jego mieszkańców, nie patrząc jak inni tylko na korzyści własne!

- O właśnie, już nie mamy w Mieszcznie żadnych nowych działek do sprzedania - rozległ się zza gazety głos Mecenasa.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.08.03