Załatwianie potrzeb fizjologicznych na klatce schodowej, ciągłe awantury, wizyty podejrzanych osobników z całego miasta – tak wygląda codzienność mieszkańców jednego z bloków na ul. Solidarności w Szczytnie. Mimo że uciążliwy lokator ma już wyrok eksmisyjny, wciąż zatruwa życie swoim sąsiadom.
MELINA W MIESZKANIU
Mieszkańcy bloku na ul. Solidarności 11 w Szczytnie od dłuższego czasu przeżywają istny horror. Wszystko przez uciążliwego lokatora, który nadużywa alkoholu i nieustannie zakłóca im spokój. Mężczyzna, który kilka miesięcy temu wyszedł z więzienia, zajmuje mieszkanie po zmarłej matce. Ponieważ nie płacił za media, odcięto mu prąd i gaz. Ciągle odwiedzają go koledzy, również niestroniący od mocnych trunków. Zakrapiane spotkania trwają w najlepsze także nocami. Nieproszeni goście opanowali nie tylko zamienione w melinę mieszkanie swojego kompana, ale i piwnice, przez co inni mieszkańcy mają trudności z korzystaniem z nich. Zdesperowani lokatorzy poprosili o pomoc jednego z sąsiadów, radnego Leszka Mierzejewskiego. - Budynek należy do spółdzielni. Doprowadziłem sprawę do sądu, a ten wydał wyrok eksmisji na bruk, bo jest tak źle, że gorzej już być nie może – relacjonuje radny. Problem jednak w tym, że uciążliwy lokator nadal pozostaje w mieszkaniu. Eksmisja na razie nie została wykonana, a sąsiedzi mężczyzny wciąż nie mają spokoju. - Mieszkam na IV piętrze, tuż nad nim. W nocy słychać ciągłe awantury, krzyki, wyzwiska – skarży się pani Krystyna. Dodaje, że koledzy lokatora załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne na klatce schodowej, przez co panuje na niej trudny do wytrzymania fetor. - Wychodząc z psem na dwór, muszę go brać na ręce, żeby przypadkiem w coś nie wdepnął – mówi kobieta. Na dodatek w mieszkaniu mężczyzny jest nieszczelna kanalizacja. Nieczystości zalewają pomieszczenia zajmowane przez jego sąsiadów. Na noc wyłączają oni domofony, bo schodzący się z całego miasta kompani, aby wejść do klatki, dzwonią do kogo popadnie, nie zważając na późną porę. - Zostaliśmy z tym wszystkim sami. To, co się u nas dzieje, przechodzi ludzkie pojęcie – załamują ręce mieszkańcy. Interweniowali już gdzie tylko się dało – na policji, w sanepidzie, spółdzielni mieszkaniowej, która administruje blokiem. Jak się okazuje, bezskutecznie.