Kilka dni temu w muzeum przywołano mnie do telefonu. Ktoś chciał rozmawiać akurat ze mną, co owszem zdarza się, ale nie często. Tym razem był to zupełnie prywatny telefon od sympatycznego i nie znanego mi pana, mieszkańca Szczytna, który chciał podziękować za felietony. Jest ich stałym czytelnikiem. Kiedy przed tygodniem przeczytał, że jestem absolwentem Politechniki Warszawskiej, a on także kończył tę uczelnię i to w tym samym czasie co ja, ośmielił się zatelefonować do akademickiego kolegi sprzed lat. Wzruszył mnie serdecznie. Pozdrawiam, Panie Tadeuszu.
Dlaczego o tym napisałem? Otóż autor felietonów, obojętnie w jakim czasopiśmie, to osoba, która wypowiada własne, całkowicie prywatne poglądy, niekoniecznie do końca spójne z przyjętym przez redakcję merytoryczno-politycznym wizerunkiem periodyku. Taki „samotny biały żagiel”. Toteż kontakty czytelników z autorem, jak opisany powyżej, niesłychanie podbudowują jego poczucie misji. No może z tą misją to przesada, ale powiedzmy - zdecydowanie dowartościowują jego prywatne ego.