Stan ulicy prowadzącej do specjalnej strefy ekonomicznej przyprawia dojeżdżających nią pracowników o ból głowy. I choć sytuacja taka trwa już od lat, to nie zanosi się na szybką poprawę.

Dziurawa droga do strefy

Nawierzchnię ulicy Gnieźnieńskiej, która składa się z betonowych płytek zwanych trylinką, położono jeszcze w czasach PRL-u. Już wtedy komfort jazdy samochodem po czymś takim nie różnił się od tego, jaki dawała nieresorowana furmanka poruszająca się po bezdrożach. Takie to były wówczas czasy - nieważna była wygoda podróżowania, liczył się fakt, że dojazd w ogóle był możliwy.

- Dojeżdżam do pracy po sfatygowanej nawierzchni ulicy od początku założenia strefy, czyli od 11 lat - mówi Wiesław Antosiak, pracujący w strefie. Dodaje, że ruch na tej ulicy jest wielki, w dni powszednie tir podąża praktycznie za tirem w tumanach kurzu. Gdy takie kolosy spotkają się w trakcie mijania, ledwie mieszczą się w szerokości ulicy. Także nie jest bezpieczny manewr mijania ze zwykłym miejskim autobusem lub wiozącym dzieci szkolne. Przede wszystkim jednak trzęsie podczas jazdy niemiłosiernie i gdy wreszcie jest się w miejscu pracy najpierw trzeba odetchnąć, aby uspokoić nerwy i dojść do siebie.

Ostatnio zaś miarka się przebrała, gdy dojeżdżający do pracy napotkali przeszkodę prawie nie do pokonania. Na odcinku kilkunastu metrów, zaraz za skrzyżowaniem z ul. Osiedleńczą betonowe sześciokątne płytki wypiętrzyły się do góry, a część z nich stanęła wprost na sztorc. W dodatku spod tych betonowych elementów wylewała się woda przemieszana z gliną, maskując lokalne zagłębienia. Jazda była możliwa tylko skrajem jezdni tuż pod płotem wykonanym z żelbetowych przęseł. Z kolei wysoko zwieszone tiry, pokonując przeszkodę, jeszcze bardziej psuły nawierzchnię. Sytuację starały się ratować miejskie służby drogowe. Nawieziono kilka wywrotek żwiru oraz tłucznia, dzięki czemu zniwelowano z grubsza nierówności spowodowane wypchniętymi z nawierzchni płytkami betonowymi.

- Początkowo trudno było ustalić przyczynę awarii nawierzchni - mówi inspektor Wiesław Kulas z Urzędu Miejskiego. W grę wchodziło uszkodzenie sieci wodociągowej, ale w końcu ustalono, że sprawcą złego była woda gruntowa, której poziom jest w tym roku wyjątkowo wysoki.

STANOWISKO RATUSZA

Ulica Gnieźnieńska jest drogą miejską, ale jej trylinkowy odcinek służy w zasadzie tylko na potrzeby specjalnej strefy ekonomicznej, która jak wiadomo leży na terenie gminy Szczytno.

- Korzyści z istnienia tego obszaru dla miasta są minimalne - tłumaczy wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk. Jak nam mówi, tylko nieznaczna część mieszkańców naszego miasta ma tam pracę, a poza tym nie ma już żadnych plusów, a jedynie kłopoty wynikające stąd, że wielkie tiry niszczą starą drogę.

Nadzieja na poprawę sytuacji rysuje się, niestety, dopiero w przyszłych latach. Według planów obejmujących budowę obwodnicy, do strefy będzie odchodziła droga dojazdowa z wielopoziomowego skrzyżowania, które zostanie wybudowane w miejscu przejazdu kolejowego w Korpelach. Z tego też powodu kwestia radykalnej naprawy nawierzchni ul. Gnieźnieńskiej nie jest obecnie brana pod uwagę.

Tiry, jak to tiry poruszają się na wielkich kołach i w obecnych warunkach drogowych do strefy dojadą. Co jednak mają powiedzieć kierowcy samochodów osobowych? Tracą cierpliwość czekając na zapowiadaną inwestycję drogową. Poprawy komfortu jazdy chcieliby jak najszybciej.

- Codzienna jazda po wyboistej trylince pokrywającej ul. Gnieźnieńską to istne tortury - skarżą się pracownicy zakładów usytuowanych w strefie. Jak to opisują, kiedy jedzie się po takiej nawierzchni, wstrząsy są tak niemiłosierne, że zęby dzwonią o zęby, a zawieszenie samochodu i opony niszczą się już po kilku miesiącach. Noszą się oni z zamiarem przedłożenia miastu rachunków za naprawy dokonane w ich samochodach a spowodowane fatalnym stanem ulicy Gnieźnieńskiej.

Marek J.Plitt/fot. M.J.Plitt