Był chłopakiem do tańca i do różańca - i to dosłownie. Znali go zarówno uczestnicy wesel, festynów, koncertów, jak i wierni biorący udział w nabożeństwach.

Grał dla Boga i ludzi Ci pierwsi kojarzyli go przede wszystkim jako mistrza akordeonu, drudzy rozpoznawali głos płynący z kościelnego chóru połączony z dźwiękiem organów. W miniony piątek pożegnaliśmy przedwcześnie zmarłego Rafała Borucha ( fot. 1 - www.facebook.com/KuzyniNeptuna/). Urodził się niespełna 44 lata temu w Mławie, ale niemal całe życie związał z ziemią szczycieńską. W Szczytnie ukończył szkołę muzyczną - ta sfera życia była dla niego niezwykle ważna. Już jako nastolatek grał w kościołach w Szymanach i Zabielach. Organistą pozostał aż do ostatniego dnia.... Już jako dorosły człowiek związał się z „Kuzynami Neptuna", zespołem specjalizującym się w muzyce szantowej. Część zawodowego życia wypełniła służba w wojsku. Przez kilka miesięcy przebywał na misji w Iraku. Od pewnego czasu pracował jako ochroniarz w Porcie Lotniczym Olsztyn-Mazury.

Szczególnie dramatycznym rokiem w jego życiu był rok 2022. Pod koniec zimy stan zdrowia Borka (taki nosił przydomek) gwałtownie się pogorszył. Powstał silny zator. Kolejne miesiące przyniosły pobyt na OIOM-ach w placówkach leczniczych w Szczytnie, Olsztynie i Nidzicy. Do zdrowia powoli zaczął wracać dopiero w ostatnich tygodniach roku. Podjął decyzję, że w grudniu zacznie posługiwać jako organista w kościele św. Stanisława Kostki w Szczytnie. Widać było, że prostowanie i zginanie palców sprawiało mu problemy, zbyt obciążające organizm okazywało się także dłuższe śpiewanie, ale miłość do muzyki wzięła górę. Wkrótce wrócił także do prób w „Kuzynach Neptuna".

Chyba nikt się nie spodziewał, że dla tego jeszcze przecież młodego człowieka ostatnim muzycznym występem będzie poranna msza 26 stycznia. Do kościoła przybył przeziębiony i mimo dużych problemów ze śpiewaniem dotrwał do końca pierwszego nabożeństwa. Zdecydował się, że na kolejnych mszach już nie zostanie. Zamówiona taksówka nie dotarła jednak do jego domu, tylko pod szpital. Na ratunek było za późno...

Zmarłego żegnali kapłani współpracujący z nim przez lata - ks. Edward Molitorys i ks. Jacek Bacewicz, parafianie, znajomi, sąsiedzi oraz wojsko z Lipowca (fot. 2). Przyjaciele zadbali o bardzo rozbudowaną oprawę muzyczną ceremonii. Nie zabrakło nawet akcentów szantowych typowych dla "Kuzynów".

Na organach, na których grał w kościele św. Stanisława Kostki  (fot. 3) , na pewno będą grać inni - tak już przecież jest. Trudno będzie jednak zapomnieć ciepły głos Rafała Borucha, sympatyczne spojrzenie przy przekazywaniu znaku pokoju i dźwięki wydobywające się spod jego palców...

Urnę z prochami zmarłego złożono w grobie na starszej części szczycieńskiego cmentarza komunalnego.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.