Najbardziej charakterystyczny budynek w mieście obchodzi jubileusz powstania. Szczycieński ratusz, bo o nim mowa, przez laików bywa często określany jako architektoniczny koszmarek, w dodatku o hitlerowskim rodowodzie. Fachowcy nie mają jednak wątpliwości, że jest to obiekt fascynujący i oryginalny, a dla mieszkańców Szczytna prawdziwy powód do dumy.

Dumny gmach

PRZECIĘCIA WSTĘGI NIE BYŁO

Inicjatorem budowy ratusza był ostatni przedwojenny burmistrz Szczytna Bruno Armgardt. Ze źródeł historycznych wynika jasno, że bez jego energii, znajomości wśród wpływowych polityków Trzeciej Rzeszy oraz wyjątkowej siły przebicia budowla nie mogłaby powstać w tak krótkim czasie i w takiej a nie innej formie. Armgardtowi udało się pominąć zwykłą, niemiecką drogę urzędową i projekt nowej siedziby władz miejskich uzgadniał od razu w kancelarii Rzeszy w Berlinie, nie zaś u odpowiednika dzisiejszego wojewody. Inwestycja w dużej mierze zyskała wsparcie z centralnego budżetu państwa a na potrzeby budowy nie zabrakło reglamentowanej wówczas w Trzeciej Rzeszy stali. Na projektanta ratusza wybrano Kurta Fricka – architekta cenionego zwłaszcza w Prusach Wschodnich, którego projekty realizowano między innymi w Królewcu. Prace przy budowie ruszyły latem 1936 roku. Rok później, jesienią, do budynku wprowadzono już pierwszych urzędników. Biorąc pod uwagę rozmiary ratusza oraz wymagający projekt, niemieccy budowniczowie wykazali się więc nie lada pracowitością. Ciekawostką jest fakt, że okazała siedziba władz miejskich nigdy nie doczekała się oficjalnego otwarcia – rzecz trudna do pomyślenia dzisiaj, kiedy najmniejsza nawet inwestycja, stanowi dla lokalnych włodarzy pretekst do uroczystego przecinania wstęgi.

Budynek stanął dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wcześniej wznosił się zamek krzyżacki. Przy jego budowie wykorzystano częściowo fundamenty dawnej budowli. Rozmiary projektu zdecydowanie wyprzedzały swoje czasy. Niemiecka precyzja dostosowywała konstrukcję obiektu urzędowego, do wielkości miasta, którego administrację miał pomieścić. W przypadku szczycieńskiego ratusza przewidywano, że będzie to budynek przystosowany do potrzeb miasta 25-tysięcznego. Tymczasem w tamtych czasach Szczytno, razem ze stacjonującym w nim wojskiem, liczyło sobie zaledwie 13,5 tys. mieszkańców. Nic zatem dziwnego, że ratusz, którego powierzchnia kubaturowa wynosi prawie 6 tysięcy metrów kwadratowych, wyposażony w masywną, 46-metrową wieżę, przez szereg lat zdecydowanie dominował w miejskim krajobrazie.

POD JEDNYM DACHEM

Zewnętrzna forma obiektu nie zmieniła się właściwie po dziś dzień. Ratusz nadal otacza fosa i granitowy mur. W dalszym ciągu pokrywa go ta sama co 70 lat temu elewacja, której piaskowożółty kolor miał w zamyśle architekta łagodzić nieco militarno – obronny styl budowli. Oryginalne są również: brama wjazdowa i zawieszony nad nią, wykuty w kamieniu herb miasta, płyty, którymi wyłożono dziedziniec, wskazówki zegarów i okna. Trochę inaczej niż kiedyś wyglądają natomiast główne drzwi wejściowe. Kiedy burmistrzem Szczytna był Henryk Żuchowski, poddano je renowacji, zmieniając nieco pierwotny wygląd.

Ratusz, choć z zewnątrz jest tą samą budowlą, co pod koniec lat 30 ubiegłego stulecia, w środku przeszedł spore zmiany. Zmieniały się nie tylko instytucje, które miały siedziby w obrębie zamkowych murów, ale również sam układ i przeznaczenie pomieszczeń.

Stanisława Ostaszewska, emerytowana kustosz Muzeum Mazurskiego, a jeszcze wcześniej pracownik szczycieńskiego magistratu przyznaje, że wszystkie zmiany trudno ogarnąć pamięcią. Przed laty ratusz nie był wyłącznie budynkiem urzędowym. Na pierwszym piętrze wschodniego skrzydła, gdzie dziś mieści się wydział gospodarki miejskiej, znajdowały się mieszkania prywatne. Jeszcze wcześniej, w części pomieszczeń zajmowanych obecnie przez muzeum, ulokowano mieszkanie burmistrza. Oprócz mieszkań w ratuszu siedzibę miała również biblioteka pedagogiczna, miejski oddział PKO oraz kolegium do spraw wykroczeń.

- Pierwotny wygląd zmieniła sala konferencyjna. Pamiętam, że kiedyś znajdowała się tam mała scena – wspomina Stanisława Ostaszewska. Kolejną ciekawą rzeczą była tzw. sala z obrączkami, czyli pokój, gdzie kiedyś udzielano ślubów. Jego nazwa wzięła się stąd, że na drzwiach wejściowych wymalowane były ślubne obrączki. Dzisiaj znajduje się tam sala 101 – miejsce posiedzeń komisji rady miejskiej i dyżurów radnych.

