Muszę się przyznać bez bicia, że po ostatnich decyzjach Władz Właściwych, uznających wszelkie nawiązania do drobiu pływającego za co najmniej ryzykowne, piszę ten tekst z pewnym zaciekawieniem. Odniesienie się do takich zjawisk jak marne notowania "kaczek", nie powinno w normalnym kraju być niczym zdrożnym, ale tu już ryzykujemy razem z "Kurkiem" i jego Naczelnym. Ale czy naszą wspólną winą jest, że akurat w Szczytnie i to właśnie teraz wystąpił zespół "Kaczki z nowej paczki"? W ogóle to uważam, że tylko z bałaganu obecnej wszechwładzy wynika zezwolenie na publiczne występki zespołu o takiej nazwie. Ja zdecydowanie protestuję!

Co to ma wspólnego z gastronomicznym charakterem tych felietonów? Otóż "Kaczki" podkreślam - z nowej paczki - wystšpiły w ubiegłym tygodniu w "Pubie nr 9" w Szczytnie. A mój zakres obowiązków w "Kurku" obejmuje recenzowanie wszelkich przejawów działalności związanej ze spożyciem. Także płynów. "Pub nr 9" jest właśnie lokalem, gdzie płyny spożywać można a nawet trzeba! Tu uwaga bardzo istotna - można spożywać także płyny niewykazywane przez mierniki znajdujące się w posiadaniu organów. Miałem kilka dni temu przyjemność przybycia do "dziewiątki" pojazdem czterokołowym i w związku z tym poprosiłem o napój atrakcyjny smakowo, a niekoniecznie notowany przez alkomat. Herbatka była super, smakowała niczym campari z miętą i lekką domieszką dżinu. To, że wyszedłem z lokalu na miękkich nogach i z błyskiem w oku doprowadziłem pojazd do garażu wynikało więc tylko z uznania dla barmana - twórcy tego dzieła.

Panowie za barem "dziewiątki" prezentują bowiem poziom zdecydowanie wyższy niż ostatnie występki - kiedyś moich ulubionych - "Kaczek z nowej paczki". Swego czasu, jako osobnik wiekowy i na słusznym wymarciu, uwielbiałem "Kaczki" z udziałem pięknych pań, a przede wszystkim tekstów wznoszących się nad poziom - sorry - rozporka. Nie będę się dalej znęcał nad tekstami do melodii znanych już starożytnym rzymianom, nad chmm... no, niech będzie dowcipnymi tłumaczeniami haseł ze słownika wyrazów nie tylko obcych. Pamiętam przecież pana N. z genialnych występów np. w Gietrzwałdzie i nie wiem dlaczego "jedwabnik" w Szczytnie spadł z nitki na podłogę. Jestem za to pełen uznania dla publiczności, która dzielnie wytrwała do końca, a nawet usiłowała wesprzeć własnymi tekstami wykonawców na scenie. Tu też uwaga starszego pana - z bardzo dawnych czasów pamiętam Tadeusza Fijewskiego (kto jeszcze kojarzy to nazwisko?), który w takich momentach genialnie i natychmiast włączał publiczność do swoich monologów. Ale tu już trzeba być mistrzem.

Teraz prawie na poważnie. Stworzenie w Szczytnie sceny lekkiej, ale nie tylko podkasanej, to naprawdę niezwykłe osiągnięcie właścicieli "dziewiątki". Bywały takie próby w śp. "Mocce", ale padły szybko razem z lokalem zresztą. Kabaret czy liryczna piosenka w wielkiej sali MDK to nieporozumienie, podobne do tego jak występ Stanisława Sojki na placu Juranda w trakcie "Dni i Nocy". Jeżeli tylko jest to możliwe, a niecnie przypuszczam, że do tych występków właściciele "Dziewiątki" niestety dokładają z własnej kieszeni, to kolejne programy powinny nadal swoim poziomem promować nie tylko przytulny, uczciwie piszę, ponad miarę miasteczka atrakcyjny lokal. Można tak czy inaczej oceniać poszczególne programy, ale w "pewnym wieku" ma się swojego krawca, ulubiony stragan, dentystę, kiosk z gazetami i miejsce, gdzie siada się po południu przy kufelku. Wydaje się, po już dłuższym okresie działalności "Pubu nr 9", że nareszcie jest i w Szczytnie kilka stolików, przy których można spokojnie, bez wrzasków wesołych małolatów, pogadać, wypić kufelek, obejrzeć mecz, czy wypłakać barmanowi w klapę.

Wiesław Mądrzejowski

2006.04.12