Odcinek 11

Ciepły lipcowy wieczór w niewielkim mazurskim mieście skłaniał się ku wczesnej nocy. W doskonale wszystkim znanym ogrodzie Chruściela zapłonęły lampiony ukryte głęboko w gęstwinie perfekcyjnie utrzymanych krzewów. Ich dyskretne światło delikatnie konkurowało z miliardami gwiazd opierających się o horyzont. Gospodarz wygodnie wyciągnięty w specjalnie wzmocnionym leżaku z błogą miną wsunął nos w kielich napełniony rubinowym nektarem Chabret rocznik 2004.

- Warto żyć! - westchnął. - Jak dobrze tak sobie usiąść z przyjacielem i szczerze pogadać. Ech, żeby tak jak najdłużej!

- Masz rację - Bańka umoczył płowe wąsiki w pianie wieńczącej srebrzysty kufel - tylko cholera jak żyć! - zacytował niechcący klasyka niesłusznej epoki.

- Rysiu, mordo kochana, - Chruściel rozkrochmalił się już prawie całkowicie, co politykowi tej klasy zdarzało się niezwykle rzadko - tylko powoli, a dojdziesz do woli! - powstało nowe polskie przysłowie, które trafi kiedyś do skarbnicy myśli politycznej XXI wieku.

- Pamiętasz, jak mnie namawiałeś, żeby przejść do jagódek i wypiąć się na starych dobrych towarzyszy? I co? Jak byśmy teraz wyglądali!? Jagódki spadły pod poprzeczkę, łysy Jagoda dołuje, a nam stary rośnie!

- Nie nam, nie nam tylko Żubrowiczowi - Bańka pociągnął spory łyk piwa, bo przyjaciel przyjacielem, lecz przeciwstawianie się Chruścielowi bywało z reguły niezdrowe. - Gdzie tam nam do pałaców i na salony! I co z tego, że nawet Żubrowicz wykosi Gęsickiego, jak tu u nas wykoszą nas jak trawkę!

- Pieprzysz już prawie jak Długal! - Chruściel pokiwał z politowaniem głową. - Jak tak będziesz jojczył nad każdym drobnym problemem to wszyscy razem wylądujemy na kuroniówce! Albo założysz magiel parowy!

- No dobra, masz rację. Jak dobrze pójdzie, to do jesieni wykosimy moherowe berety i opalonych rolników, ale wyżej nie podskoczysz. Niestety zresztą!

W tym momencie, gdy ta niezwykle interesująca dyskusja mogąca w efekcie istotnie wpłynąć na przyszłe losy mazurskich kresów średniej wielkości kraju Europy Środkowowschodniej sięgnęła przynajmniej drugiego piętra, w drzwiach ukazała się obszerna sylwetka pierwszej damy Mieszczna.

- A wy co tak, chłopaki, doicie, na samych chipsach to tylko żołądek się wam zaklajstruje!

- No nie - Bańka wskazał na pustą tacę, na której jeszcze niedawno kwitł stos kanapek - już się najedliśmy!

- Rysiu, nie każdy ma tasiemca! - roześmiała się dobrodusznie gospodyni. - Chłop to musi być chłop! - tu czule spojrzała na małżonka. - Na kanapkach to można najwyżej na rynku marchewką handlować! Jak trzeba mózgownicą popracować, to napęd musi być konkretny!

Nie minęło kilka minut, gdy pomiędzy przyjaciół wjechał lśniący stolik na kółkach, a na nim parujący półmisek.

- Taaak, teraz to możemy pogadać! - westchnął po godzinie Chruściel ocierając usta. - Na czym to skończyliśmy?

- Na tym, że u nas na Mazurach to co innego głosowanie na lokatora pałacu, czy światłą reprezentację narodu, a co innego na nas samych - kilka zjedzonych zrazów wyraźnie poprawiło ukrwienie Bańkowej mózgownicy.

- No to ci teraz wytłumaczę jak chłop krowie na rowie - Chruściel otworzył kolejną butelkę francuskiego sikacza. - Mogą w pałacach się dogadywać i koalicje z różnymi cudakami robić, ogródkami, zbieraczami znaczków czy fanami czerwonej czupryny? No to my też sobie tu zrobimy co trzeba. Tyle, że Rysiu my mamy więcej czasu, a czas pracuje dla nas!

- Zaraz, zaraz! - Bańka zbystrzał, gdyż nie uśmiechała mu się rola uczestnika zbiegowiska, no może prędzej pospolitego ruszenia. - Jakby nie było, nadal jestem szefem największej struktury na Mazurach! I po co nam ten cały plankton?

Chruściel uniósł się nieco z leżaka. - Słuchaj i ucz się baranie! A kto ci powiedział, że to co masz u siebie to nasz docelowy target?! Kogo tu mieliśmy parę lat temu? Zobacz, co się stało z niby najtwardszymi, z ciotką Melanią, Gibonem i innymi? Odpłynęli! No to teraz musimy sobie zafundować nowy elektorat!

- Jesteśmy nowoczesną partią europejskiego środka - zacytował Bańka.

- No, w końcu złapałeś!

- Zaraz, zaraz, a kto nam jeszcze w to uwierzy? Kto da forsę? Kto tu ma szmal, przede wszystkim?

- A kto ci powiedział, że mamy się tu zamknąć w getcie Mieszczna? - Chruściel, jak na rasowego polityka przystało, zwrócił wzrok w odległą przestrzeń napełnioną gwiazdami.

- To o kim myślisz? - Bańka z podziwem wpatrywał się w rumiane oblicze starego kumpla.

- Na początek mniejszości, elektorat napływowy!

- Górale? - z pewnym niepokojem zapytał Bańka.

- Czemu nie! Na początek dobrzy i górale.

- Tylko ilu ich jest, bo do gór to jednak kawał drogi - zafrasował się Bańka.

- Nieważne skąd przychodzisz, ważne, że idziesz z nami - znów zacytował Chruściel. - Kupi się kierpce i ciupażki, i będą górale jak trzeba!

- A kto za to zapłaci? - Bańka jeszcze miał wątpliwości, chociaż coraz mniejsze.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.07.27