Wnętrze ratusza przeszło szereg przeróbek, polegających przede wszystkim na dzieleniu pomieszczeń na mniejsze części. Wymagało to wzmocnienia konstrukcji nośnej budynku.

- Stąd wzięły się słupy w piwnicach, tam, gdzie dziś jest muzeum – wyjaśnia była kustosz.

TUTAJ MIESZKAJĄ GIGANCI

Budynek ratusza stał się symbolem Szczytna. Widnieje na grafikach, pocztówkach i folderach. Trudno znaleźć witrynę internetową poświęconą miastu, na której stronie startowej nie widniałaby charakterystyczna wieża. Jednak wielu szczytnian, chwaląc jego funkcjonalność, ubolewa jednocześnie nad brzydotą budynku. Przypadkowe osoby, które pytaliśmy o zdanie w tej sprawie narzekają, że ratusz jest nieco zbyt „kwadratowy”, toporny i ogólnie rzecz biorąc – ponury. Całkowicie odmienny pogląd prezentują fachowcy.

- Szczytno powinno być dumne z takiej budowli – twierdzi architekt Andrzej Symonowicz. Jego zdaniem szczycieński ratusz to przykład nowoczesnego myślenia w architekturze. Projekt Fricka chwali za oryginalność i odwagę.

- W tamtych czasach dominowały formy pełne nawiązań do architektury starożytnego Rzymu, które znamy z późniejszego okresu jako socrealistyczne. Powstawały budowle eklektyczne, monumentalne, mające świadczyć o wielkości Rzeszy. Frick w swoim projekcie z tego wszystkiego zrezygnował – mówi Andrzej Symonowicz. Tłumaczy, że architekt z Królewca uniknął „rzymskiego” zdobnictwa, opierając się jednocześnie na rycerskiej tradycji: ratusz stanął w miejscu dawnego zamku krzyżackiego, nosił cechy budowli wojskowej, o obronnym charakterze. Dzięki tym nawiązaniom uniknął krytyki twórców hitlerowskiego kanonu w architekturze, z głównym architektem Trzeciej Rzeszy Albertem Speerem na czele.

Zachwytu nad ratuszem nie kryje również rzeźbiarz Michał Grzymysławski.

- Trudno mi dobrać słowa, bo nie mówimy tu o budynku urzędowym, ale o dziele sztuki. Z jego bryły emanuje ogromna siła, która zdaje się mówić: przybyszu, witaj w świecie wielkich ludzi tutaj mieszkają giganci. Na Warmii i Mazurach podobne budynki należą do rzadkości – twierdzi Michał Grzymysławski. Oprócz samej konstrukcji chwali również usytuowanie ratusza w planie urbanistycznym miasta, dzięki któremu jest doskonale widoczny z daleka i stanowi rodzaj punktu orientacyjnego dla gości odwiedzających Szczytno po raz pierwszy. - To prawdziwy hegemon architektury miejskiej – mówi rzeźbiarz.

TRUDNY, ALE SYMPATYCZNY

Choć na przestrzeni siedemdziesięciu lat ratusz nie stracił nic ze swojej potęgi i wciąż dominuje w miejskim krajobrazie, to kondycja wpisanego w 1991 roku do rejestru zabytków budynku jest siłą rzeczy coraz gorsza. Kierownik gospodarstwa pomocniczego przy urzędzie miejskim Wiesław Siurnicki w stanie technicznym obiektu orientuje się jak mało kto. Nie kryje, że niektóre elementy konstrukcji znajdują się w opłakanym stanie. Najpilniejszą, zdaniem kierownika, sprawą jest remont dachu. Przy silnym wietrze spadają z niego dachówki, gdzieniegdzie przecieka. Wymiany wymagają też okna. Coraz większe problemy sprawia stara kanalizacja oraz ratuszowa kotłownia. Ten ostatni kłopot ma wkrótce rozwiązać podłączenie ratusza do miejskiego systemu ciepłowniczego. Mimo że obiekt wybudowany jest z żelbetonu, również on nie wytrzymuje coraz większego natężenia ruchu w mieście: w niektórych miejscach na ścianach pojawiają się niepokojące zarysowania. Kiepsko wygląda również elewacja – ta sama, którą pokryto budynek w latach 30. Tradycyjnym zmartwieniem pracowników gospodarstwa były w ostatnich latach ratuszowe zegary. Niedawno naprawiono ich mechanizmy i wyremontowano wskazówki.

- Nosimy się też z zamiarem uruchomienia dzwonów – zapowiada Wiesław Siurnicki. Kierownik dodaje, że mimo rozmiarów ratusza, ostatnimi laty robi się w nim coraz ciaśniej. Obecnie zagospodarowane są wszystkie piętra oraz piwnice. Wolne pozostają jedynie niektóre pomieszczenia na strychu. Powierzchnia użytkowa ratusza przekroczyła według ostatnich pomiarów 3,5 tys. metrów kwadratowych. Mimo że gospodarowanie takim „olbrzymem” nie należy do zajęć prostych, Wiesław Siurnicki nie kryje swojego sentymentu do ratusza.

- To jest sympatyczna budowla, bardzo funkcjonalna. No i oryginalna. Wiele osób po prostu nam jej zazdrości – mówi kierownik.

Wojciech Kułakowski