Odcinek 10

Mieszczneńskie Wieczory jak zawsze okazały się imprezą ze wszech miar udaną. Szczególnie dla organizatorów i jak zawsze dużej grupy zawodników startujących w tradycyjnej konkurencji doprowadzenia się do stanu zbliżonego do nirwany, możliwie szybko i najmniejszym kosztem. Jak zwykle też najbardziej zapracowanymi ludźmi w mieście była załoga "Aligatora". Miejscowi detektywi zrealizowali kilka dużych zleceń, dzięki którym za parę tygodni małżeństwa uważane dotąd za wielce udane staną się małżeństwami byłymi. Przy okazji szalejący tandem śledczy Burczy - Skowrońska zgromadził sporo ilustrowanych stosownymi fotkami informacji o rozbawionych mieszczneńskich notablach, które obiecali sobie wykorzystać w chwilach przyszłych kryzysów. Dla pięknego mazurskiego grodu najważniejsze były jednak zdarzenia raczej słabo odnotowane w zamglonej pamięci uczestników trzydniowych szaleństw, a zdecydowanie lepiej przez służby specjalne i mundurowe pozostające w dyspozycji Długala.

- Kaśka, siostro kochana, gdyby mi ktoś parę lat temu powiedział, że będę siedział w ogródku razem z tą całą menażerią, żarł i pił za friko, to słowo daję w ucho bym walnął od razu! - Puzon bez obrzydzenia jednak wychylił kolejny kieliszek czystej i uśmiechnął radośnie. Stolik, przy którym siedzieli w towarzystwie Bolka Pisarka i kilku młodych ludzi wyróżniał się spośród pozostałych brakiem krawatów oraz głośnym śmiechem, którym kwitowano przekomarzanie się przyjaciół.

- Ja też w zeszłym roku siedziałem pod sceną i oglądałem ten cyrk zza płotu - Bolek roześmiał się - a teraz, jaja niebieskie, sam Długal i Chruściel mieli zaszczyt mnie zaprosić!

- W końcu nie każdy jest młodym obiecującym szefem Projektu i protegowanym samego Pawło Bukowskiego. Bolek, na co ci przyszło, z ruskimi się zadajesz! - Puzon teatralnie załamał ręce.

- Witam młodzież kochaną! To przyszłość naszego miasta! Jeszcze kilka, no kilkanaście lat i przejmą rząd dusz i ciał - Długal i Najważniejszy Gość z gospodarską wizytą obchodzili po kolei stoliki.

- Przyszłość przed nami, ale ogony się wloką i rozpędzić się trudno - Kaśka szczęśliwie uniknęła obślinienia ręki i rozdrażniona nie żałowała sobie złośliwości.

- Tak, tak. Tylko ciężką pracą i cierpliwością... - zaczął Długal wtulając głowę w ramiona, lecz Puzon pokrzepiony obfitym bufetem nie żartował.

- Wola boska i skrzypce. I jeszcze małe czterdzieści lat! Panie, nie po to wracałem tu z Irlandii, żeby czekać, aż mi siwa broda wyrośnie i łaskawie będę mógł mieć coś do powiedzenia! Patrz pan na te... - tu na szczęście Długal wykazał się refleksem godnym lokalnego polityka wysokiego szczebla i płynnym ruchem podholował gościa do kolejnego stolika.

- Puzon, bucu durny! Koniecznie chcesz rozwalić na początku to, czego jeszcze nie zaczęliśmy! - Kaśka walnęła starego kumpla pod żebra.

- Co się zrobiłaś taka grzeczna! - Puzon opróżnił szybko kolejny kieliszek. - Z nimi jak nie pociągniesz po oczach to nie zajarzą!

- Dobra, dajcie spokój, lepiej chodźmy posłuchać, bo już grają - Bolek poderwał towarzystwo od stolika.

Gdy zajęli miejsca na zielonym stoku, wprawdzie daleko od sceny, lecz bez konieczności legitymowania się darmowymi zaproszeniami, odetchnęli z ulgą.

- Jeszcze nie pasujemy do tego towarzystwa - Bolek wyciągnął z kieszeni butelkę czerwonego wytrawnego i puścił w obieg.

- I całe szczęście, nie byłoby potrzeby niczego zmieniać - uśmiechnęła się Kaśka i objęła ramieniem zachmurzonego ciągle Puzona.

Dziwnym trafem kilka metrów obok usadowiły się dwie panie w moherowych beretach znane jako Szara i Czarna, a na obronnych murach zamku wznoszących się nad stokiem stanął pan w gustownym szarym mundurze. Stąd też w poświąteczny, trudny poniedziałek na biurku Długala znalazła się karteczka zapisana drobnym kaligraficznym maczkiem. Zawierała między innymi opis kolejnych butelek czerwonego wina marki "bycza krew", a także zwrócenie uwagi na szczególną formę nowego zboczenia, którego pomimo szczegółowej obserwacji nie odnotowano nawet na wiadomej paradzie w Warszawie. Długo głowiły się Szara i Czarna jak określić dokładnie zaobserwowaną sytuację. Otóż rozżalony nadal Puzon delikatnie trzymał rękę Kaśki i z każdym łykiem czulej prosił: - Siostro, prowadź, plutonami pójdziemy za tobą!

- Jak to się nazywa, zapomniałam - Szara intensywnie drapała się pod beretem - no jak siostra z bratem, rozumiesz?

- Nie rozumiem, ale też nie pamiętam - zmartwiła się Czarna - i zobacz nic z tych rzeczy! Za rączki się tylko trzymają zboczki jedne!

- Chyba zapytamy tego mundurowego. Kształcony człowiek i z góry musiał lepiej widzieć, no nie!

Stanęło w końcu na tym, że zdumiony Długal dowiedział się, iż pośród niezbyt dobrze do obecnej rzeczywistości nastawionej grupy, oddającej się relaksowi pod górką, znalazło się dwoje zboczeńców określonych jako "koziorożce plutoniczne".

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.07.20