Dziwne znaki

Ledwie oddano ulice 1 Maja i Poznańską do eksploatacji, a już nasi czytelnicy zauważyli, że ów szlak ma dziwne, żeby nie napisać niedorzeczne, oznakowanie. Chodzi o dwa identyczne znaki drogowe z grupy uzupełniającej, które stoją przed skrzyżowaniami ul. Poznańskiej z ul. Solidarności i dalej z ul. Bohaterów Września. Są to niebieskie prostokątne tablice wskazujące kierunki jazdy z poszczególnych pasów ruchu - fot. 1. Wedle tego co widzimy, z ul. Poznańskiej można jechać tylko w lewo lub prosto, zaś kierunek w prawo jest zabroniony. No i to wydaje się właśnie ową niedorzecznością, gdyż z prawego pasa jezdni skręt w prawo jest bezkolizyjny, bo przecież ani ul. Solidarności, ani ul. Boh. Września nie są jednokierunkowe. Ktoś zatem popełnił tu drogową głupotę.

ŚCIEŻKA ROWEROWA

Podobnie wadliwe, a właściwie to nonsensowne jest oznakowanie ścieżki rowerowej wiodącej po chodniku przy wspomnianej już wcześniej ul. Poznańskiej. Jeżeli wjeżdżamy na odcinek za skrzyżowaniem z ul. Solidarności wszystko jest w porządku, co przedstawia zdjęcie - fot. 2.

Niebieski znak po lewej stronie fotografii pokazuje szlak dla pieszych i rowerów - dla tych pierwszych wyznaczony został czerwony pas chodnika, dla drugich szary. Natomiast po trotuarze leżącym po drugiej stronie ulicy jeździć rowerami nie wolno, bo zabrania tego znak widoczny po prawej stronie zdjęcia (fot. 2). Cóż, jeśli jednak poruszamy się tym samym odcinkiem ulicy, ale od strony Mrągowa, zauważamy taką oto niespodziankę - znak zakazu poruszania się rowerami po owym wspomnianym wcześniej czerwonym pasie (!) - fot. 3.

Jak widać na fotografii, rowerzysta zjechał z chodnika na jezdnię, stosując się do tego absurdalnego oznakowania, bo przecież tak naprawdę to nie jezdnia jest w tym miejscu dla rowerzystów a ów czerwony pas na chodniku. No tak, szeroko mówi się o tym, że Szczytno jest przyjazne cyklistom, że coraz więcej powstaje ścieżek rowerowych, a tu takie kwiatki!

SZPETOTA W CENTRUM MIASTA

W innym punkcie Szczytna, nieomal w jego centrum stało kiedyś jedyne kino w mieście. Dziś po tej świątyni celuloidowej taśmy pozostał tylko wielki dół ogrodzony blaszanym parkanem. No i ten parkan, a właściwie to co na nim wisi, mocno drażni jednego z naszych stałych Czytelników, pana Stanisława Drężka - fot. 4.

- Co to w ogóle ma znaczyć, przecież te postrzępione i obrywające się plakaty wyglądają niezwykle obskurnie - irytuje się pan Stanisław. Jego zdaniem takie widoki w centrum miasta to po po prostu obciach i tak dalej być nie może. Ba, dodajmy tym razem od siebie, żeby tak było tylko w tym jednym miejscu. Podobnie fatalnie wygląda drewniany parkan na ul. Leyka - fot. 5.

Zdaniem naszego Czytelnika ogłoszenia czy plakaty powinny być wywieszane nie na płotach, a miejscach do tego przeznaczonych, czyli na słupach, bądź tablicach ogłoszeniowych i basta! A poza tym, żeby był porządek, to trzeba takiego jednego z drugim, którzy zlecają wyklejanie plakatów czy ogłoszeń zobowiązać do tego, aby potem zapaskudzony płot wyczyścili do imentu, no i jeszcze pozamiatali strzępy papieru z chodnika. Pomysł to zapewne dobry, ale „Kurek” postanowił sprawdzić jeszcze, jak wyglądają nasze miejskie słupy ogłoszeniowe oraz szklane gabloty. Cóż, i one, tak jak parkany czy płoty prezentują się podobnie żałośnie. Strzępy plakatów powiewają na wietrze, pomijając już to, że ogłoszenie czy plakat wisi na plakacie, przez co są one nieczytelne, ergo nie spełniają w ogóle swojej roli - słowem absurd i w dodatku szpetota - fot. 6.

JAK SIĘ CHCE, TO MOŻNA

Parkanów w mieście mamy dostatek. Niedawno przybył nam nowy, okalający plac robót przy skrzyżowaniu ul. Ogrodowej z ul. Kościuszki, gdzie całkiem niedawno wierciła spore otwory w ziemi ogromna wiertnia, opisywana w „KM”. Tam na blaszanych elementach ogradzających teren budowy panuje ład i porządek, choć też wiszą plakaty reklamowe. Wygląda to tak, jak przedstawia to kolejne zdjęcie - fot. 7. Czyli jak się chce, to i parkany czy ogrodzenia wcale nie muszą wyglądać beznadziejnie i bałaganiarsko.

CO Z TYM KONTAKTEM

Nowe „orlikowe” boiska na co dzień są dostępne, ale pod pewnymi warunkami. Wiadomo, że dzieje się tak dlatego, aby obiekty te nie zostały zniszczone przez nieodpowiedzialną młodzież czy rozbrykane dzieci. Jak jest ochota, by pograć, wtedy i owszem należy skontaktować się telefonicznie z odpowiednią, dyżurującą akurat osobą i ta będzie miała pieczę nad wszystkim.

- No tak, tylko jak to zrobić - pytają zawiedzione dzieci. Na bramie boiska wprawdzie wisi odnośna tabliczka, ale niestety, numer telefonu jest kompletnie nieczytelny, bo napis rozmyły deszcze - fot. 8.