Drzewa cierpią stojąc

Choć mamy w Szczytnie telewizję kablową, regionalny dziennik, a także lokalną prasę oraz kilka (kilkanaście) tablic informacyjnych niektórzy mieszkańcy miasta uparli się wywieszać swoje ogłoszenia na ulicznych drzewach. Zamiast zgłosić się do ww. instytucji, bo gotowych tablic w mieście jak na lekarstwo, uparli się szpilić niemiłosiernie nie największe przecież pnie ogromną ilością pinezek i spinaczy, po to tylko, aby przytroczyć swoje, byle jak sporządzone (mało estetycznie), ale jakże "ważne" ogłoszenie. Potem skutkuje to obrazkiem takim, jaki widoczny jest na fot. 1.

Jakieś postrzępione karteluszki podtrzymywane metalowymi pinezkami lub wstrzelonymi w pień spinaczami zwisają z drzewa, które cierpi stojąc, bo taka jest natura rośliny.

Gdyby zjawisko to było jednostkowe, ograniczające się najwyżej do kilku drzew można byłoby sprawcom wybaczyć, ale praktycznie co drugie, trzecie drzewo stojące przy ul. Odrodzenia, Polskiej czy Warszawskiej pełni rolę słupa ogłoszeniowego.

Ostre pinezki tkwią w pniach w tak wielkiej liczbie, bo wiszą na nich nie tylko najnowsze ogłoszenia, ale i nędzne resztki dawno zdezaktualizowanych. Nikomu bowiem nie przychodzi do głowy myśl, aby usunąć metalowe drzazgi, gdy te stają się niepotrzebne i w ten sposób w pniu drzew wciąż ich przybywa - fot. 2.

Stanowi to dowód ludzkiej głupoty, która jednak nie ogranicza się jedynie do zadawania drzewom cierpienia. Lektura niektórych bowiem ogłoszeń jeży włos na głowie z powodu nieudolności w ich redagowaniu, wystawiając przy tym autora na publiczne pośmiewisko.

Oto przykład fot.3.

Nieopodal ratusza, niewielkie ogłoszenie spisane odręcznie na skrawku papieru przybito do pnia aż 6 pinezkami! A treść...

"sprzedam tanio okna i drzwi z P.C.V. na jenorodzinny dome ze zniszko 50%" wprawia w osłupienie.

ZASIARCZONY NOBLISTA

Jedyny w zasadzie pomnik w naszym mieście to popiersie Henryka Sienkiewicza stojące na postumencie z piaskowca, tuż przy bramie wiodącej do ratusza. Przeszło 40 lat temu wdzięczne ówczesne społeczeństwo miasta Szczytna wystawiło nobliście pomnik, wszak w znanej powieści "Krzyżacy" mamy i miejscowy wątek. W wieży krzyżackiego zamku była przecież więziona Danuśka, córka Juranda. Ów gest-hołd złożony Sienkiewiczowi wiązł się z obchodami 600-lecia grodu, jakie miało miejsce w 1966 r. i z tym, że szczytnianie wybrali pisarza na patrona uroczystości.

Wykonanie pomnika zlecono znanemu rzeźbiarzowi, specjaliście od popiersi, Jackowi Pugetowi alias Puszetowi, profesorowi ASP w Krakowie. Artysta, uczeń Xawerego Dunikowskiego, nad pomnikiem pracował 5 lat (1961-66).

To znakomite ongiś dzieło dziś jest mocno skorodowane, część twarzy pokryła zielonkawa patyna, pozostałą szpeci głęboka czerń - fot. 4.

Wydeptałem szereg ścieżek do ratuszowego gmachu, aby ustalić w czyjej kompetencji leży należyta dbałość o dzieło, w końcu moje starania zostały uwieńczone sukcesem! Okazało się, iż odpowiada za to wydział oświaty, kultury Urzędu Miejskiego, któremu szefuje Robert Dobroński. Przyjąwszy mnie uprzejmie, obiecał, iż sprawą się zainteresuje, zaznaczając jednak przy tym, że nie jest to takie proste, wszak nie obejdzie się bez ingerencji wojewódzkiego konserwatora zabytków i innych kompetentnych, a uczonych osób.

Słysząc takie dictum sam zabrałem się do dzieła, tj. ustalenia, w jaki sposób można by przeprowadzić konserwację popiersia.

Co się okazuje? Ano w naszym województwie nie ma specjalistycznej pracowni, która zajmowałaby się konserwacją metali. Najbliższa jest w Toruniu, a prowadzi ją pani Alicja Tomaszewska-Szewczyk. Ona wyjaśniła mi, iż czerń, jaka pojawiła się na twarzy pisarza to wynik korozji siarczkowej, efekt toksycznego działania miejskiej atmosfery.

* * *

Przywrócenie pomnika do dawnej świetności kosztowałoby nie więcej niż 5000 zł., niezależnie od tego czy prace byłyby prowadzone na miejscu, czy w toruńskiej pracowni. Zgoda wojewódzkiego konserwatora zabytków nie jest w ogóle potrzebna, ponieważ dzieło nie jest wpisane w ogólnopolski rejestr zabytków - potrzebne są jedynie chęci, no i - oczywiście - pieniądze.

ŚMIECI REKLAMOWE

Nie od dziś wiadomo, iż rubrykę współtworzą także Czytelnicy. Ostatnio "Kurek" otrzymał pełen niepokoju sygnał od mieszkańca Gromu, który wybierając się do znajomych mieszkających w Jurgach doznał w trakcie podróży niemałego szoku.

Oto wzdłuż drogi prowadzącej do tej wsi, na ponad kilometrowym odcinku zauważył nieprzebrane ilości makulatury, którą ktoś wysypał na pobocze - fot. 5.

Wiatr wywiał część papierzysk w głąb przydrożnego lasu i teraz makulatura ścieli się po całej okolicy. Są to reklamówki sieci sklepów "Real", co widać na kolejnym zdjęciu - fot. 6.

Prawdopodobny scenariusz zdarzeń nie jest trudny do ustalenia. Zapewne rzeczona sieć handlowa zleciła komuś rozniesienie ulotek do mieszkań ewentualnych klientów, a ten ktoś załatwił tę sprawę po swojemu. Wywiózł papierzyska do lasu i buch! Niech się dzieje co chce, grunt że on zainkasował pieniądze.

2003.03.12