Prawie dwie dekady temu wypoczywałam w najpiękniejszym zakątku popularnie nazywanym przez mieszkańców Szczytna „Wrzos” zlokalizowanym nad jeziorem Sasek Wielki. Czytałam książki, ale też korzystając z twórczego natchnienia napisałam wówczas opowiadanie o pierwszej miłości. Korzystając z tego, że trwają wakacje i letnie rozluźnienie zapraszam do lektury.

Ola wróciła do letniego domku, a jedząc obiad ciągle myślała o Krzysztofie. Wieczorem poszła sprawdzić, czy jeszcze tam jest. Był. Palił ognisko i grał na gitarze. Długo stała ukryta wśród krzewów i słuchała tęsknego dźwięku gitary. Gdy wróciła, tuż przed bramą ośrodka Krzysztof zastąpił jej drogę.
- Ładnie to tak podpatrywać?
- Przepraszam.
- Przejdziemy się?
Spacerowali leśnymi drogami rozmawiając beztrosko. Ola była przekonana, że oddalają się od miejsca spotkania, a oni po krótkiej chwili znów stanęli przed bramą.
- Mówiłem ci, że byłem tu rok temu. Znam wszystkie ścieżki - odpowiedział na jej zdziwienie.
Teraz Ola każdego dnia biegła na spotkanie z Krzysztofem. Razem pływali, opalali się, łowili ryby, zbierali jagody, grzyby, zioła... A wieczorem przy ognisku Krzysztof grał tylko dla niej.
- Już niedługo to wzgórze, gdzie stoi mój namiot, całe zakwitnie na liliowo. Już teraz niektóre wrzosowiska mają pierwsze kwiatki. Rok temu było tu tak pięknie. Wówczas nazwałem swój namiot wrzosowym.
- Ależ on jest wrzosowy.
- Szkoda, że tego nie widziałaś.
- Zobaczę teraz, przecież to za kilka dni.
Krzysztof nie odpowiedział nic, tylko podał dziewczynie pierwszy kwiatek wrzosu i wówczas na dłużej przytrzymał jej małą, delikatną rączkę. Pieścił palce, paznokietki, aż wreszcie uniósł dłoń dziewczyny do ust i na wewnętrznej stronie, wprost na linii życia złożył długi pocałunek.
- Czasem panowie całują mnie w rękę, ale nigdy w taki sposób...
- Tak całuje się kogoś, kogo się kocha i szanuje, a ja cię bardzo pokochałem, ale jesteś taka młodziutka, niedoświadczona i tak rozbrajająco niewinna, i nie dla takiego starego konia jak ja. Nie zobaczysz mojego namiotu wśród wrzosów, bo jutro wyjeżdżam. Chodź, coś ci pokażę.
Krzysztof ujął Olę za rękę i zaprowadził do dziwu natury. Przy leśnej drodze stała sosna i dąb, drzewa stykały się koronami, ale dąb dominował obejmując swoimi konarami sosnę. Tam Krzysztof pocałował Olę po raz pierwszy, tak jak całują się kochankowie, aż dwa splecione drzewa zakołysały się radośnie.
- Chciałbym otoczyć cię ramionami jak ten dąb otacza sosnę i chronić przed przeciwnościami losu, ale nie mogę, mam więc do ciebie prośbę. Pamiętaj, szanuj rodziców i szanuj siebie, a wówczas spełnią się twoje marzenia o wielkiej miłości i o wielkich przygodach. Ucz się, a gdy dorośniesz i zdobędziesz zawód, spotkasz mężczyznę swojego życia i założysz rodzinę. Wówczas zabierz ich wszystkich na wczasy „pod gruszą” i przekaż im nasz wrzosowy zakątek i te drzewa. Powiedz im z dumą, że tu po raz pierwszy całowałaś się, wtedy pomyśl proszę o mnie. Bo ja zawsze będę myślał o tobie i o tym jak zwiewna, płocha niczym łania zjawiłaś się pod moim namiotem wśród wrzosów... Tam w Olsztynie... Nie powiedziałem ci tego wcześniej, przepraszam, czeka na mnie...
Ola przytuliła się do Krzysztofa i razem z nim zapłakała.
- Dziękuję ci za twoją szlachetność i za te wszystkie cudowne chwile, które mi podarowałeś - powiedziała Ola na zawsze żegnając się z Krzysztofem.
Grażyna Saj-Klocek
2003.08.06
.